7. PORWANIE

226 28 10
                                    

*Bonniebel*

Było już po północy, wszyscy spali i tylko ja siedziałam na łóżku nie mogąc zasnąć. Od ostatnich wydarzeń minął tydzień, a Marcelina dalej się nie odnalazła. Przez cały ten czas próbowałam pracować nad surowicą, ale moje myśli krążyły tylko wokół wampirzycy i Złego. Byłam chodzącym kłębkiem nerwów, a jakby tego było mało to popadłam w bezsenność. Co noc siedziałam przy oknie wypatrując Marceliny, a gdy już zasypiałam dręczyły mnie koszmary. Jedynym pozytywem była nadzwyczaj szybko gojąca się rana Finna. Obyło się bez żadnego zakażenia i tylko z lekką temperaturą. Chłopcy codziennie chodzili na zwiady do lasu, za co byłam im bardzo wdzięczna. Staram się nie dawać po sobie poznać jak bardzo sobie nie radzę, ale widziałam, że i tak martwili się moim stanem.
Wzięłam krzesło i usiadłam obok okna. Patrzyłam na księżyc w pełni, którego jasne światło bezlitośnie rozświetlało pokój.

*Gdzie jesteś Marcelino? Kiedy najbardziej cię potrzebuję, ty znowu znikasz. Dlaczego zawsze mi to robisz?*

Łzy napłynęły mi do oczu i pozwoliłam im swobodnie spłynąć po policzkach. Byłam sama i nie musiałam ani nie chciałam, udawać twardej. Starałam się nie dopuszczać do siebie myśli, że Marcelina może już nie żyć. Niestety czasem uderzało to we mnie tak mocno, że traciłam oddech. To był właśnie ten moment.

*Minęło już tyle czasu, gdzie ty do cholery jesteś!?*

Uderzyłam pięścią o parapet i schowałam głowę w rękach. Płakałam tak długo, aż zasnęłam w tej nie najlepszej do snu pozycji. Następnego dnia obudziłam się stosunkowo wcześnie, bo słyszałam jak chłopcy krzątali się na dole. Wstałam z krzesła i od razu poczułam okropny ból w karku.

*Ugh, cudownie. Po to ktoś wymyślił łóżko, żeby spać na krześle co nie Bonnibel?*

Rozmasowałam kark i przeciągnęłam się z przyjemnym chrupnięciem kości. Podeszłam do szafy i westchnęłam. Wcale nie miałam ochoty znowu udawać silnej królowej, ale czy miałam inne wyjście? Wzięłam ubrania i skierowałam się do łazienki, ale zatrzymałam się pomiędzy nią a pokojem Marceliny. Biłam się z myślami, ale ostatecznie weszłam do jej pokoju. Nie wiem czego oczekiwałam, ale po wampirzycy nie było ani śladu. Rozejrzałam się po pokoju, a mój wzrok utkwił na koszulce leżącej na łóżku. Usiadłam na nim i przejechałam ręką po pościeli. Było jak nowe. Wzięłam koszulkę do rąk, chwilę na nią patrzyłam po czym nieśmiało przyłożyłam ją do twarzy. Zamknęłam oczy zaciągając się jej zapachem. Trwałam tak chwilę, ale musiałam wrócić do rzeczywistości. Niechętnie udałam się do łazienki w celu ogarnięcia się. Moje odbicie dawno tak źle nie wyglądało. Rozczochrane włosy, blada cera, podkrążone oczy. Wszystko w jeden tydzień. Odwróciłam wzrok od lustra i szybko zrobiłam co miałam zrobić, po czym wyszłam. Zeszłam na dół starając się nie zawracać uwagi na pokój Marceliny.

- O witam. Kto to się obudził. - zaczepił mnie Finn od razu, kiedy mnie zobaczył - Jak się spało?

- Hej Finn. - odpowiedziałam zaspanym głosem - Nie było źle. - kłamstwo i udawany uśmiech, ale chłopak od razu odwzajemnił gest. Z tą różnicą, że jego był szczery i ciepły.

- Robimy naleśniki, ile chcesz?

- Cztery, z syropem. - odpowiedziałam po chwili namysłu. Mimo że nie chciałam, to musiałam cokolwiek zjeść, żeby pobudzić organizm do działania. Usiadłam do stołu i od razu dostałam od Pana Miętówki kawę. Nie czekając dosypałam sobie siedem łyżeczek cukru. Nawet jeżeli już była słodzona to cukier dobrze mi zrobi. Upiłam łyk, ale nie była gorąca więc resztę wypiłam duszkiem. Odstawiłam kubek i czekałam aż kofeina zacznie działać.

- Idziemy dzisiaj na zwiady. Wrócimy pod wieczór. - powiedział Finn kładąc przede mną talerz.

- Gdzie będziecie chodzić?

Trouble-BubblineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz