1. ZŁO

670 63 24
                                    

*Marcelina*

Byłam w drodze do KB, kiedy nad Królestwem pojawiło się to zielone coś. Widziałam trzaskające pioruny i ogień, słyszałam krzyki, czułam krew, okropnie słodki i mdły zapach. Ogólnie mówiąc, jeden wielki bałagan. Musiałam jak najszybciej dostać się do Królewny. Tak szybko jak ruszyłam, tak jeszcze szybciej stanęłam jak wryta. Z nieba zleciał... Szymon? Patrzyłam na niego i nie mogłam się ruszyć, jednak nie przez szok. Trzymała mnie ta sama niewidzialna siła, przez którą całe Królestwo i okolica zamarło. Cisza panowała tylko przez chwilę, bo nagle rozległ się jego zniekształcony głos, ale nie roznosił się po okolicy. Czułam, jakby wszedł mi do głowy i przedzierał się przez najgłębsze zakamarki mojego umysłu. Łatwo jednak domyśliłam się, że nie tylko ja się tak czułam. Wiadomość, która niosła się w mojej głowie, nie była skierowana do nikogo oprócz Balonowej. Było to najdziwniejsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam. Kiedy skończył przemawiać, znowu wszystko wróciło do "normy". Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo, ale wiedziałam, że Szymon lub kimkolwiek teraz był, szuka mojej Królewny i musiałam ją chronić. Miałam w głowie jedną myśl - dostać się do Bonnie.

*Taaa Marcy, ale najpierw musisz ominąć zabijających się Gwardzistów, uważać na ten cały deszcz, nie dać się spalić piorunom ani zagryźć potworom i oczywiście pozostać poza zasięgiem wzroku Szymona... pewnie, bułka z masłem. Robiłaś gorsze rzeczy prawda?*

Z tą myślą ruszyłam najszybciej i najostrożniej jak tylko mogłam, w stronę wieży.

*Nie dać się zabić i wszystko będzie dobrze. Tak wszystko super tylko trochę odwykłam od skradania się. Niestety tutaj nie pomogą siłowe rozwiązania. Myśl Marcy, myśl.*

W tym momencie zauważyłam otwarte okno jednej z kamienic, więc szybko do niej wleciałam i rozejrzałam się. Na szczęście w mieszkaniu nie było nikogo niebezpiecznego. Właściwie to nikogo w nim nie było, co było dla mnie wielkim plusem. Byłam sama w całkiem dużym i ciemnym salonie, rozciągającym się na całą długość kamienicy.

*Strasznie dziwne te mieszkania*

Szybko przeszłam na drugą stronę pomieszczenia i ostrożnie wyjrzałam przez okno będące jedynym źródłem światła. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, w jak idealnym miejscu wylądowałam. Kamienica stała w jednej z najlepszych dzielnic Królestwa. Z okna widać było rynek, parę innych domów a za nimi wysoko pnącą się wieżę. Tam znajdował się cel mojej misji. Słyszałam nieustający hałas spanikowanych mieszkańców i nasilający się, mdły zapach ich "krwi". Ostrożnie wyszłam na zewnątrz, niestety uderzył we mnie jeszcze mocniejszy zapach cukru i błota zmieszany z krzykami. Przez chwilę mnie zamroczyło i o mało nie zostałam przygnieciona przez wielkie ciało jednego z Gwardzistów. Szybko odskoczyłam, z powrotem do mieszkania wpadając przy tym na wielką szafę.

- Cholera! - zaklęłam wcale nie cicho i syknęłam z bólu

*To cholerstwo cały czas tu stało?*

Zapytałam się już w myślach, lecz nagle poczułam, jak uderza we mnie fala ciepła i roznosi się po całym ciele, ból zniknął, wszystkie zmysły się wyostrzyły i skupiły na celu. No tak wampirza adrenalina, teraz nic nie było w stanie mnie zatrzymać. W mgnieniu oka zmieniałam pozycje, przechodziłam z mieszkania do mieszkania i zbliżałam się do celu. Wszystko na około działo się wolniej niż wcześniej, więc nie było sensu znikać. Zwłaszcza że zablokowałoby to niektóre moje zdolności. Moje ciało wykonywało ruchy automatycznie. Nie minęło dziesięć minut, a ja już wchodziłam przez okno do pokoju Królewny. Musiałam się trochę pomęczyć z drzewem, które stało dosłownie przy oknie.

- Lepszego miejsca na drzewo nie mogłaś sobie wybrać księżniczko - wymamrotałam łamiąc kolejne gałęzie.

Kiedy już weszłam, "stanęłam" pod ścianą, serce biło mi jak szalone, a wzrokiem szukałam mojej zguby. Rozwalona doniczka, wysypana ziemia, chusteczki na podłodze, przesunięte łóżko, jest. Siedziała pod ścianą za łóżkiem razem z Miętówką, cała zapłakana, a mój wygląd w "trybie bojowym" i wejście smoka, wcale nie poprawiały sytuacji. Na szczęście była cała i zdrowa, a ja mogłam odetchnąć. Wzięłam kilka głębszych oddechów, próbując uspokoić tętno. Wzrok powoli wracał do normy tak jak cała moja sylwetka.

Trouble-BubblineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz