5. WYPRAWA

42 2 1
                                    

*Marcelina*

Od kiedy Królewna ogłosiła wyprawę do swojego laboratorium, wszyscy byli w dość ponurych nastrojach. Chłopcy próbowali jakoś rozluźniać atmosferę, ale mnie się nie da oszukać, dobrze wiedziałam, że oni też się bali. Nie jakoś mocno, ale dało się to wyczuć. Nie mogę ich jednak winić, wiem, że mieli styczność z Królem Złym, ale nie w takim wydaniu. W połączeniu z Szymonem był o wiele potężniejszy i zdecydowanie bardziej sfrustrowany. Najbardziej zastanawiało mnie co się stało, że Szymon mu uległ. Może i był naiwny i ciągle porywał królewny, ale na pewno nie był zły.

*Trzymaj się, wyciągniemy cię... Jakoś*

Kb stwierdziła, że najlepiej będzie wyruszyć jeszcze dzisiaj wieczorem, więc chłopaki oddali się ostrzeniu broni, a ona sama zamknęła się w pracowni. Zapewniła mnie, że nie będzie się przemęczać i że musi po prostu coś dopracować, ale jakoś jej nie wierzę. Od trzech godzin stamtąd nie wyszła... Cała Bonnibel. Albo chciała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, albo starała się nie myśleć o nadchodzących wydarzeniach. Zdziwiło mnie jednak, że została tam zupełnie sama, bo nawet Miętówka siedział teraz w kuchni i coś gotował. Niestety zamknęła się na klucz więc choćbym nie wiem jak chciała to i tak niczego się nie dowiem. Zostało mi jedynie zabijać czas w oczekiwaniu na zmierzch.

- Co tam gotujesz dobrego? - zapytałam Miętówkę przysiadając na stole.

- Wysokoenergetyczny obiad. - odpowiedział zdawkowo nie odrywając wzroku od tego co robił. Nie powiem, dość mnie to zdziwiło, ale ewidentnie zorientował się jak to zabrzmiało. - Wybacz moje maniery Królowo Wampirów.

- Dobra zluzuj cukrowe majty. - machnęłam ręką - Nie musisz się tak do mnie zwracać. Ja to nie Balonowa. - puściłam mu oczko, na co kiwnął głową i wrócił do obowiązków.

Patrzyłam na niego chwilę, ale raczej nie potrzebował pomocy więc wzięłam sobie jabłko i poleciałam do chłopaków.
Mieli uchylone drzwi więc zapukałam i wleciałam do środka.

- KB jeszcze nie skończyła? - zapytał Finn z podniesioną brwią.

- A jak myślisz? - rozwaliłam się na kanapie i powoli sączyłam czerwień z jabłka. Na moje pytanie chłopak tylko pokręcił głową z dezaprobatą.

- Miała się oszczędzać. - zaczął, ale przerwałam mu parskając śmiechem i prawie wyplułam kawałek owocu.

- Błagam, widziałeś, żeby ona kiedykolwiek robiła sobie przerwy w takich sytuacjach? - odpowiedziałam jeszcze przeżuwając. - prędzej Zły sam się podda niż ona się zrelaksuje.

- No tak... Cała KB. - przytaknął mi i wrócił do ostrzenia miecza.

- Wiesz Finn, myślę, że ten miecz bardziej ostry już nie będzie. - stwierdziłam wyrzucając ogryzek przez okno.

- Daj spokój, powtarzam mu to od godziny. - odezwał się w końcu Jake znad książki.

- Teraz ostrzę drugi miecz, zejdź ze mnie. - odburknął chłopak.

- Po co ci aż dwa miecze? - zapytałam podejrzliwie.

- Pazerny zawsze odbezpieczony. - oboje z Jake'em wybuchliśmy śmiechem, a chłopak popatrzył na nas pytającym wzrokiem co było jeszcze zabawniejsze. Przez dobrą chwilę nie mogliśmy się opanować.

- Chyba chodziło ci o ,,przezorny zawsze ubezpieczony". - poprawiłam go wycierając łzy śmiechu.

- Z czego się śmiejemy? - usłyszałam nagle obok. Uśmiechnięta Bonnibel stała w drzwiach opierając się o framugę.

- Wow to ty jednak potrafisz się oderwać od pracy. Już myślałam, że budujesz sobie tam sarkofag. - zakpiłam, na co zmierzyła mnie wzrokiem.

Otworzyła usta, żeby prawdopodobnie zrobić mi wykład, ale przerwał jej Miętówka wołający z dołu na obiad. Chłopcy od razu zbiegli na dół, a ja posłałam KB złośliwy uśmieszek.

Trouble-BubblineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz