Rozdział piąty

107 18 29
                                    

Calico wślizgnęła się do własnego domu niczym intruz

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Calico wślizgnęła się do własnego domu niczym intruz.

Tylko mycie i przebranie, wchodzę i wychodzę – myślała, choć to i tak nie uspokajało skołatanego serca. Dziewczyna często odczuwała niepokój, który przybierał kształt jej ojca.

– Słyszę, jak się skradasz. – Matka stała tuż przy schodach. Miała fioletowego siniaka na policzku, którego nieudolnie próbowała ukryć warstwą pudru.

Chyba płakała niedawno.

Brzmiała tak, jakby płakała.

Jednak widząc młodszą córkę znowu obudził się w niej ten złośliwy, oziębły potwór. Calico widziała na jej twarzy całą historię niekończących się kłótni i powrotów do ojca. Obietnic, że to ostatni raz. Że zmienią się oboje i będzie lepiej.

Za każdym razem kończyło się tak samo. Nieprzerwana spirala przemocy, wzajemnych oskarżeń i wyciągania z siebie wszystkiego, co najgorsze, nakręcała się na nowo. Oni musieli istnieć razem, by karmić własną nienawiść. Zamiast wspomnień, mieli w głowach przeżarte jabłka robaczywki i całą hordę demonów, która gwałtownie wyskakiwała z nich i atakowała każdego, kto był w pobliżu.

Potem był tylko płacz i ta złudna obietnica, że to ostatni raz. Tym razem naprawdę! Na zawsze, na wieczność! Tylko że wieczność trwała dla nich zdumiewająco krótko.

Matka trzymała kielich z winem. Zakołysała nim, wpatrzona w ciecz. Hipnotyzowała ją. Pozwalała zapomnieć.

– Wiesz o tym, prawda? – zaczęła kobieta.

Calico zmarszczyła brwi.

– Wiem o czym?

– Jeśli ci się tu nie podoba, zawsze możesz odejść. Poszukać lepszego miejsca, skoro tak ci źle. Nikt cię nie zatrzymuje.

Calico nerwowo bawiła się pierścionkiem na dłoni.

– Tak... – Matka zdawała się być zadowolona z każdego, wypowiadanego słowa. Przeciągała sylaby, jakby w pełni je smakowała. – Może już czas, żebyś poszukała własnego miejsca? Lozen...

Tak. Zawsze Lozen.

Lozen wspaniała. Lozen udana.

Calico przestała słuchać. Powoli wycofywała się w głąb schodów.

– To dobry pomysł – rzuciła na odchodnym. Nie pozostało nic innego.

* * *

Calico zbliżyła się do koszar Pani Światła. Oddzielone żelaznymi prętami od reszty świata jeszcze mocniej podkreślały dystans między tymi, którzy czekali przed bramą i tymi, którzy znajdowali się na dziedzińcu.

Otchłań utraconych (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz