Chapter II

850 35 20
                                    

Pedri POV'S

Nazajutrz przebudziłem się w swoim domu myśląc jedynie o tym, że nareszcie mogę odpocząć od życia w biegu, który zwał się treningami.

Sobota była dniem, kiedy mogłem postawić na siebie i nie zapieprzać jak pociąg towarowy, a jedynie skupić się na sobie i swoich potrzebach.

Moim pierwszym pomysłem na dzisiejszy dzień było przejście się piechotą do sklepu, żeby dzisiaj zjeść śniadanie, które zawierało świeże i ciepłe croissanty. Zwykle po Barcelonie poruszałem się autem, ale z racji pięknej pogody dziś postawiłem na naliczanie kroków na swoim zegarku.

—Fer, potrzebujesz czegoś na śniadanie? Idę tylko jeden raz i nie będę biec tam z powrotem na twoje zawołanie!— krzyknąłem ubierając buty i nasłuchując odpowiedź mojego brata.

Jedyne co dostałem to głuchą ciszę, więc bez czekania po prostu zabrałem telefon i wyszedłem.

Ferro
Jogurt truskawkowy, moje ulubione bułki, jakiś dobry sok, chipsy i colę.

Pedri
Frytki do tego?

Ferro
O jak proponujesz to mogą być, ale z ketchupem!

Pajac chyba nie zrozumiał sarkazmu. Czasem zastanawiałem się czy pielęgniarki nie pomyliły go w szpitalu z innym dzieckiem.

                                           [...]

Wróciłem po trzydziestu minutach, bo chyba nie do końca zrozumiałem co stało za nazwą ,,jakiś dobry sok".

Postawiłem wszystko na blacie i zacząłem przygotowywać sobie poranny posiłek, bo nie kłamiąc, naprawdę byłem już cholernie głodny.

Zabrałem talerz i siadając do stołu mój telefon zaczął wibrować informując mnie o nowym powiadomieniu.

pablo
Nudzi Ci się?

pedri
Nie.

pablo
To spraw, żeby Ci się nudziło i napisz.

Prychnąłem na jego żart i przewróciłem oczami. Czułem się przy nim jak z młodszym bratem, który co jakiś czas chce pokazać, że naprawdę kocha naszą więź.

Chłopakowi ewidentnie znudziło się przekazywanie mi informacji za pośrednictwem sms'ów, więc już chwilę później na moim telefonie ukazał się jego numer i możliwość odebrania, lub rozłączenia.

Nie miał bym serca kliknąć tego drugiego..

—Słuchaj tak pomyślałem, że może chciałbyś zawieźć mój i swój tyłek na Mar Bellę? Aurora zabiera swoje kumpele, bo jedna z nich ma urodziny, a ja i tak nie mam się gdzie podziać, więc miałem iść z nią tyle, że chyba nie mam ochoty siedzieć tam sam i słuchać o jakiś szczotach do brwi.—powiedział tak szybko jakby ktoś kazał wypowiedzieć mu to wszystko na jednym wdechu.

Musiałem w mojej głowie przejść przez postawienie sobie plusów i minusów tego wydarzenia. Jak się okazało tych drugich nie było wcale, więc zgodziłem się po kilku sekundach.

—Pab, zanim się rozłączysz to powiedz o której mam być. Nie chciałbym się spóźnić, żebyś siedział i wyrywał sobie włosy z głowy.—powiedziałem.

— Osiemnasta będzie w porządku. Zagrasz ze mną w uno..?—spytał błagalnym głosem i mogłem przysięgać, że właśnie robił swoją minę, której nawet Xavi nie mógł się oprzeć.

—Zagram, ale szykuj się, że skopie Ci dupsko.—zaśmiałem się, tak głośno, że aż sam się przestraszyłem i upomniałem siebie samego w głowie.—Do zobaczenia, hermano.

Bad idea, good story || Gonzalez x GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz