Chapter XIX

500 26 5
                                    

Pablo's POV

Lipiec 2021

Wszedłem na boisko wraz z Xavi'm oraz Laportą skanując wzrokiem wszystkich zawodników czekających już na murawie. Oczywiste było, że ich znałem, lecz nie miałem nigdy okazji porozmawiać z większością z nich.

Jedną z takich osób, był Pedri Gonzalez. Dziewiętnastolatek, który od roku również należał do składu Barcelony. Był to dobrze zbudowany czarnowłosy chłopak, którego oczy były dla mnie czymś niezwykłym.

Wpatrywał się we mnie, ale kiedy tylko ja spojrzałem na niego, ten automatycznie odwrócił głowę w drugą stronę.

Czemu tak uciekasz Gonzalez?

Październik 2021

Dużo bardziej zbliżyliśmy się do siebie z Pedrim od momentu, kiedy poznaliśmy się pierwszy raz. Obecność tego chłopaka sprawiała, że czułem się lepszy. Miałem motywację do dalszej gry, rozwoju i działania.

Pedri był moim mini mentorem, który wielokrotnie dzielił się ze mną swoimi radami, umiejętnościami czy doświadczeniem. Chłopak naprawdę posiadał dużą wiedzę i talent co sprawiało, że chciałem być taki jak on.

Jego bliskość zdecydowanie była dla mnie dobra, a zarazem trudna, bo kiedy był blisko trzymałem w środku uczucia jakimi potajemnie do go darzyłem.

Nawet nie wiedziałem, w którym momencie brunet stał się kimś więcej niż znajomym, kolegą, a następnie przyjacielem. Zrozumiałem to dopiero, kiedy po jego słowach lub zwykłym uśmiechu, doświadczałem w brzuchu ścisku, który był naprawdę przyjemny.

Ale on nigdy nie miał być mój mimo, że ja od samego początku byłem jego.

Teraźniejszość

Obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Ostatnio doświadczyłem takiego podczas wypadku samochodowego, któremu uległem jadąc z Alejandro.

—Kurwa jak boli.—złapałem się za głowę marudząc.

—Trzeba było tyle nie chlać alkoholiku.—powiedział Gonzalez siadając przy mnie z listkiem tabletek i szklanką wody.

—Mogę wziąć je sam.—powiedziałem patrząc mu w oczy.

Bał się. Kurewsko mocno się bał.

Nie, nie możesz.—powiedział wyjmując wszystkie tabletki, które miałem wziąć.

—Pedri, nie jestem dzieckiem.—odparłem na jego reakcje.

—A ja chcę mieć zdrowego i żywego chłopaka oraz przyszłego męża.—rzucił po czym podał mi wodę, abym mógł popić leki.

Zarumieniłem się delikatnie na jego słowa. Chłopak po ostatniej sytuacji miał wręcz świra na punkcie leków i wszystkiego co ostre.

—To urocze..—powiedziałem patrząc na niego.

Chłopak miał problemy z okazywaniem uczuć, więc w pełni go rozumiałem. Dlatego też pominął temat tylko uśmiechnął się delikatnie.

—Jutro po raz kolejny od dawna wychodzimy razem na mecz. Mam nadzieję, że dzisiaj będziemy pewni, że dostajesz zielone światło do gry.—cieszyłem się, że znów będę mógł biegać z nim po boisku.

Bad idea, good story || Gonzalez x GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz