Chapter XXI

577 32 13
                                    

Specjalnie dla was zdjęcie Coco na górze!

Pablo's POV
Spodziewałem się chyba wszystkiego, ale nie takiego ruchu ze strony Pedri'ego. Całą noc spędziłem przytulając się do Coco zamiast do chłopaka, który był widocznie z tego powodu zirytowany.

Wstałem z samego rana, ponieważ szczeniak zaczął lizać mnie po twarzy. Wziąłem więc malucha na ręce i skierowałem się po schodach w dół, aby dać mu jeść i zrobić sobie oraz Pedri'emu śniadanie.

Dochodziła właśnie siódma, a o dziesiątej trzydzieści powinniśmy być już w Ciutat Esportiva na treningu. Nie chciałem zostawiać malucha samego, dlatego sam zdecydowałem bez zgody drugiego ojca, że zabierzemy go ze sobą, aby mógł się wybiegać.

—Dzień dobry mój słodziaku! Cześć Gavi.—powiedział podchodząc do Coco i składając mu buziaka na główce.

—To było okropne.—poskarżyłem się na jego zachowanie.

—To za to, że spałeś z tą śmierdzącą kulką całą noc, a mnie nawet przez sekundę nie dotknąłeś.—oznajmił po czym skierował się do lodówki.

—Zrobiłem dla nas śniadanie pajacu.—ugryzłem kawałek chleba, po czym podałem mu talerz z jajecznicą i bajglem. Oboje kochaliśmy bajgle.

Zasiedliśmy do stołu oglądając jakiś program telewizyjny i skupiliśmy swój wzrok na piesku, który zajadał się właśnie swoim posiłkiem.

Byłem cholernie wdzięczny Gonzalezowi za prezent, który mi podarował. Chociaż zwierząt nie powinno się nazywać prezentami, to piesek razy corgi zawsze mi się marzył, tyle, że Aurora uczulona jest na sierść, przez co nie mogłem mieć małego kudłacza.

Ubraliśmy się oboje w ciepłe dresy, wziąłem Coco na kolana i ruszyliśmy na trening, a ja trzymając pieska w rękach, pokazywałem mu całą Barcelonę,

—Ty wiesz, że to jest pies? On Cię nie rozumie Gavi. Poza tym słaby byłby z Ciebie przewodnik.—zażartował Gonzalez.

—Myśle, że on rozumie więcej niż ty idioto.—odparłem broniąc mojego zdania i synka.

Coco byl zaciekawiony wszystkim co widział. Każdy przechodzień, budynek czy drzewo budziły w nim zainteresowanie. Czułem się jakbym naprawdę miał pod opieką bobasa.

—Na miejscu panowie.—zapowiedział Pedri parkując auto.—Bierz szczura na ręce, a ja zabiorę torby.

—Co mam wziąć?—oburzyłem się, patrząc na niego piorunującym wzrokiem.

—Twojego pieseczka kundeleczka, misia pysia najsłodszego.—prychnął idąc do bagażnika.

Co za pajac!

Zabrałem psa na rękach i poszedłem za Pedrim ciągnącym się z naszymi gratami.

Większość była już na miejscu i kiedy tylko my również się tam pojawiliśmy, nasi przyjaciele zaczęli prawie piszczeć na widok małego gościa dziwniejszego treningu. Coco chętnie dał się głaskać, a Roberta nawet polizał po twarzy i szczekał, żeby ten tylko go wziął.

Kiedy wszyscy zajęci byli szczeniakiem, ja i Pedri przebraliśmy się w ciuchy treningowe.

—Chłopaki wychodzimy.—poprosił trener, nagle skupiając wzrok na małym.—Widzę, że mamy nowego zawodnika. Obgadaliście jakiś transfer beze mnie?—spytał biorąc Coco na ręce i wyszedł na bosiko.

—To chyba macie po synie.—zaśmiał się Araujo.

Trening mijał w bardzo przyjemnej atmosferze. Coco szalał biegając w te i we w te, a my z Pedrim trenowaliśmy co jakiś czas na niego zerkając, jednak mały bardzo dobrze się bawił.

Bad idea, good story || Gonzalez x GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz