Chapter XIV

898 43 24
                                    

Pedri's POV

  Wszystko co się działo późnej pamiętam jak przez mgłę. Wyciągnąłem jak najszybciej adres od Ronalda po czym nie przebierając się pobiegłem do auta. Nie ważne, że byłem w ciuchach, które założyłem odrazu po meczu, a następnie leżałem w nich przez trzy godziny na kanapie.

Jadąc na miejsce włączyłem radio, żeby chociaż na chwilę zabić swoje myśli lecz nawet to musiało być przeciwko mnie.

Piłkarze FC Barcelony dzisiejszej nocy mieli wypadek po tym jak jeden z nich chcąc uniknąć potrącenia wyskakującego na ulicę mężczyzny zderzył się ze ścianą budynku.—powiedziała prezenterka.

Jak to kurwa że ścianą budynku!?—krzyknąłem głośno przez to, że nikt nie powiedział mi jak doszło do tego wypadku.

Droga na miejsce dłużyła mi się cholernie, lecz po dwudziestu minutach zaparkowałem w miejscu, gdzie stała już karetka, dwie policję i laweta.

Próbowałem przedostać się przez taśmę, która została rozstawiona wokół miejsca wypadku, lecz nic z tego.

—Błagam, tam jest mój chłopak..—powiedziałem, lecz później zdałem sobie sprawę z tego jak nazwałem właśnie Pablo.

Policjant zlitował się nade mną i wpuścił mnie do środka, żebym mógł odnaleźć ofiary tego zdarzenia.

Biegałem po placu chcąc znaleźć tą jedną osobę dla której tu przejechałem i która była moim oczkiem w głowie.

W końcu dostrzegłem kogoś kto siedział na progu karetki, a na sobie trzymał folię termicznią.

Patrząc w jego stronę poczułem jak zatrzymuje mi się serce. Młody miał całą głowę w krwi i rozwalona brew.

Podbiegłem do niego jak najszybciej, a on widząc mnie wstał i nic nie mówiąc objął moje ciało.

Potrzebowałem tego i jadąc tu w duchu prosiłem, żeby dano mi jeszcze raz go przytulić i być przy nim. Rozmawiać o głupotach, grać w piłkę czy nawet całować się w najbardziej randomowych momentach. To w nas kochałem. To, że mieliśmy swoje rzeczy, które robiliśmy tylko we dwoje.

—Kurwa nie wyobrażasz sobie jak się martwiłem. Tak strasznie przepraszam za wszystko co powiedziałem w szatni. Żałuję jak niczego nigdy wcześniej. Po prostu byłem wkurwiony przez to, że chciałem ten wieczór spędzić tuląc się do ciebie i jedząc słodycze, które ci kupiłem. Przepraszam już będę miał nauczkę. Przepraszam.—mówiłem jak ciągiem dopóki młody nie złapał mnie za policzki i przyłożył palec do ust na znak, żebym w końcu się uciszył.

—Już nie przepraszaj błagam. Najważniejsze, że jesteś teraz ze mną i tylko to się liczy jasne? Nie chciałbym tu teraz nikogo innego.—mówił słabo.

—Pojedziemy do szpitala prawda?—spytałem.

—My?—zmarszczył brwi.

—Myślisz, że przejechałem pół miasta, żeby teraz Cię tu zostawić? Pojadę za karetką—odparłem.

—Przecież wiesz, że nie mu..—zaczął, lecz zamilknął, kiedy zamknąłem go w uścisku.

—Ale chce. Przepłakałem całą drogę wracając z meczu i tą do Ciebie też, więc nie pozwóle sobie stracić Cię ponownie.—powiedziałem nadal go tuląc.

Staliśmy tak dopóki jeden z ratowników medycznych nie poinformował mnie, do którego szpitala jadą z chłopakiem i poprosił młodego, aby wszedł już do środka karetki.

—Jesteś dzielny okej? Widzimy się na miejscu.—powiedziałem składając mu pocałunek na czole i oddając go w ręce lekarzy.

Pablo's POV

Bad idea, good story || Gonzalez x GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz