Chapter VII

733 35 12
                                    

  Pedri POV'S

Wszedłem do domu chłopaka po tym jak pozwolił mi zagościć razem z rogalikami w środku.

—Możemy w końcu szczerze porozmawiać? Nie chciałbym mieć czegoś co jest nie
wyjaśnione.—powiedziałem.

—Wezmę tylko talerz i pójdziemy na górę. Mama mnie zabije jak nakruszę.—zaśmiał się po czym powędrował do kuchni.

—Synuś mamusi.—powiedziałem pod nosem.

—Słyszałem!—krzyknął.

Cieszyłem się, że dał mi szansę. Nie chciałem, aby między nami było coś nie tak. Potrzebowałem go, a on potrzebował mnie. Byliśmy nierozłączni odkąd chłopak dołączył do drużyny w 2021 roku.

Kiedy Pablo zabrał z dołu to co potrzebował powędrowaliśmy do jego pokoju.

—Mogę zacząć?—spytałem siadając na jego łóżku.
Chciałem mieć to już za sobą.

—Jasne, mów to co ci siedzi w głowie.—odparł po czym usiadł naprzeciwko mnie.

W tamtym momencie w głowie siedziało mi wszystko. Całą sytuacja od początku do końca. Nie wiedziałem od czego mógłbym zacząć i jak poprowadzić wyjaśnienia tak, żeby chłopak zrozumiał że naprawdę nie miałem złych zamiarów.

—Posłuchaj, ja sam nie wiem co tamtego dnia siedziało mi w głowie. Chciałbym cofnąć czas, ale wiem, że to nie jest możliwe w żadnym przypadku, a przeszłości nie zmienię. Wstałem wtedy lewą nogą i byłem pewien, że sama jazda z tobą poprawi mi humor, a dzień stanie się lepszy. Tyle, że coś się we mnie złamało, kiedy podjechałem pod twój dom, a Aurora powiedziała, że pojechałeś już z
Ronald'em.—powiedziałem tak szczegółowo jak tylko mogłem.

Szatyn z zainteresowaniem patrzył na to co mówię i rozpraszał nie faktem, że jego oczy co moment lądowały na moich.

—Chciałem być wtedy z tobą. Bałem się, że znów oddalisz się po tym, co było poprzedniego wieczoru. Pab, nie chce i nie pozwolę, żebyś oddalał się ode mnie w momencie, kiedy jesteśmy coraz bliżej siebie. Zaufaj mi. Nie zranię cię..—próbowałem przekonać chłopaka.

Ten jedynie dalej zagłębiony był w moim spojrzeniu. Wiedziałem, że to jak na niego patrze nie potrzebowało żadnego komentarza. Po prostu widział to, że pragnąłem się nim opiekować.

—To jest coś, o czym Ci nie potrafię powiedzieć..-zaczął spokojnym głosem.

—Ale być chciał..?—zapytałem licząc, że pozwoli sobie się przede mną otworzyć.

—Nie umiem Pedri..—odparł, a ja po samym głosie wiedziałem, że ma potężną gulę w gardle, a łzy napływają mu do oczu.

Przysunąłem się bliżej i podniosłem głowę chcąc zadać mu pytanie.

—Mogę?—zapytałem patrząc na jego dłonie.

Kiwnął jedynie głową, co oznaczało, że pozwolił mi być bliżej niego. Da mi dostęp do siebie, pozwalając na dotyk fizyczny, całkiem inny niż zwykłe przytulenie.

Chwyciłem za jego ręce i położyłem je na swoich kolanach tak, aby czuł moje wsparcie tak mocno jak tylko się da.

—Weź głęboki wdech. Jeśli nie chcesz mówić mi tego co masz w głowie, nie musisz. Zaczekam na Ciebie tyle ile będzie trzeba Gavi.—powiedziałem na tyle spokojnie by nie musiał się bać, ani stresować.

—Panicznie boję się odejścia drugiej osoby. Przed budowaniem relacji ogranicza mnie strach, że bliska mi osoba może ze mnie zrezygnować lub co gorsza umrzeć. Boję się odejścia, straty czy nadwyrężenia zaufania. Wiesz ile razy w środku dusił mnie lęk, że co jeśli cię już ze mną nie
ma?— wydusił na jednym wdechu, a mnie zatkało już w połowie jego wypowiedzi.

Bad idea, good story || Gonzalez x GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz