Labirynt

9 4 0
                                    

Każdy z uczestników zabawy, w labiryncie śmierci ruszył inną trasą. Na pierwszych metrach, zaiste nie zdarzyło się nic niespodziewanego. – Najwolniejszy ze wszystkich uczestników, okazał się Chaber. Widać był bardziej zainteresowany, magią która wzniosła mury labiryntu. Przyklękając, zbadał dłonią grunt, który okazał się mokry i dość grząski. Kiedy pod palcami, wymacał dość rozmoczoną kość odskoczył, chwytając za szpadel. – Spod ziemi wstał, dawno martwy szkielet. Blondyn patrzał na konstrukt z niemałym zdziwieniem. Albowiem, kości szkieleta były na tyle stare, że nie powinna ich dotknąć magia, która powołała do życia innych nieumarłych.

* * *

Nekromanci, wysunęli się na prowadzenie. Ponieważ, od razu po wkroczeniu w labirynt przywołali do siebie swoje nieumarłe sługi, wydobywając ich resztki spod ziemi, dla tego jako pierwsi byli najbliżej do osiągnięcia celu. Ależ, jaka to przykra, rzecz, że diabolik, unosząc się nad labiryntem. Komentował wszystko z czarcim rechotem.

– Zapomniałem, dodać, że ściany w labiryncie mogą się przesuwać – oznajmił, patrząc na jednego z nekromantów, któremu jedna ze ścian odgrodziła drogę. Srebrnowłosy mężczyzna, poczuł złość, jednakże niczego pochopnego nie uczynił. Kiedy chciał się wycofać, aby obrać inną drogę. Nekromanta, nie zrobił trzech kroków, a jego poplecznicy stojący, zanim cofnęli się pod ściany labiryntu, a przez klatkę piersiową mężczyzny z zawrotną prędkością przebiły się na wylot, twarde kłącza, wbijając się w ziemie przed zaskoczonym nekromantom. Mężczyzna spojrzał w dół, dotknął ruszających się, trzech grubych korzeni, jakby jakiegoś drzewa.

 – Z całą pewnością... To nie jest dobry dzień na umieranie – stwierdził nekromanta, po czym wraz z ostatnim tchem, jaki wydobył się z jego klatki padł trupem na ziemie. Konary, jakie przebiły się przez ciało mężczyzny pulsowały w nim, jakby wysysały z nekromanty, krew i moc. Po śmierci, czarodzieja powołane przez niego istoty do życia powinny runąć w częściach. Tymczasem szkielety, przypatrywały się ciekawsko całemu zdarzeniu, by następnie spojrzeć na siebie nawzajem i wzruszając ramionami rozejść się po labiryncie. Kiedy korzenie rośliny, osuszyły ciało nekromanty ze wszystkich soków, cofnęły się z powrotem w ścianę, która po chwili znów zniknęła, otwierając drogę. 

– Tak mili moi, ten labirynt jest najgorszą rzeczą, jaka mogła was spotkać... hihi...- zachichotał wrednie – przetrwają tylko najsilniejsi. Poza tym, drodzy Nekromanci, to konkurs grabarski. Wy macie własne święta, więc wszystko, co znajduje się wewnątrz labiryntu będzie reagowało agresywniej na waszą moc – po tych słowach, znów zarechotał, leżąc w powietrzu i zajadając rozżarzone kamienie spoglądał co chwilę na to, co dzieje się na dole, przy pomocy oczu i odwłoka, któregoś z tych biednych nietoperzy.

Pozostały nekromanta, zwolnił tempa, mając się bardziej na uwadze. Jednakże labirynt sprowadził go tam, gdzie padł jego towarzysz. Przykląkł przy wgnieceniu w ziemi, gdzie rozlana był jasnozielona plama. 

– Idiota – mruknął pod nosem. Tworząc, wokół siebie pancerz z kości poszedł dalej.

 * * * *

 Tymczasem Krista, odpalała szluga i wyciągała oba szpadle z ziemi. 

– Pf, cieniasy. Nie mają czegoś lepszego? – zapytała, ruszając dalej, zostawiając za sobą stertę pogruchotanych szkieletów i parędziesiąt, bardziej mięsnych trupów. Rzuciła zapałkę za siebie, przy zetknięciu z suchymi ciuchami zombie oraz specyficzną posoką z ghuli. Sterta umrzyków zamieniła się w trzaskające wesoło ognisko. Jednakże różnica między tą mogiłą a ogniskiem była tak, że tu nie trzaskały gałęzie, a wysuszone kości. – Jeszcze jakiś trup, starał się resztkami sił wyczołgać z ognia, ale dziewczyna oddzieliła jego głowę od reszty zwłok.

 – Ten leszcz, pewnie nie może się zdecydować, w którą stronę ma iść albo chodzi w kółko – prychnęła. 

Nic bardziej mylnego, zapewne jakiś wybitny krytyk sytuacji beznadziejnych oceniłyby sytuacje, w jakiej znalazł się Chaber sytuacją bez wyjścia. :

 – Wygląda na to, że Pan grabarz, nie ma pomysłu na trasę i biega w kółko bez zastanowienia, jakby go szerszeń w zadek uciął. Ha! – zaśmiał się diabolik.

 – Stul dziób! Próbuje zgubić ogon! – wydarł się z dołu Chaber, rzeczywiście biegał, nie tracąc sił na zastanawianie się i podejmowaniem decyzji o wyborze następnego skrętu. Jednakże szukał dogodnego miejsca, aby odeprzeć atak fali umarłych, która za nim ciągnęła. Znalazł takie miejsce przypadkiem, bowiem rzucił pod ścianę labiryntu, która wyrosła przed nim, nasiona. Nie zatrzymując się wykonał pieczęć.

– Grorvif, model – podnośnik. – wymienił nazwę rośliny oraz sposób jej zastosowana. Ściana labiryntu uniosła się nieco w górę, a po części rozsypała się. Grorvif – roślina o blaszkowatych twardych liściach oraz mięsistej mocnej łodydze. Grabarze specjalizujący się w Cmentarnym zielarstwie stosowali ją jako podnośnik, bądź jako sposób na wydostanie się z katakumb, kiedy jedyną drogą ewakuacji prowadziła przez strop, glebę czy dach. 

Chaber prześliznął się pod ostatnimi liśćmi, rosnącej jeszcze rośliny i nim uderzył w następną ścianę, podciął zmartwychwstałego Nekromantę, który miał chęć rzucić się na Kristę. 

– O! Dzięki frajerze, powodzenia! – machnęła ręką, chcąc wykorzystać niemiłą sytuację blondyna i go wyprzedzić. Zatrzymała ją fala umarłych, wytaczających się przez uszkodzoną ścianę labiryntu. – Hej! Ile tego nawlokłeś!? Więcej ich matka nie miała? – zapytała oburzona. 

– Zmiana zasad...- powiedział, ledwie słyszalnie diabolik, upuszczając z wrażenia rozgrzaną przekąskę. – Zmiana zasad! – krzyknął donośnie.
Przy takim hałasie Chaber wstał, aby upaść ponownie przez gorący kamień upadający na jego głowę. – Kto zniszczy ścianę, walczy ze wszystkimi na raz – oznajmił.

 Krista zatrzymała się w półkroku, nie lubiła Chabra. Irytował, drażnił ją swoim głupkowatym zachowaniem. Jednakże nie mogła pozwolić by nieprzytomny grabarz został pozostawiony całej bandzie nieumarłych, która to po słowach diabolika obeszła Kriste obojętnie, rzucając się na mięso Chabra. Zacisnęła oba szpadle.

– A niech was jasna! – krzyknęła. – Żaden truposz, nie będzie mnie olewał! – oznajmiła, zamachując się szpadlami w tył i wbijając ostrza narzędzi w dwie czaszki, przerzuciła trupy przez ramiona, roztrzaskując je na glebie. Oderwała jeden z symboli religijnych i zaciskając go w dłoni, rzuciła jeden ze swoich szpadli w plecy wstającego martwego nekromanty. Owinęła sznurek od symboli, wokół dłoni i uderzyła nim z otwartej ręki truposza, wypowiadając następujące słowa:

 – Wiara, oczyszcza ducha,
Odejdź więc duszo nieczysta! Pan
przyjmie Cię w swej klindze.
Duszo waleczna...-
Odcięła dwie kolejne głowy. – Duszo walcząca.
Walczyć po wieki z naszym panem będziesz.
Odeśle Cię, do świetlistego miecza.
Duszo niespokojna...
– Padło kolejnych pięć trupów, a ciało Kristy zaczęła powlekać świetlista poświata. – Odejdź, jak Ci nakazuje – Jej głos zmieniał barwę na bardziej męski i lekko zachrypnięty. 

– Przyjmij mą propozycję, przyjdź do Mnie pokornie. A grzechy zostaną Ci odpuszczone, a Twa waleczna dusza. Zatańczy w odwiecznym boju, jak wicher! – powiedziała donośnie już zupełnie jak nie ona, zaś z nią pojawił się zarys świetlistego smoka, z jasnozłotym puklem włosów na łbie, pomiędzy mlecznymi łózkami. Ogon jego był giętki i chudy, zakończony również złotym kucykiem. – Chodźcie więc do Mnie dusze zgubione! – Ciało Kristy padło na cztery kończyny, cofnęła prawą rękę i nogę by zaraz podnieść głowę wraz ze smokiem. W niebo wzleciał potężny ryk, z niebo się rozchmurzyło. Światło pełni księżyca, jasno oświetliło labirynt i uliczkę, po której przeszedł huragan, jakby, zwalając z nóg każdego z nieumarłych.

 Kiedy dusze nieszczęśników opuściły ciała i ten śmiertelny padół, mocne bóstwo, które przyzwała pani grabarz rozpłynęło się w powietrzu. Krista zaś padła i przewróciła się na plecy, dysząc ciężko. Niedługo potem, przysypany zwałem kości, wstał Chaber, trzymając się za guza na głowie.

– Nie jestem fraje...- chciał się unieść, ale spostrzegł, że w koło panuje grobowa cisza. Rozejrzał się, wszędzie walały szczątki poległych wrogów, a parę metrów przed nim, leżała Krista mająca najwyraźniej trudności ze złapaniem tchu. Nie tracąc czasu, skoczył ku dziewczynie i podniósł lekko jej ramiona, kładąc jej głowę na swoich kolanach.

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now