Uliczne starcie

6 3 0
                                    

Bajang czekał już na nich przed zejściem do swojej kryjówki.

-Czyli, się zgodziłeś. -Uśmiechnął się, po czym stanął dumnie wyprostowany skrzyżował ręce, kładąc dłonie na swoich barkach schylił głowę. -Witaj, Pani Śmierci.

-Witaj, Hrabio Atropa. -Przywitała się równie dostojnie, zmieniając swoją postać w ludzką.

-Czyli co, ruszamy na stolicę tak ? -Spytał Virst, nie schodząc z grzbietu Mięty.

Oboje, zarechotali patrząc z rozbawieniem i z dumą jednocześnie na postawę oraz zapał grabarza.

-Najpierw omówimy co i jak. -Powiedziała Tasza.

-Aha, czyli znów mam wejść pod ziemie. Ale tym razem nie będzie wysysać ze mnie krwi, co ? -Zapytał, nie chcąc schodzić, z grzbietu swojego wierzchowca, który zaczął na nich powarkiwać. Na jego pytanie, Atropa zaczął się niekontrolowanie śmiać.

-Jasne, że nie. W końcu, mamy wspólny cel. A Ja mam zasadę, aby nie ssać sojuszników. -Zapewnił hrabia.

-No to się jeszcze okaże, czy mamy wspólny cel... -Mruknął, niechętnie zeskakując z Mięty.

-Inaczej by Cię tutaj nie było, prawda ? -Zapytał.

-Najpierw chce poznać, Wasze konkretne zamiary wobec Mojej. -Mocno nacisnął na to słowo. -Osoby.

-Spokojnie, wszystko Ci wyjaśnimy. -Zapewniła Tasza, za którą nieufnie wszedł do podziemi, zostawiając Miętę i pozwalając się lamii plującej pobawić, z nieżywymi, ale wciąż ruchawymi ‚kolegami' z cmentarza.

*

W tym samym czasie, w stolicy na głównym placu zostały zorganizowane oddziały obrony miasta, które otrzymały za zadanie bronić pałacu oraz złapać poszukiwanych „morderców nekromantów", w postaci Kristy, Lythrumy i Plagi. W tym celu, zamiast powszechnych zbrojnych, którzy zazwyczaj patrolują ulice Manda Chapakati, wysłano w pogoń za wędrownymi grabarzami znacznie mniejszych pajęczych jeźdźców, oraz dwa mgliste mastify, którymi przewodził poraniony i poznaczony licznymi bliznami po ugryzieniach. Na pierwszy rzut oka, wyglądał jak nieco za duży gnoll, gdyby nie jego racice i pokryte, krótkim włosiem golenie. Od pasa w górę, praktycznie nie miał ciała. Jego skóra, była przebita żebrami, które tworzyły korpus na zewnątrz. Pysk stworzenia niby szakali, gdyby nie chude i drobno rozgałęzione poroże, jak u młodego jelenia sterczące z jego głowy. Rąk też nie miał zwyczajnych, były dobrze umięśnione i sięgały mu do kolan, owłosione od łokcia w dół zakończone trzema silnymi palcami, z których wystawały kostki. Paznokcie przypominały pozostałości po przednich racicach, z całą pewnością były również tak twarde.

Pod jurysdykcją stworzenia, znalazły się również jednostki powietrzne, takie jak harpie cienia. Wyrachowane i wredne ptaszyska, szkolone do rozpoznawania terenu oraz zabijania szpiegów, w zawrotnym tępię. – Po raz pierwszy, skorzystano z Tych oswojonych ptaków, podczas tak zwanej „Wojny Cieni", która miała miejsce pół wieku wcześniej. Z racji, bezszelestnego poruszania się w mroku oraz doskonałego wzroku, harpię nazwano na cześć tej wojny domowej.

Treser zwierząt bojowych, pochodzący po połowie z frakcji nieumarłych i leśnych gończych, spuścił mastify, stając na jednej racicy mocniej, rozciągnął ramiona w tył po czym wydał z siebie odgłos jelenia na rykowisku. Psy mimo braku sierści zjeżyły się a ich białe i puste oczy zabłysły wraz z zębiskami, rządzą mordu ruszając na przód w pogoni za nietypowym zapachem Yuu-tsu.

Samo stworzenie z pogranicza, również ruszyło na poszukiwania wroga.

*

Tymczasem, Zetharix starał się dostać do pałacu Demilicza, kiedy w stronę odwłoku jego wierzchowca poszybowała kolejna strzała z łuku Plagi. W ostatniej chwili zrezygnował ze wtargnięcia do pałacu władcy, kierując pająka na jego dach, przez co strzała, Plagi chybiła roztrzaskując się o uzbrojone odnóże pająka, jednocześnie krusząc nieco materiału, z którego owe uzbrojenie zostało wykonane. Dotknął końcem kostura, odwłok swojego towarzysza, przez co na czarnym jak smoła ciele pajęczaka, rozbłysły zielonkawe runy.

-Jeżeli ktoś myślał, że tak łatwo mnie dostanie to się grubo pomylił. -Stwierdził, wykonując zamaszyste ruchy nośnikiem swojej mocy. W ten sposób stworzył, nad znaczną częścią Cmentarza centralnego, zieloną chmurę przykrywającą i tak niemal niewidoczne słońce. Po czym zaczął inkantować:

Wrogów, których nie spostrzegę

Wrogów, których nie spodziewam się mieć,

Usunę z drogi swej !

Na moc, Nekromantycznej przysięgi Mej

Sczeźnijcie, w odmętach otchłani,

Abym was nie spotkał, nigdy na drodze swej !

Nad miastem, rozpętała się nawałnica, nekromantycznej mocy a z zielonej chmury zaczął opadać jad pająka, którego Zetharix dosiadał. Nie widząc na razie pogoni, w postaci Mictlana zawrócił pająka i pognał w najbezpieczniejszą część miasta. – Wierzy nekromantów.

Nawałnica spowodowała straty wśród Harpii Cienia, które oberwały kwasem albo zmieniły tor lotu, rozbijając się o coś przez gwałtowny i mocny wiatr.

Za to psom z mgły, nie zrobiło to różnicy, jednak nie umknęły czujnemu oku Plagi, który mimo szalejącej pogody, stał niewzruszenie na wierzy. Z tym że przed kwasem skrył się pod jej dachem, mierząc do jednego z biegnących psów, kiedy jedna z kropel kwasu spadła niefortunnie na grot strzały, topiąc go natychmiast ją wypuścił nie chybiając po raz pierwszy w swojej karierze. Schował się całkowicie za murem dzwonnicy, spoglądając nerwowo na swoich towarzyszy. – Podczas wychylania się, zza gzymsu roztopiła się nieco jego maska w kształcie kruczego, potężnego dzioba. Aby, móc spokojnie wypuścić strzałę i wspomóc swoich towarzyszy, cofnął się pod dzwon chroniąc się przy okazji od przeciekającego dachu. Sięgnął do kołczanu po strzałę, ze zmartwieniem stwierdził, że zostały mu ostatnie dwie. Spojrzał w dół, Krista z tarczą rzuconą przez Lythrume stawiała czoła obu mastifom, które na początku odbiły się od tarczy, rzuconej przez Yuu-tsu, aby zaraz spojrzeć na siebie i skoczyć ponownie z większą siłą, przełamując nie tylko barierę Lythruma, ale również oba szpadle Kristy.

Plaga, bez zawahania się naciągnął na cięciwę obie strzały, wypuszczając je w stronę olbrzymich psów. Kiedy je wypuścił, zostały przyjęte przez harpię cienistą, która zaraz padła martwa na bróg.

-Szlag by to...-Zaklął cicho pod nosem, schodząc z wierzy, chcąc zmierzyć się w walce wręcz. Do walki, wtrącił się niedługo stwór, dowodzący zwierzęcym oddziałem. Jego czerwone ślepia, pałały zmęczeniem i wściekłością, albowiem trujący deszcz, naruszył jego kostną strukturę a także poranił skórę. Cios jego potężnej łapy zatrzymał Lythruma swoim, krisem, który wzmocnił mało skutecznym bez księżyca zaklęciem. Stworzenie popatrzało na niego chwilę, charcząc ze zmęczenia. Zaraz jednak odepchnął go potężnym ciosem z rogów. Słysząc dwa pisknięcia, swoich zwierząt odwrócił się w stronę mastifów.

Plaga, znajdował się w przysiadzie frontem do ulicy i z wbitym, dużym i zakrzywionym ostrzem o gładkiej klindze w cielska obu psów. Jego broń świeciła się na błękit i śnieżną biel, przy rękojeści miecza trzymał również różaniec swojej religii. W drugiej zaś ręce, otwartą biblię, czytając z niej wersety niezrozumiałe dla pozostałych. Zadarł dziób swojej maski ku górze i nawałnica zaczęła ustępować. Niebo, przez krótki moment, stało się całkowicie bezchmurne. Wstając wyciągnął miecz i zamknął książkę, mierząc ostrzem w klatkę stworzenia z pogranicza.

Treser zwierząt zawył wściekle, sprowadzając im na kark wszystkie harpie i pozostałe oddziały.

-Utoruje wam drogę. -Powiedział, zwracając się do przyjaciół. Podczas gdy Krista wzięła się w garść, wyciągając swoją księgę zaklęć, a Lythruma swój wachlarz.

-Nie myślisz, Raven, że teraz Cię zostawimy co ? -Prychnęła Krista, odpalając papierosa. -Zaskoczyły mnie te psiaki. -Stwierdziła.

-Przebijamy, się do południowej bramy. Będzie najszybciej. -Zadecydował, Lythruma rozkładając lśniący i jak się okazało duży wachlarz. Wszyscy w cicho przystali na proponowaną opcje.

Plaga złożył odpowiednio dłoń, poluźniając nieco uchwyt na mieczu, który po chwili zapłonął żywym ogniem. Lythruma, posługiwał się sztuczną mocą księżyca wykorzystując do tego swój specjalny wachlarz. A Tym razem Kriscie przypadło, chronienie tyłów swoimi zaklęciami.

-A żeby te mastify...-Warknęła, przechodząc do następnego zaklęcia. Znacznie bardziej, wolała tłuc poczwary szpadlem niż magią.


Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now