Opowiadanie dodatkowe: Grzybolucja

3 1 0
                                    


Podczas tego całego zamieszania, nikt nie zwrócił uwagi na szerzącą się w podziemiach, głęboko osadzonych pod pałacem małą rewolucją, jaką przeprowadzają świecące grzyby...

Potrzebowały nieco czasu, aby zebrać odpowiednie środki i się przegrupować. – Gdy tylko tego dokonały, wyszły na odbudowywane ulice Manda chapakati, siejąc nie mały postrach wśród, rosnącej liczby ludności.

Świecące grzyby, postanowiły na naradzie wojennej, która odbyła się parę dni wcześniej, że przeją panowanie nad miastem, a przynajmniej się postarają.

Kiedy znaleziono kolejnego stwora, który był nadziany małymi włóczniami i spętany korzeniami grzybni.

Władze miasta postanowiły, zacząć coś z tym problemem robić.

W tym celu, wezwano odpowiedniego specjalistę – łowcę z zakonu Hez, z odległej krainy Leśnych gończych.

Od razu po wejściu w drzwi strażnika miasta;

-W Tym mieście, cuchnie grzybolucyjną siłą. Musieliście je nieźle rozwścieczyć. -Stwierdził łowca, wygodnie rozsiadając się za biurkiem strażnika. -Nie musicie, tłumaczyć mi mojego zadania. Żądam jednak honorarium, w wysokości osiemdziesięciu tysięcy Wornów, od górnie.

Strażnik zakrztusił się powietrzem. Bo otóż, siedzący przed nim sinoskóry, mężczyzna o ostro zakończonych, wąskich, lekko skośnych oczach, które niczym szaro metaliczne szparki śledziły każdy ruch w pomieszczeniu nie zdradzając przy tym, ani krztyny uczuć.

Przybyły jegomość, o krótkim, zadartym nosie mówił całkowicie poważnie. Świadczyło o tym między innymi zmarszczenie, krótkich brwi umiejscowionych wysoko nad oczyma łowcy.

-... Takie kwestie, nie należą do moich racji. -Powiedział, strażnik. -Zawołał zaraz nekromantę, który się zajmuję finansami. Bowiem jestem tu jako zastępca, głównego strażnika. -Powiedział.

-Ja mam czas... Ale wasze, miasto może nie przetrwać nawet kilku najbliższych godzin. -Osądził łowca, kładąc dłoń na ścianę. Jego ciut szpiczaste uszy, za którymi założone były szmaragdowe włosy – poruszyły się, jak u psa na polowaniu. -Są coraz bardziej, pewne siebie.

-Pan Virst mnie zabije... -Mruknął do siebie strażnik. Chwycił zaraz kawałek papieru i zaczął pisać. -My dogadamy to z ministrem finansów, a Pan niech powstrzyma te rośliny... -Powiedział błagalnym tonem.

Łowca mruknął niezadowolony, i po chwili wbił wielki nóż w środek stołu.

-Bez pewnej gotówki, nie tkną nawet palcem. -Oświadczył.

*

Dobito chwilę później targu z łowcą, w końcu dopiero co odbudowywane miasto było wartę ceny za obronę specjalisty, ale przy działaniach łowcy, miał towarzyszyć zastępca, dowódcy straży.

-Mógłbym przesłuchać, ofiary ? -Zapytał leśny gończy, poprawiając swoją lekką kolczugę, i nieco poszarpany, ciemny płaszcz na którym widniał złoty lis o rubinowych oczach owijający swój ogon o łapy.

-Nie wiem, czy uda Ci się coś z nich wyciągnąć... wszystkie ofiary, zostały porośnięte nowymi grzybami i bredzą. -Wyjaśnił strażnik.

-Mimo, to chce to zobaczyć. -Powiedział, kiwając głową, jakby spodziewał się poprzedniej odpowiedzi strażnika.

Było tak jak mówił, zastępca. Z ofiarami grzybolucjonistów, nie można było porozmawiać. Bez względu na wiek, płeć czy rasę byli porośnięci młodymi grzybami, które obwicie wypuszczały swój świecący śluz.

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now