Kolejna draka w nekromanckiej stolicy

4 2 0
                                    

Virst uścisnął czule kobietę.

-Gdzie tata ? -Zapytał.

-Pracuje przy szubienicy, ale powinien niedługo skończyć. Spojrzała za plecy, grabarza i patrzała, dokładnie lustrując Taszę. – No zaproś, swoją dziewczynę i kolegę do środka. Zaraz podam coś dobrego. -Powiedziała z uśmiechem.

-To nie moja dziewczyna... -Jęknął Virst pod nosem. Jednakże kobieta, nie słuchała przyszłego władcy frakcji. -Słyszeliście, mamy wikt i opierunek. -Powiedział, z uśmiechem. -Właśnie mamo, czemu jest Tutaj takie zamieszanie. Trupia mgła wokół murów i tylu nekromantów na ulicach ? -Zapytał, kiedy kobieta zaprosiła ich do stołu, podając od razu czarny chleb domowej roboty oraz kilka produktów do złożenia sobie kanapki.

-Gdzie Ty dziecko byłeś przez ten czas ? -Zapytała, zmartwiona jak zwykle. Brakowało naprawdę niewiele, aby zaczęła lamentować.

-Aaa, lepiej by mama nie wiedziała... -Jęknął.

-Został grabarzem. -Odpowiedziała krótko Tasza.

-Na pysk Shashery. Coś Ty uczynił ?! Rozumiem, jakbyś poszedł w ślady ojca, ale grabarz ? Co Cię do tego nakłoniło ?

-Markiz mnie oddał pod skrzydła grabarzy. -Westchnął i położył dłoń na ramieniu matki. -Nie martw się, zwyczajni mieszkańcy frakcji nie wytykają grabarzy. Wręcz przeciwnie, traktują nas z szacunkiem, przeciwnie do tych nadętych buców u władzy. Więc, co się tutaj działo ?

Kobieta odetchnęła głęboko i milczała długą chwilę po czym westchnęła głośno widząc godząc się z losem, który wybrał jej przybrany syn.

-Parę miesięcy temu, przybyły tutaj trzy istoty. Niby nic wielkiego, w końcu serce całej frakcji. Trzeba kiedyś odwiedzić stolicę. Nie znam szczegółów, ale słyszałam, że był to ktoś upadły z frakcji niebian, ktoś ze zniewolonej rasy i ludzka dziewczyna. Przez parę dni szwendali się po okolicy, aż nagle zaczęli atakować nekromantów i możnowładców. Wjechali również, do sali obrad gdzie zostali chyba odparci. Później rozgorzała tutaj bitwa... -Urwała, widząc minę swojego syna.

-mamo... wiesz jak mieli na imię ? Przynajmniej ta ludzka dziewczyna ? -Zapytał napiętym głosem.

-Nie wiem. Ale wiem, że to byli grabarze. Bynajmniej tak, nam powiedziano. Więc musisz uważać, bo z tego tytułu przeszukują i podejrzewają o zamach stanu, każdego grabarza na tym świecie. -Powiedziała. Virst przestał jej słuchać po usłyszeniu drugiego zdania. Oparł dłonie o blat stołu.

-Mamo... co się stało, z Tymi buntownikami ? -Zapytał poważnym głosem.

-Zaprowadzono ich pod majestat Demilicza, zapewne. A czemu Cię to interesuje ? -Zaciekawiła się. Virst jednak nie odpowiedział i wyszedł jak stał nie mówiąc dokąd zmierza.

Odetchnął głęboko, kiedy znalazł się na ulicy. Przymknął oczy, a pamięć podsuwała mu obrazy nocy z Kristą, oraz cały ten krótki czas, który spędzili w Kuroi Roze. Spojrzał w górę, na strzeliste i potężne czarne budowle, pokryte jaskrawo zielonymi pnączami. W ich murach wykuto rymy, zaklęć ochronnych.

Budowle, na które właśnie spoglądał, mieściły się na najwyższym poziomie miasta, gdzie przebywać mogli jedynie nekromanci i istoty, które obejmował dekret Demilicza, czyli nieliczne stworzenia, które nie musiał być martwe.

-Szkoły nekromantów, sejm, stajnie...-Wymieniał. Nie mógł sobie przypomnieć, co się robi w stolicy z więźniami. Wpatrywał się w czarne ściany.

Olśniło go, nie ma w mieście nekromantów więzienia, bo skazanych przerabiając na obiekty swoich badań. – Puścił się biegiem, na wyższe tereny miasta. Nie dopuszczał do siebie myśli, że mógł więcej nie zobaczyć Kristy.

-Wolałbym aby mnie tu nie było i żebym nie miał o tym wszystkim pojęcia. -Powiedział do siebie. Kiedy biegł, podrzuciło go coś od tyłu, nim się zorientował tkwił na grzbiecie Mięty, która właśnie przybyła na jego wyzwanie.

-Musiałaś mnie tropić co mordeczko ? -Zapytał, klepiąc twarde zwierzę po karku. -Cieszę się, że już jesteś... W dodatku z całym sprzętem. -Uśmiechnął się. Lamia parsknęła z radości, topiąc kulą kwasu grunt pod odnóżem pająka. Tym samym Virst miał na karku, patrol nekromantów.

-Ty mały plugawcze, plując w nas plujesz na majestat naszego pana! -Krzyknął za nim nekromanta, wyciągając swój kostur.

-Cholera, miało pójść gładko...-Mruknął, i wyciągnął swój katowski oręż.

-Mieliśmy chyba obmyślić plan działania co ? -Zapytał nagle Bajang, zatrzymując nekromante w swojej jaszczurczej formie.

-Narwańcu, ładnie to tak wychodzić, bez powiadomienia ? -Zapytała Tasza od razu w swojej prawdziwej formie z kosą.

-Wybaczcie, nie miałem czasu. -Stwierdził, schował miecz i sięgnął po nasiona. -Wydaje mi się teraz, że atak z zaskoczenia i na łapu-capu, będzie najskuteczniejszy. -Stwierdził.

-Chyba wreszcie zacząłeś łapać, o co chodzi w Twojej aktualnej robocie. Do dzieła, Ci panowie się sami nie zakopią. Za szpadel i do roboty, czego Cię uczyliśmy w Czarnym mieście ? -Zapytała żartobliwie. Kiwnął głową i rzucił pod pajęczego jeźdźca, kilka ziaren. Wyciągnął dłonie, tworząc z palców trójkąt w bramie. Czyli złączył instynktownie dwa wskazujące palce ze sobą, z resztę układając przeciwlegle i w małych odstępach.

-Owijające świat,

Strumień czasu i chaosu

Stanowią jedno,

Łączone jedynie smoczym rykiem.

Mając ten klucz, otwieram im bramę...

-Co Ty robisz ?! -Wrzasnął Bajang, odskakując. Powietrze wokół Virsta wirowało mieszając się z mocą, Mięta mocno zaparła się na łapach, a Tasza odsunęła się na stosowną odległość.

-To zaklęcie...-Zaczęła.

Kiedy Virst dokończył inkantacje zaklęcia, Lamia przyklękła, a dwie rzeki mocy, Czerwona i niebieska jakby wypływająca z ciała młodego grabarza, przepłynęła porywiście do ziaren, które rzucił. – Przez moment, Tasza dostrzegła ryczącego smoka, pokazującego się z łuny mocy Virsta, którego oczy jarzyły się zielenią.

Rzeka złączyła się. Czas sprawił, że rośliny, wyrosły potężnie a chaos sprawił, że splugawiły się. Przez co, spokojne lwie paszczki, które normalnie służył Virstowi jako otępiające zapachem przeciwnika rośliny. Teraz przeżuwały szamoczące się pająki. Nekromanci rzucali klątwy martwych i zaklęcia przyzwania, by dopaść Virsta, który po ukończeniu zaklęcia przywarł do grzbietu Mięty.

Ich sługusami zajął się Bajang, pozbywając się ożywieńców i szkieletów z przechodniów pazurami i ogonem. A klątwy, rozegnała Tasza swoją kosą, a machnąwszy nią zabrała Nekromantów i ich moc.

-Brawo ! Nie mam już żalu, że oddałem Ci się na usługi Mój Panie. -Powiedział Atropa. -Myślałem, że z Ciebie, do końca będzie miękka pipa. A tu proszę, taka heca, że nekromantów z siodeł wyrzucasz. -Uśmiechnął się w swojej bardziej ludzkiej formie.

W tym samym czasie, nad nimi pojawiła się jedna z Tych mrocznych postaci. Tasza miała dobry refleks, by osłonić się przed cięciem kosy swojego brata.

-Brawo i dla Ciebie siostrzyczko. -Spod mrocznego kaptura wydobył się grobowy śmiech.


Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now