Mistrz cechu

4 3 0
                                    

W między czasie, w podziemiach pałacu hegemona Virst zdążył rozprawić się ze szlachtującą różą, za pomocą swojej srebrnej żyłki. Jednak nim ta sztuka mu się udała, musiał się nieźle nakombinować, aby inteligentny kwiat dał się oszukać.

W tym celu użył, świeżo spreparowanych grzybów, co prawda ich moc nie była odpowiednia ze względu na ich świeżość w związku z czym, musiał ich zużyć znacznie więcej.

-Czyli trzeba, będzie przebyć jeszcze raz drogę tej Grzybolucji... -Westchnął patrząc na drogę, którą miał już za plecami.

Następny atak Bajanga, mierzącego się z Rimmonem, zmusił Virsta do natychmiastowego ataku na Iblisa.

Bynajmniej mistrz cechu grabarskiego, tak zinterpretował skok młodego następcy tronu w jego stronę.

-Muszę przyznać... -Zaczął wyniosłym tonem Iblis. -Nie spodziewałem się ataku świeżymi roślinami. Zazwyczaj, potrzeba czasu by nabrały mocy. -Schylił lekko głowę. -Jestem pod wrażeniem, botaniku spod Czarnego miasta. Ale teraz pora walczyć jak grabarz z grabarzem. -Powiedział chwytając wprawnie szpadel, i wywinął nim tak aby, mierzyć jego ostrzem w klatkę młodego grabarza.

-Hmm, ciekawa propozycja. -Stwierdził Virst ścierając rękawem krew z ust.

Obrócił swoje narzędzie do kopania. -Zaszczytem będzie dla mnie, Cię zakopać Iblisie. -Przyznał patrząc na niego z wywyższającym spojrzeniem.

Mistrz cechu prychnął w odpowiedzi.

-Jesteś zbyt smarkaty, by zwracać się do mnie w Taki sposób szczeniaku ! -Rzucił dziarsko wstając.

Wbił zaraz szpadel w ziemie, tak by podnieść nim trochę odsłoniętej gleby o podnieść ją na szufli.

-To chyba miał być pojedynek, na szpadle a nie magię staruszku. -Zakpił Virst, zaś smok w jego wnętrzu ryczał przeraźliwe starając się go powstrzymać od takich słów.

-Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę, smarkaczu ! -Oburzył się Iblis, wyrzucając ziemię ze szpadla w bok, wykonał kilka gestów ręką i dotknął ziemi.

-Matko Ziemio

Oddaj się w me władanie ! -Rzucił skrócone zaklęcie ze szkoły grabarskiej magii. Pomiędzy właśnie stającymi w szranki grabarzami, a wampirzą szlachtą wzniósł się szczelny i twardy mur z ziemi, stykający aż do sufitu.

Iblis, podparł swój szpadel na ramieniu.

-Teraz przynajmniej nikt nie będzie nam przeszkadzał, młody grabarzu. Atakuj. -Nakazał. -Pokaż, czego uczą Teraz młodzież naczelnicy i prowincjonalni mistrzowie.

-Z ogromną radością. -Uśmiechnął się Virst, w dziwny jak na siebie; przerażająco łaknący walki sposób. Grabarze z pod Czarnego miasta, mało poświęcali czasu na szkolenie go walki szpadlem. - To narzędzie, było dla nich jakby dodatkowym wsparciem, w razie gdyby inne metody zawiodły oraz gdy trzeba było coś szybko, i cicho dobić.

Jednakże była wśród nich, dwójka szaleńców miłująca tradycje ponad wszystko. Przez sześć lat, nauki grabarskiej na cmentarzu Czarnego miasta Kaba i niegdysiejszy naczelnik nekropolii Agon, nauczyli go jak radzić sobie ze szpadlem na rozmaite sposoby.

Tak więc, nic dziwnego że w ciemno błękitnej głębi oczu Virsta - przyszłego pana śmierci, lśnił ogień podniecenia tą walką.

Z ogromną rozkoszą, której smok siedzący w jego wnętrzu nie rozumiał natarł na Iblisa. Wydawać by się mogło, iż jest na tyle niezdarny we władaniu szpadlem, że ten wypadł mu z rąk podczas natarcia, a grabarz potknął się o jego trzon.

Nic bardziej mylnego, obrócił się w powietrzu by nogami obrócić szpadel w taki sposób, aby spróbować zaskoczyć Mistrza cechu atakiem od dołu.

-Phf! Strata czasu ! -Stwierdził. Nie ruszywszy się z miejsca, zwyczajnie opuścił trzon swojego szpadla, tak jakby nie zależało mu na walce. Zwyczajnie odchylił bark tak, aby narzędzie do kopania dołów swobodnie odpadło.

Wykonany z żelaznego drzewa trzon, stuknął o szuflę szpadla Virsta, skutecznie zmieniając tor uderzenia i sprowadził ostrze w ziemię, patrząc z wyższością i pogardą na młodego.

-Muszę przyznać, nie spodziewałem się takiej techniki po Takim młokosie. Ale to o wiele za mało, by móc Mnie zwalić z nóg. -Powiedział, obracając swobodnie swój szpadel w jednej ręce. -Pozwól więc, że przejdę do kontrataku. –To mówiąc ustawił się do ataku. –Nie zawiedź mnie. –Poprosił z delikatnym uśmiechem.

-Nie zawiodę Cię, mistrzu cechu. -Obiecał Virst, odskakując od niego.

-A więc, niech wygra lepszy. -Z tymi słowy, Iblis z niesamowitą prędkością jak na swój wiek zbliżył się do młodego grabarza.

Virst ledwie nadążał wzrokiem, za Iblisem będąc w szoku. – Jeżeli staruszek tak mocno uderzy jak biega... -Zaczął się zastanawiać, przez co ledwie osłonił się trzonem szpadla by choć trochę, zmniejszyć siłę uderzenia starszego grabarza. Mimo to, uderzył boleśnie o ścianę.

-Co jest, dzieciaku ? Czyżbyś panikował ? -Zapytał, z kpiną w głosie Iblis. Nacierając z drugiej strony.

Virst uśmiechnął się na to, ścierając małą stróżkę krwi z ust.

-Nic z tych rzeczy. Po prostu, jak na staruszka jest pan bardzo szybki. -Przyznał, ale nim podjął działanie, musiał skrzyżować ręce by nie paść od drugiego ataku mistrza cechu.

Mógł się tego spodziewać, w końcu tytułu Mistrza we władaniu szpadlem na splugawionych cmentarzach, nie mogą przyznać byle komu. Dodatkowo, słyszał kiedyś od Taszy, że Iblisa wszyscy darzą szacunkiem.

Virst prychnął. – Kim On do diaska jest... -Patrzał z zacięciem na starszego. – W końcu, wśród mistrzów cechu, były przynajmniej trzy awatary śmierci, jeden wampir lodu, który wywodził się z wysokiego rodu i przyszła nakromantka. Podczas gdy Ten starzec, jest zwykłym człowiekiem ! -Zastanawiał się Virst po kolejnym ciosie, który rozciął mu czoło.

Gdyby nie uskoczył w ostatniej chwili, ten cios mógłby zakończyć ich walkę. Tym czasem Iblis, stał przed nim kręcąc swoim szpadlem i patrząc z pogardą na Virsta rzekł :

-He, zakląłeś się, iż mnie nie zawiedziesz. Tym czasem, moim oczom pokazujesz, że nie reprezentujesz sobą nic ponadto co już widziałem. Chyba, wszystkie obawy Twoim zjawieniem się w stolicy. Ba! Twoimi niegdyś domniemanymi narodzinami, wydają mi się mocno przesadzone. -Prychnął Iblis.

Młody grabarz, wypluł nieco krwi z gardła i wytarł szkarłatną, lepką substancje która zaczęła zalewać mu lewe oko.

-Heh... jakim cudem jeszcze żyjesz Iblisie ? -Zapytał Virst, na co mistrz cechu spojrzał na niego niezrozumiale. -Od kiedy, ktoś z takim doświadczeniem ocenia przeciwnika po rozgrzewce ?

-Czyżbyś, chciał przez to powiedzieć, że nie dałeś z siebie wszystkiego ? -Zapytał, i nim Virst odpowiedział. Iblis-Elblis, zaśmiał się donośnie. -Szczerze wątpię w twoje "ukryte" zdolności. Ale proszę, zademonstruj je, i uratuj honor waszego żałosnego pokolenia, które nie ma nic wspólnego z Prawdziwym grabarstwem. -Z tymi słowy, Iblis natarł frontalnie na młodego grabarza.

Virst, ledwie sparował jego atak, ponieważ smok tkwiący w jego wnętrzu chciał uwolnić trochę swojej mocy, by ułatwić blondynowi jego zadanie.

-Uspokój się jaszczurze ! -Wydarł się grabarz, odskakując od następnego ciosu mistrza cechu.

Iblis spojrzał na niego zaskoczony.

-Postradałeś zmysły ? -Zapytał, chcąc brzmieć poważnie jednak w jego głosie przebijała się wyraźnie nuta kpiny i rozbawienia.

Nie odpowiedział mu na tę zaczepkę, jedynie poprawił swój szpadel.

*

-Virst... -Rozległo się głuche echo w jego wnętrzu. -Na pewno nie chcesz mojej pomocy ? Ten gość nie jest normalny...

-Nie potrzebuje. Poradzę sobie, w końcu jestem Grabarzem. Nikt nie będzie twierdził, że nie posiadam cechowej dumy. -Prychnął.


Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now