Wszystkie drogi prowadzą do stolicy

6 2 0
                                    

Z niewyjaśnionych przyczyn, Virst stracił przytomność. Jedyne, co pamiętał, to nieprzyjemny, złośliwy uśmiech na bladej twarzy krwiopijcy oraz jego ociekające śliną kły do wysysania płynów z ofiar. Kiedy się obudził, czuł się osłabiony i bez życia, gdyby nie przeszywający go ból podobny do ukłucia igły, który poczuł w różnych punktach swojego ciała jednocześnie, kiedy tylko się ruszył. 


Nim otworzył oczy, poczuł chłodne, wilgotne i zwinne przesunięcie zwierzęcia koło swoich nóg. Chwilę później, kiedy głowa grabarza opadła na prawe ramię usłyszał rozmowę w dziwnym języku. Spotkał się z nim, przynajmniej miał takie przeczucie, albowiem zgłoski miały dźwięk bardziej sykliwy, od zasłyszanych w jego życiu języków. 

Spróbował z wysiłkiem podnieść powieki, aby dostrzec, co dzieje się wokół. Jednakże był w stanie jedynie, rozchylić powieki, tak aby pozostawić szparkę, taką jak w niedomkniętych drzwiach, z tą różnicą, że widział jedynie, jakby, cienie majaczące w oddali, które poruszają się, jakby radziły nad czymś. Przysłuchał się jeszcze chwilę, dalekim głosom, aby wychwycić jak najwięcej, szczegółów z języka, jakim się posługiwali.

Kontemplacje Virsta, na jaki temat to język przerwały brutalne dwa ukłucia, w oba boki. Znał to uczucie, kiedy jeszcze ciepła i świeżo napompowana przez serce krew uchodzi z ciała, przez otwarte rany. Tym razem jednak coś jego krwi pomagało. Tym, co była jego budząca się z głębokiego snu świadomość, pozbierał fakty do kupy i uśmiechnął się w myślach do siebie. – No tak, jestem na wampirzej uczcie. Teraz wiem, jak czuje się gąbka, z której wyciskają wodę. – Stwierdził w myślach. Usłyszał zaraz donośniej jeden z wcześniej zasłyszanych głosów, tak jakby jego właściciel stał nad jego prawym uchem. Zaraz potem, odpowiedział mu znany głos hrabiego, z którym spotkał się przed utratą przytomności. Mógł być nieprzytomny, a nawet stracić pamięć. Ale był pewny, że tak wrednego i pewnego siebie rechotu, skorego do upokarzania innych – a zwłaszcza porządnych grabarzy. Nie zapomniałby nigdy w swoim życiu. 


Poczuł na swojej skórze, jak coś lepkiego i mokrego dotyka jego boków i przesuwa się z lubością po ociekających, wolno krwią ranach, aby za chwilę właściciele obu głosów znów odeszli. – Dalej Virst, obiecałeś skrócić go o głowę. – Dopingował się w myślach.

 Tak intensywnie pobudzał swoje szare komórki do działania, aż w końcu przypomniał sobie niektóre fakty. Język, którym posługiwali się krwiopijcy, był tym samym, starym dialektem, którym przemawiała do niego wężowa śmierć, przy egzaminie na grabarze, jakim uraczyła go Tasza. Co oznaczało, że oba wampiry są dość stare i pochodzą z tego samego lub zbliżonego sobie okresu. – Ucieszył się, kiedy sobie uświadomił te fakty, jednakże jego szczęście nie trwało zbyt długo. Albowiem, był na tyle pobudzony, aby na swoje szczęście lub nieszczęście, zrozumieć jedno ze zdań.

– Sesso Dies kawucioss... – Powiedział nieznany mu osobnik. Znaczyło to miej więcej tyle, co „niedługo nasza uczta się zacznie". A z kolei takie słowa, z ust krwiopijcy, mogły oznaczać nic innego, jak zakończenie życia ofiary bądź ofiar. Przełknął gorączkowo ślinę i potrząsną głową, wtedy też otworzył szerzej oczy. 


Nie poprawiło to, co prawda, standardu widzenia. Albowiem, po takiej ilości upuszczonej krwi, niejedna osoba byłaby na skraju śmierci. Rozejrzał się wkoło, był w lekko oświetlonej, małej sali. Rozpięty na jakieś kracie, do której miał przywiązane ręce i nogi. Kiedy spojrzał w dół, uśmiechnął się cierpko. Był cały pogryziony! Co gorsza, rany wyglądały na szarpane. Zaś układ wbijany w ciało grabarza zębów, sugerował, że zrobiła to jaszczurka albo inny temu podobny gad.

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now