Mictlan, zniknąłby pojawić się przed Mistrzem czterech zakonów.
-Czemu, wystawiłeś mnie do wiatru ? -Użył przerażającego głosu. Posłaniec bogów, nic sobie jednak z tego nie zrobił, poprawił jedynie swoją brodę, rozwianą przez oddech śmierci.
Podniósł leniwie oczy na czarną postać.
-Oboje zginiecie. -Powiedział. -Ale na razie mnie to nie interesujecie. -Rzekł jakby znudzonym głosem i zniknął gdzieś.
Jego postępowanie zirytowało Mictlana, który zblokował uderzenie swojej siostry, która wykonała je z całej swojej mocy. Odwrócił się z wolna, a gdzieś z dala dało się słyszeć żałobne bicie dzwonów. Zaczął się śmiać.
-He Hahahahaaaha! siostrzyczko... nieważnym jest ile dusz zebrałaś w prawy sposób i to, że z ich pomocą wróciłaś do normalnej formy. Ważne jest doświadczenie ! A Tego Ci brakuje. -Uderzył kosą, wykonując zamach po płazie. Odparła je bez problemu, tak jak on odparł jej trupojady.
-Phi... -Odsunęła się od niego i wymierzyła w niego swoją kosą. -A Ty nie zapominaj, że nie liczy się wiek, a umiejętności. Teraz rozegramy To na poważnie i przekonamy się kto jest przyszłym Bogiem Śmierci. -Powiedziała, obróciła swoją kosę trzymając ją w pionie jak żołnierz na warcie trzyma swoją broń. Odsunęła swoje krucze szpony nieco od połowy, trzonu białej jak kość słoniowa kosy i pociągnęła. Kosa zabłysła ponownie tego dnia, tym razem jednak podzieliła się na dwie połówki, połączone łańcuchem, zrobionym z łańcucha przy jej szacie. Czaszki, jakie się na nim znajdowały dostały własnego życia. W pustych do tej pory oczodołach zapłoną błękitny ogień, a po ich kościach zaczęła sączyć się krew. Przechyliła głowę i klapnęła dziobem wydobywając z siebie złowrogie kraknięcie, które rozniosło się echem pod jej togą.
Łańcuch, który łączył oba ostrze, zakołysał się, a skurczone czaszki zaczęły kłapać ponuro szczękami. Przeciągnęła łańcuchem za siebie i wymierzyła jednym ostrzem w brata podnosząc kaptur, w którym lśniły rubinowe ślepia, w pustych oczodołach, a po brudnym i wystrzępionym pierzu jak u chorego ptaka, spływała ta sama ciecz co po całej jej szacie.
Micltlan odsunął się nieco, milcząc przez dłuższą chwilę. Kosa w jego ręku zadrżała lekko.
-Fajne sztuczki siostrzyczko. A umiesz coś więcej poza krakaniem i wywoływaniem przerażenia wśród żywych ? -Zapytał kpiąco. Wziął swą broń, w obie ręce czekając na atak Rary. Rozprostowała swe biało krwawe skrzydła i wykonując obrót z zawrotną prędkością uderzyła o kosę starszego brata, którego zdołała odsunąć, podobnie z resztą jak resztę budynków przed nimi. Znajdowali się kaptur, w kaptur.
Złoto przebijające się przez jego gęstą, mroczną zasłonę lekko pękło.
Znów rozchyliła dziób, tym razem jakby w zadowoleniu.
-Widać, nie jesteś taki mocny. Ta powłoka to Tylko pozór. -Powiedziała.
-Nie, to efekt wielowiekowego terroru i grozy, w przeciwieństwie do Ciebie... -Odepchnął białego kruka. -Ja jestem Śmiercią.
Zakrakała, trzęsąc się przy tym, jakby miałby być to śmiech, i ponowiła ostre natarcie, wywijając sprawnie w szponach obiema częściami kosy.
-A sama co robiłaś w Tym czasie ? -Prychnął, uderzając ją swoim mrocznym skrzydłem. -Czemu, wolałaś służyć ludziom, zamiast skupić się na swoim zadaniu ?
-Bo wiem na ile mnie stać. A w przeciwieństwie do Ciebie, brałam udział w bitwach na granicy.
-Na nic Cię nie stać, zostałaś służącą Kutumikira Anthu. -Powiedział nienawistnie. -A trzysta pięćdziesiąt lat temu, byłem już w styksie, stara sklerotyczko ! -Krzyknął, obrażony nacierając na Taszę.
-Nie służę Ludziom ani innym bytom. Służę jedynie własnym przekonaniom, To Ty się sprzedałeś Liczą. -Wypomniała mu, wywijając się spod kosy Mictlana, wykonała to z obrotu, dzięki czemu, zaplotła na broni brata łańcuch. Czaszki grzechotały teraz w jego stronę. Zapikowała ostro, rzucając go w ziemie, podmuch wywołany upadkiem dwóch boskich tworów, był dość potężny by przewrócić Mistrza Czterech zakonów.
Mictlan zaczął się śmiać.
-Jak zwykle jesteś narwana i robisz różne głupstwa nie przemyślawszy w pierwszej kolejności, żadnych oznak. -Zakpił z niej.
*
Od pierwszego natarcia taszy, trzymał jedną rękę luźną tak jak i po upadku. Rechotał z niej, a szczęki czaszek coraz zapalczywiej szczękały zębami, jakby zwiastowały nadejście ostatniej plagi na świat kontynentu.
Odbiła się od klatki brata, wznosząc na kruczych skrzydłach.
-Nie wiem o czym mówisz ! ale, witaj się z demonami Styksu, pewnie tęskniły za tobą. -Powiedziała, szykując się do ostatecznego ciosu, złożyła szpony i wzniosła je na kosę, rzucając Zakazaną pieczęć, która była znana jedynie istotą Śmierci i mistrzowi Czterech zakonów. – Pieczęć ta, otwierała bramę, bezpośrednio do podziemnego świata, jednakże czas potrzebny do jej przygotowania był niewyobrażalnie długi, alb wymagał użycia obu kończyn, jeżeli nie posiadało się dość On jednak nie przestał się śmiać.
-Ty naprawdę jesteś głupia! Zastanów się, co się zmieniło w otoczeniu ? -Zapytał, tym samym dekoncentrując Białego kruka.
Opuściła dłonie. Dopiero teraz spostrzegła, że Micltaln zamknął ich tuż po upadku w szklanym zwierciadle – osobnym wymiarze, z którego korzystają potężnie magiczne istoty, do wykonywania naprawdę niebezpiecznych sztuk. Rodzeństwo korzystało z niego, przy „atakach z zaskoczenia".
Mroczne skrzydła Mictlana, w których były złote kości, rozsypywały się w drobny pył.
-Jak myślisz... czemu moje fizyczne, prawdziwe ciało, które stworzył IIT pęka ? Nie utrzymałem Tej mocy... ale nie przeszkadzało mi to wykonać Pieczęci i otworzyć bramy Piekieł dla Ciebie siostrzyczko ! -Śmiał się jak wariat, podczas gdy za Taszą otwarły się wielkie kamienne wrota, w których wyrzeźbiono twarze pogrążone w rozpaczy. Odwróciła się, powiew a wraz z nim buchnął zza bramy błękitny ogień gehenny. Rara Avis, była wciągana do wnętrza przez ogniste jęzory, które się owinęły wokół jej skrzydeł, ciała, karku, dzioba...
Przerwała ogniste więzy z dzioba.
-Popamiętasz mnie ! -Panicznie miotała skrzydłami. -Zobaczysz, Wrócę i wepchnę Cię zdechły leszczu ! -Więcej nie usłyszał, na szklaną posadzkę upadły jej przycięte przez bramę pazury oraz fragment szaty. Kosa rozprysnęła się, podobnie jak wymiar, w którym był Mictlan, w swojej bardziej naturalnej formie ponurego kosiarza.
-Taa...popamiętam...przez jeszcze jakieś siedem minut. -Mruknął, a następnie zwrócił swój kaptur w stronę walczących łowców z wojskiem stolicy.
*
Mistrz Czterech zakonów, patrzał na to z góry z wielkim zafrasowaniem na twarzy.
-Noo, Tego się po Tych dzieciakach nie spodziewałam... -Przyznał w końcu do siebie.
YOU ARE READING
Filary świata - Imperium śmierci
FantasíaKlasyczne fantasy, przygoda chłopaka wywodzącego się z podłego cechu, którym gardzi każdy okazuje się niezbędnym elementem intryg dworskich... Podczas swojej wędrówki dowie się kim jest i co samemu chce osiągnąć walcząc z coraz to potężniejszymi prz...