Następnego dnia rano Harry dostał możliwość, o jakiej zawsze marzył, czyli o poznaniu życia na backstage'u.
Gdy tylko otworzył oczy po tym, jak w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięku budzika, zastał go najpiękniejszy widok, o jakim mógł kiedykolwiek śnić. Louis spał twarzą do niego, niemal zapadając się w dużej poduszce, oddychając miarowo i spokojnie i nie zważając na irytujący dźwięk budzika. Jego grzywka leżała niedbale na bladym czole, już niemal sięgając do jego oczu, natomiast dłoń miał położoną tuż przy swojej klatce piersiowej w okolicy serca. Harry uśmiechnął się na to, po czym łagodnie opuszkami palców odgarnął kosmyki włosów z jego twarzy, pozwalając sobie jeszcze dotknąć delikatnie zarumienionych policzków. Z tej odległości widział każdą idealną nieidealność jego skóry oraz każde małe wzdrygnięcie pod wpływem snu, które wprowadzało bruneta w stan trudnej do opisania euforii. Od samego początku, od kiedy tylko zaznajomił się z artystą, uważał go za naprawdę piękną osobę, jednak nie sądził, że kiedykolwiek przyzwyczai się do myśli, że ma możliwość obserwowania jej nie przez ekran telefonu, a w rzeczywistości.
Louis był tak cholernie piękny, że zaczynało go to boleć. Szczególnie w momencie, w którym się uśmiechał — serce Harry'ego wypełniało się wtedy przyjemnym ciepłem, a klatka piersiowa bezpieczeństwem, dzięki któremu chłopak czuł, że w końcu może odpocząć. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczył, nawet w swoim rodzinnym domu, który zawsze uważał za swoją ostoję relaksu i odpoczynku, gdy świat krążył zbyt szybko, a on czuł, jakby się cofał.
— Musisz wstać — szepnął niepewnie Harry, poruszając jego ramieniem. Louis jedynie wzdrygnął się na ten gest, nawet nie otwierając oczu. — Hej! — zaśmiał się i żartobliwie uszczypnął jego policzek. — To ty ustawiłeś budzik!
— Wyłącz go, proszę — mruknął Louis, a następnie odwrócił się plecami do bruneta. — To ja jestem gwiazdą, mogą na mnie poczekać.
— W wywiadzie mówiłeś, że nie lubisz gnić w łóżku.
— Zmieniam zdanie — powiedział, brzmiąc przy tym na zirytowanego. — Zarządzam jeszcze co najmniej pół godziny, a potem mogę się wziąć do pracy.
Harry wiedział, że i tak za kilka minut ktoś przyjdzie ich obudzić, jednak nie potrafił przeciwstawić się Louisowi. Z tyłu głowy miał na uwadze to, że to było niezdrowe, natomiast wciąż był tylko nieśmiałym chłopakiem, który nie potrafił niczego zrobić po swojemu w obawie, że zostanie znienawidzony przez osoby, które były dla niego całym światem.
— Obiecałeś, że pokażesz mi backstage i poznasz mnie ze swoimi przyjaciółmi — odparł po chwili zastanowienia. — A już jest ósma, więc...
Louis odwrócił się gwałtownie, na co serce Harry'ego na moment się zatrzymało, bojąc się, że przekroczył granicę. Jednak tylko w chwili, gdy Louis z rozbawieniem położył dłoń na jego biodrach i zaczął go łaskotać, zaczął się rozluźniać.
— Nie dasz mi żyć, prawda? — zapytał szatyn, na co Harry zaczął się śmiać. — Przysięgam, z rana wszyscy mnie irytują, szczególnie gdy się nie wysypiam.
— To twoja praca, Louis! — śmiał się, jednocześnie próbując odsunąć ręce Louisa od swojego ciała. Mężczyzna jednak nie odpuszczał, niemal od razu kierując palce na jego brzuch. — I przestań mnie łaskotać!
Ostatecznie Louis odsunął się od niego po dobrej minucie, po której wrócił do swojego łagodnego dotyku, ponownie w ciągu ostatnich trzech dni sprawiając, że Harry poczuł się, jakby przeszedł przez bramy nieba. Piosenkarz przytulił go na powitanie, pospiesznie głaszcząc bruneta po głowie, a następnia wstał i — w końcu! — wyłączył budzik.