Cztery

7K 299 50
                                    

Jej umysł zasnuwała mgła. Wiedziała, że leżała na plecach. Pod palcami wyczuła gładki, zimny materiał. Zesztywniała, nie mogąc przypomnieć sobie, co się stało i gdzie się znalazła. To niemożliwe... Czy znowu...?

Zmusiła się do uniesienia powiek i zaraz opanowała ją nieopisana ulga, kiedy zobaczyła wpatrujące się w nią granatowe tęczówki, zupełnie niepodobne do tych, które żyły w jej wspomnieniach.

– Schlebiasz mi – odezwał się męski głos.

Zamrugała.

– Co?

– Za każdym razem, kiedy się spotykamy, zapominasz, jak oddychać. – Znowu odezwał się ten sam głos, tylko tym razem usłyszała w nim nutkę rozbawienia. – Jestem aż tak cudowny?

Mgła przerzedziła się i do Laury w końcu dotarło, gdzie była i kto się nad nią pochylał. Gwałtownie się podniosła, chcąc jak najszybciej wstać z materaca, jednak zapomniała o przeszkodzie znajdującej się tuż przed jej twarzą i przywaliła głową prosto w czoło mężczyzny.

– Uważaj – zaśmiał się, masując bolące miejsce. – Bo jeszcze pomyślę, że konkurencja wysłała cię, żeby mnie znokautować.

Laura nawet nie czuła bólu. Całkowicie pochłonęło ją poczucie wstydu i zażenowania. Kolejny raz zemdlała w obecności tego mężczyzny i pragnęła zapaść się pod ziemię, cokolwiek, byleby przestał jej się tak intensywnie przyglądać.

Wstał i wyciągnął do niej rękę. Popatrzyła to na niego, to na dłoń, i chociaż w głębi duszy przeczuwała, że dotknięcie jego skóry, nie przywołałoby wspomnień, nie zamierzała ryzykować swojej reakcji. Nie ufała ani umysłowi ani ciału, więc podniosła się z ziemi, przy okazji próbując podnieść swoją dumę i otworzyła usta, gotowa powiedzieć, dlaczego przyszła do klubu, lecz z jej gardła wydobyło się jedynie ciche:

– Sambor?

– To będę ja – oznajmił wysoki mężczyzna, który stanął koło, jak wcześniej sądziła, Sambora i założył ręce na piersi.

Poczuła ukłucie strachu na jego widok, ale zaraz upomniała się w myślach. Spokojnie, na razie nikt nie sprawiał wrażenia, że chce cię skrzywdzić. To wcześniej było tylko wypadkiem. Skup się na rzeczywistości.

Opanowała emocje i skupiła się na osobniku stojącym przed nią. Biła od niego onieśmielająca aura surowości i mądrości. Wyglądał na starszego od mężczyzny z parku, coś po trzydziestce. Miał tak samo ścięte ciemne włosy – dłuższe na górze, krótsze przy bokach – i ciemnobrązowe oczy. Nosił czarne spodnie dresowe, obcisłą koszulkę z krótkim rękawem i sportowe buty.

Laura czuła się totalnie zdezorientowana. Była przekonana, że mężczyzna z parku jest właścicielem klubu, ale wyglądało na to, że się myliła. Sytuacja od samego początku nie szła po jej myśli i obawiała się, jak potoczy się dalej.

– To nie ty? – upewniła się, zerkając na boksera.

Pokręcił głową, uśmiechając się przepraszająco.

– Jak ostatnio sprawdzałem, ludzie nadal mówią do mnie Mir.

Zaskoczyło ją to. Nigdy nie słyszała takiego imienia i uważała, że bardziej pasowało na przezwisko.

– Znowu rozdawałeś moje wizytówki na prawo i lewo? – Sambor spojrzał groźnie na Mira. – Mówiłem tyle razy, żebyś informował mnie, kiedy to robisz.

– To była wyjątkowa sytuacja.

– Właśnie widzę – mruknął, po czym zwrócił się do dziewczyny: – Imię?

A imię jej szeptał wiatr | ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz