Trzydzieści cztery

5.2K 260 53
                                    

Minęły dwa tygodnie, odkąd Laurę pochłonęła ciemność. Nie pamiętała za dużo z tego okresu, jednak pamiętała każdą wizytę Mira. Niektóre wspomnienia widziała jak przez mgłę, ale wiedziała, że Mir był przy niej. Nie opuścił jej, kiedy go potrzebowała i to właśnie ostatnia noc wyciągnęła ją z koszmarów, które fundował jej własny umysł.

Mir po raz kolejny ją uratował.

Aniela proponowała, żeby na jakiś czas odpuściła sobie treningi, ale Laura czuła, że musi ćwiczyć. Pragnęła być silniejsza niż jej przeszłość i nie zamierzała pozwolić, żeby cała praca, którą włożyła w siebie, poszła na marne.

Wchodziła właśnie do klubu, kiedy Sambor poprosił ją do gabinetu.

– Nie chcę przywoływać tamtego dnia, ale powiedziałaś wtedy coś tak absurdalnego, że muszę – oznajmił.

Laura zamrugała. Sambor opierał się o biurko, ręce trzymając skrzyżowane na piersi, a jego wyraz twarzy był... Dziewczyna nie wiedziała, jak go określić. Zniesmaczony? Zmartwiony? Coś pomiędzy?

Nie miała też pojęcia, o co chodziło.

– Pamiętasz, kiedy zostałem draśnięty nożem, prawda?

Niepewnie skinęła głową.

– W trakcie tego całego chaosu powiedziałaś, że to twoja wina, że mnie zranił.

– Przepraszam, gdyby nie...

– Milcz – natychmiast jej przerwał. – Po prostu się nie odzywaj, a słuchaj dokładnie, co mam ci do powiedzenia.

Laurze mocniej zabiło serce na jego ostry ton.

– To nie była twoja wina – powiedział stanowczo. – Nie była, nie jest i nigdy nie będzie. Nie ty wyjęłaś nóż i nie ty mnie nim zaatakowałaś. Obwinianie się za coś, czego nie zrobiłaś, jest najgłupszą rzeczą na świecie. Nigdy przenigdy tego nie rób, jasne?

Zamrugała, czując wilgoć pod powiekami. Czy Sambor się o nią martwił...?

Nie mogła wydobyć z siebie głosu, więc tylko pokiwała głową.

– Świetnie – stwierdził, rozwiązując ręce z piersi i odpychając się od biurka. – Wyjaśniliśmy to sobie, więc możesz już pójść.

W lekkim szoku, wyszła z gabinetu. Jego słowa miały dla niej duże znaczenie. Gdyby nie uświadomił jej, jak błędne było jej myślenie, wypominałaby sobie w nieskończoność, że został zaatakowany, bo sama nie potrafiła walczyć i potrzebowała pomocy.

Jeszcze nie potrafiąc wyrzucić z głowy tamtego okropnego dnia, ruszyła do szatni, gdy usłyszała zbieganie po schodach. Krew odpłynęła jej z twarzy. To był identyczny dźwięk, jak wtedy, gdy potwór pojawił się w klubie po raz pierwszy.

Przez drzwi wparował postawny mężczyzna. Laura krzyknęła. Nogi się pod nią poddały i upadła ciężko na ziemię. Zobaczyła zbliżające się do niej buty i nie wiedziała, co robić. Zacisnęła powieki, zakryła uszy dłońmi. Myślała, że będzie lepiej. Naprawdę sądziła, że mogło jej się poprawić, a tamten atak wszystko zepsuł. Wróciła do początku, kiedy opanowywał ją koszmarny strach.

Dlaczego to znowu się działo?

Tym razem naprawdę nie da rady.

Tym razem naprawdę nie przetrwa.

Nagle poczuła, jak jakaś ręka łapie ją za ramię.

– Wszystko w porządku?

Powietrze, którym oddychała zniknęło, a wspomnienia niczym tsunami zalały jej umysł. Umierała. Chyba naprawdę umierała.

A imię jej szeptał wiatr | ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz