Trzynaście

5K 256 12
                                    

Laura długo zastanawiała się, jak wynagrodzić Mirowi i Samborowi pomoc w nauce walki, ponieważ pierwsza próba zdecydowanie nie wyszła. Kiedy po dwóch tygodniach chciała zapłacić, żaden z nich nie przyjął pieniędzy.

– Nie bądź śmieszna – powiedział Mir, kiedy stała przed nim z kopertą w dłoni. – Nie jestem trenerem. Uczę cię, bo chcę ci pomóc, nie dla pieniędzy.

Z nim się nie udało, więc poszła do Sambora, licząc, że weźmie kopertę dla siebie, a drugą przekaże Mirowi, ale ten tylko obrzucił ją wzrokiem od góry do dołu i mruknął:

– Zabierz te pieniądze, dziewczyno. Nie chcę ich.

I zamknął drzwi gabinetu tuż przed jej nosem.

Dziś mijał miesiąc odkąd trenowała w klubie i w końcu miała coś, czego nie mogli odmówić. A przynajmniej Sambor. Z Mirem miała większy problem. Pytała o numer konta, próbowała dowiedzieć się, czego potrzebują w klubie, jakiego sprzętu, nawet codziennie kupowała zgrzewki wody, żeby choć w małym stopniu odwdzięczyć się za treningi, ale szybko zrezygnowała, kiedy ci dwaj zdrajcy pod koniec tygodnia wpakowali wszystkie zgrzewki do auta Anieli.

Przyjaciółka do dziś przeklinała ją, gdy patrzyła na stos butelek ustawionych w kuchni. Choć Laura wolała to, niż cosekundowe narzekanie, gdy taszczyły wodę na trzecie piętro do mieszkania. I tak nie zabrały wszystkiego – połowa zgrzewek trafiła do salonów kosmetycznych Anieli. Laura chciała dać jej wszystkie, ale tak samo jak Mir i Sambor, przyjaciółka nie zamierzała od niej niczego przyjmować.

Po drodze do Samotnie Walczącego odebrała z drukarni dwa pakunki, a pan Leszek wcisnął jej kilka ciasteczek do torby. Nie jadła przed treningiem, ale już wyczekiwała momentu po, gdy będzie mogła wgryźć się w czekoladowe pyszności.

Weszła do klubu i ze zdziwieniem stwierdziła, że nigdzie nie widzi Mira. Zazwyczaj już na nią czekał. Położyła torbę przy ścianie i wyjęła z niej dwa kartoniki. Dziś nie podwoziła ją Aniela i szła całą drogę pieszo, bo o komunikacji miejskiej nawet nie śmiała marzyć. Kiedyś nie dałaby rady przejść taki kawał z ciężką torbą, ale teraz prawie tego nie odczuła. Treningi naprawdę działały. Czuła się silniejsza, czuła, że może więcej. Jej kondycja z dnia na dzień się poprawiała.

I właśnie między innymi dlatego tak bardzo potrzebowała się odwdzięczyć. Okazali jej tyle dobra, że musiała je jakoś zwrócić.

Podeszła do gabinetu i zapukała. Otworzył jej Sambor i zaprosił do środka. Laura nawet nie siadała, tylko od razu położyła kartonik na biurku.

– Co to? – spytał.

– Zapłata.

Uniósł brew i zanim zdążył coś powiedzieć, oznajmiła:

– Nie możesz odmówić. Nie da się tego zwrócić. Albo to przyjmiesz, albo wyląduje w koszu.

Druga brew dołączyła do pierwszej. Przysunął pakunek bliżej siebie i otworzył. Spojrzał na Laurę.

– Czy to są...?

Kiwnęła głową.

Wyjął pierwszą wizytówkę i przejechał palcami po wytłoczonych literach na grubym, czarnym papierze, które przyozdobiła metaliczną czerwienią. Zamierzała wzorować się na starym projekcie, ale był tak zwykły i prosty, że musiała go jakoś urozmaicić. Klub nie miał logo, więc dodała je na pierwszej stronie – w morzu ludzi stała podkreślona na czerwono postać z założonymi na dłoniach rękawicami bokserskimi, a na górze widniała nazwa wytłoczona szkarłatnym kolorem.

– Są świetne – odezwał się po chwili. – Dziękuję, doceniam to, ale naprawdę nie musiałaś tego robić.

– Musiałam. Poprzednie były średniej jakości.

A imię jej szeptał wiatr | ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz