-Wierzba co do cholery ma znaczyć wierzba?! Tu jest tyle pierdolonych wierzb dokoła! - Darł się od rana Holmes.
Wyszedł z domu, w którym za niewielką opłatą wynajmował pokój i ruszył w stronę centrum miasteczka w celu uzyskania informacji, gdzie może się znajdować owa tajemnicza wierzba. Szukał, szukał, szukał i jeszcze raz szukał. Chodził w tą i w drugą szukając wskazówki. Od czasu do czasu cisną jakimś kamieniem w złości o ziemię. Z perspektywy przechodnia wyglądał jakby był obłąkany., chory psychicznie. Kręcił się w kółko, bił się po głowie, aż wreszcie wpadł na pomysł.
-Sprawcy na pewno nie chodzi o zwykłą wierzbę, to już wiem, ale musi mieć ona jakieś szczególne znaczenie... Hmmm... Wiem! To miasteczko to w końcu „Willow Town" (Wierzbowe Miasteczko), co może znaczyć tylko jedno, że wierzba odegrała jakąś ważną rolę w historii tego miasteczka, czyli gdzieś powinien stać pomnik! Hahaha niezbyt trudna ta "zagadka".
Istotnie w mieście najdował się taki pomnik i właśnie o niego chodziło Williamowi, doskonale wiedział, że na to wpadnie, bo nie była to trudna zagadka. Holmes spojrzał na zegarek, było po 12.00, więc udał się jeszcze do baru, po części z chęci napicia się, a po części by przyjrzeć się dokładnie mieszkańcom.
Nadeszła godzina 13.00, Sherlock z niecierpliwością udał się na wybrane miejsce, ku jemu zdziwieniu nie było tam nic więcej niż pomnik! Spodziewał się spotkać już tą tajemniczą postać lub chociaż następną wskazówkę.
-No halo! Co to za oszustwo!
Obszedł dookoła pomnik, uważnie mu się przyglądając. Nic nie znalazł. Kręcił się tak jeszcze dobre 10 minut, analizując dokładnie wszystko co się znajdowało dookoła. Rozczarowany i zrezygnowany oparł się o pomnik, niechcący popchną przy tym jakąś wajchę. Holmes odskoczył od pomnika jak poparzony, a następnie udał, że to było zaplanowane i właśnie tego się spodziewał. W pomniku otworzyła się mała skrytka. Sherlock ostrożnie wyciągnął z niej kolejne opakowanie zapałek w nich również znajdowała się wiadomość. Niezwłocznie ją otworzył i przeczytał. Uśmiechnął się od ucha do ucha, na widok karteczki z napisem: „Catch me if you can, mr. Holmes". Nagły potop myśli zalał jego głowę. Cieszył się jak dziecko, a nawet nie zauważył, kiedy zalał się rumieńcem. W końcu on żył! Wreszcie miał potwierdzenie, że żyje! Liam żyje! Jego Liam...
***
Moriarty spojrzał na zegar wiszący na ścianie, było już trochę po 13.00, uśmiechną się na myśl o tym, że Sherlock zapewne już o nim wie. William mieszkał teraz w małym domku nieopodal uniwersytetu, w którym wykładał. Nie była to wielka i burżuazyjna chata, lecz wystarczająca na jego obecne potrzeby, a co ważniejsze było to stać na jej wynajem.
William usiłował zanurzyć się w lekturze, lecz myśli o Sherlocku odciągały jego uwagę, przez co nie mógł się za cholerę skupić. Doskonale wiedział, że Holmes szybko połączy fakty i odjedzie go najprawdopodobniej na uniwersytecie. Zostało już tylko na niego czekać. Nie mogąc się skupić, odłożył lekturę i padł na łóżko, zakrył twarz dłońmi i rozmyślał. Pierwszy raz czuł tak silne emocje do przyjaciela, nie do końca rozumiał co się z nim dzieje. Miał wcześniej przyjaciół, wielu szczerych przyjaciół, ale Sherlock był czymś więcej. Wywarł na Williamie wrażenie już wtedy na statku, traktował go jak równego sobie, szanował go, a zabawa w kotka i myszkę bardzo go ekscytowała chociaż starał się tego nie pokazywać. Jednak ten moment, gdy przyszedł tam na ten most, nie jako detektyw, a jako przyjaciel zapalił w sercu Moriarty'ego jakąś iskierkę. Spadając wydawało mu się jakby leciał za nim biały kruk. Dlaczego ten potworny nurt Tamizy ich rozdzielił? Dlaczego nie był w stanie go przytrzymać przy sobie? Widocznie tak miało być. Teraz trzeba było tylko czekać na tego białego kruka.
CZYTASZ
Sherliam "Catch me again if you can, mr. Holmes"
FanfictionNiebezpieczny nurt Tamizy rozdzielił Sherlocka i Williama. Oboje myślą, że drugi nie żyje. Moriarty zatrudnia się w posadzie profesora matematyki na uniwersytecie w miasteczku, w którym wyrzuciła go rzeka. Ma szczęście, że mieszkańcy jeszcze nie zn...