Sherlock miał nadzieję, że skutecznie odstraszył wszystkie kandydatki, niestety był w błędzie. Po upływie dwóch tygodni Mycroft znów go naszedł w jego mieszkaniu. Gdy tylko otworzył drzwi, jego brat bez żadnych skrupułów wszedł do środka. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i rzekł:
-Szykuj się Holmes, będziesz żonaty. Pan Middletone przystał na moją propozycję, pobierzecie się za dwa tygodnie z śliczną panną Audrey, wszystko już jest uzgodnione! - Uśmiechnął się cynicznie.
-Ale ja nie wyraziłem zgody! Nie będzie żadnego ślubu!
-Nic mnie to nie obchodzi, będzie tak jak ja chcę. Chyba nie chciałbyś, żeby twojemu Williamowi się coś stało...
-Prędzej on cię zabije, niż ty jego! - Zaśmiał się.
-No zobaczymy! - Prychnął pod nosem i wyszedł zostawiając go samego.
-Kim on jest, żeby decydować o moim życiu?! - Oburzył się.
Sherlock postanowił nic nie mówić Liamowi o tym aranżowanym małżeństwie, by go niepotrzebnie nie martwić. Nie obawiał się też o jego bezpieczeństwo, kto jak kto, ale William doskonale sobie radził w sytuacjach, które w mniejszym lub większym stopniu zagrażały jego życiu. O wiele bardziej martwił się o ludzi, którym Mycroft zleciłby skrzywdzenie Moriartyego.
Nie zamierzał brać ślubu z jakąś kobietą, jedyną osobą, z którą by się ożenił byłby William, ale ten za cholerę nie chciał się przebrać za dziewczynę i nie pomagały nawet zapewnienia Holmesa, że wyglądałby uroczo w sukni ślubnej. Nie wiedział jeszcze do końca jak zapobiec ceremonii, jedną z wielu opcji, które brał pod uwagę, był wyjazd z kraju, lub kolejne sfałszowanie śmierci.
-Co tak siedzisz i myślisz nad sensem życia? - Wyrwał go z zamyślenia William, który zaszedł go od tyłu i zarzucił mu ręce na szyję.
-Nieważne, gdzie byłeś?
-Na herbacie z Louisem, mówiłem ci przecież. Na pewno wszystko ok?
-Tak, nie masz się czym martwić. - Uśmiechnął się. William jednak pozostawał nieufny. -A tak z ciekawości spytam, mówiłeś bratu o nas?
-Jednemu trochę, drugiemu nie. - Sherlock zmarszczył brwi, a William położył się na kanapie obok niego, opierając swoja głowę o jego kolana. -Albertowi wspomniałem, że mamy kontakt, natomiast obawiam się reakcji Louisa... Nie chcę, żeby biegał za tobą z nożem...
-Wyobrażam to sobie! - Parsknął śmiechem.
-Chciałbym, żeby oboje wiedzieli, ale jeszcze nie jestem gotowy, żeby im o tym powiedzieć. Albert raczej by tego bardzo źle nie odebrał, chociaż nie jestem pewien. Informacja ta też mocno zaburzy ich postrzeganie postaci, którą jestem. Są przyzwyczajeni do tego, że są jedynymi ludźmi na tym świecie na których mi zależy. Póki co raczej nie będę zmieniać ich wizji, mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia, a taka wiadomość z pewnością bardzo utrudniłaby pracę.
-Co wy znowu knujecie? Przecież już osiągnęliście to co chcieliście.
-Aktualnie pracujemy nad tym, żeby wyciągnąć Alberta z więzienia. Padł wyrok. Zostanie wywieziony do Australii. - Sherlock nie wiedział za bardzo co powiedzieć. -Planujemy go odbić kiedy nadejdzie czas.
***
Tego samego dnia mycroft udał się do Louisa.
-Witaj. - Przywitał się. -Przejdę do rzeczy, jesteśmy zadowoleni z twoich postępów, doskonale się spisujesz na tym stanowisku, jdnakże nie chcemy żebyś się przepracował, więc idziesz na urlop. Tydzień w luksusowym hotelu z dala od głośnego Londynu powinien wystarczyć.
-Dziękuję bardzo panie Holmes.
-Proszę zwracaj się do mnie po imieniu, nazwisko zbyt kojarzy mi się z moim nieszczęsnym bratem.
-Rozumiem, dobrze, że się odnalazł. Osobiście nie wierzyłem, że powróci. Przepraszam za szczerość, ale uznałem, że nie żyje.
-Nie masz za co przepraszać, sam już go spisałem na straty, niestety tego czubka ciężko się pozbyć. A jak u twoich braci Louis? - Podpuścił go, chciał zobaczyć, jak zareaguje. Wiedział, że William się z nim kontaktował.
-Brata. - Poprawił go zachowując kamienną twarz. -Albert został skazany na zasłanie do Australii.
-Współczuję, jednak tak musiało być.
-Wiem, plan od zawsze uwzględniał taki obrót spraw, może niedokładnie taki, ale wiedzieliśmy, że nie unikniemy konsekwencji za nasze czyny.
Rozmawiali jeszcze chwilę, a następnie Mycroft wręczył mu dwa bilety na pociąg i go opuścił. Louis uznał tą wizytę za dość dziwną, lecz nie przejął się tym zbytnio. Obejrzał dokładnie z każdej strony bilety. Nie wyglądały na podrobione.
Natomiast brunet już miał plan i wręcz zacierał ręce na samą myśl o tym, co mu się udało wcielić w życie.
CZYTASZ
Sherliam "Catch me again if you can, mr. Holmes"
FanficNiebezpieczny nurt Tamizy rozdzielił Sherlocka i Williama. Oboje myślą, że drugi nie żyje. Moriarty zatrudnia się w posadzie profesora matematyki na uniwersytecie w miasteczku, w którym wyrzuciła go rzeka. Ma szczęście, że mieszkańcy jeszcze nie zn...