Rozdział 11 Przyjaciele czy coś więcej?

118 14 4
                                    

William obudził się w środku nocy, miał jakieś złe przeczucia co do powrotu do Londynu. Minęło już kilka dni od ich przyjazdu, lecz wciąż miał wątpliwości. Coś z tyłu głowy mówiło mu, żeby brać nogi za pas i pewnie by tak zrobił, gdyby nie Sherlock...

-Miłość, miłość, miłość... Cóż że jest w niej dobrego? - Powiedział do siebie. - Absolutnie nic.

Liam stał przy oknie wpatrując się w nocną panoramę Londynu, blade światło księżyca oświetlało jego śnieżną skórę, Sherlock mógłby powiedzieć, że wygląda jak anioł, jego mroczną duszę zdradzały jedynie krwistoczerwone oczy, które lśniły mocniej od najdroższych klejnotów. Holmes obserwował go z ukrycia, sam też nie mógł spać tej nocy, nie wychylał się jednak, by móc podziwiać swoją sympatię. Coś jednak w nim pękło, gdy usłyszał to zwątpienie w głosie przyjaciela.

-Czy aby na pewno? - Spytał.

William był wyraźnie zaskoczony, lecz nie odezwał się chociażby słowem. Wydawał się trwać w jakiejś melancholii. Holmes wstał z łóżka i podszedł do niego. Czule pogładził go po policzku, nachylił się nad jego twarzą i szepnął:

-Dobrze wiem, że czujesz to samo co ja Liam... Ja... Ja chcę być czymś więcej niż tylko przyjacielem.

-Już jesteś... - Odparł po chwili ciszy, nie dotarło do niego od razu, to co przed chwilą usłyszał.

Serce Sherlocka mało nie wyskoczyło mu z klatki piersiowej. Zdawał sobie sprawę, że nie łączyła ich czysto platoniczna relacja, lecz zdecydowanie czymś innym było to usłyszeć z jego ust. Wstrzymał na chwilę oddech, motylki w jego brzuchu już prawie się na wzajem zjadały. Wiliam złapał jego dłoń i zbliżył ją do swojego policzka.

-Dziękuję, że jesteś Sherly. - Wyszeptał.

-Oczywiście, że jestem! Chyba nie po to za tobą skoczyłem do tej wstrętnej rzeki, by teraz cię opuścić! Jesteś na mnie skazany! - William zaśmiał się pod nosem, właśnie wtedy do niego dotarło, ten impulsywny, niezdarny, inteligentny, błyskotliwy, zabójczo przystojny detektyw o kruczoczarnych włosach był dla niego już właściwie całym światem i jeszcze więcej. Nie byłby w stanie przeżyć bez niego chociażby dnia, był jak powietrze, potrzebował go by żyć, a jednocześnie uzależnieniem, bo nie był już w stanie dłużej bez niego żyć. Był wszystkim, ogniem i wodą, zimą i wiosną, dniem i nocą, gwiazdą i księżycem, planetą i galaktyką, drogą mleczną i czarną dziurą. Teraz też zadał sobie po raz pierwszy pytanie:
-Czy to możliwe, żebym go kochał?

Sherlock delikatnym ruchem uniósł ku sobie podbródek Williama i złożył na jego ustach czuły pocałunek, a wraz z nim zniknęły wszystkie wątpliwości. Jakby mógł to oddałby za niego życie. Moriarty cały płonął, gdy Holmes schodził z pocałunkami coraz niżej po jego szyi. Oboje pragnęli więcej, przede wszystkim pragnęli siebie. William rozpiął koszulę, którą miał na sobie i zaczął wędrować ręką po nagim torsie Sherlocka. Holmes podniósł blondyna i położył to na łóżku. William przyciągnął go bliżej siebie i pocałował bruneta.

-Co to za niegrzeczne zachowanie Panie Profesorze? - Spytał z szarmanckim uśmieszkiem na twarzy.

Moriarty wywrócił oczami i jeszcze raz go pocałował.
Sherlock położył się koło niego i mocno go do siebie przytulił.

-Teraz możemy iść spać.

-Zdecydowanie. - Zaśmiał się William i okrył ich kołdrą. Teraz oboje byli już pewni uczuć względem siebie, ale czy można było nazwać to już oficjalnym związkiem?

Sherliam "Catch me again if you can, mr. Holmes"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz