Rozdział 24 Zazdrość?

96 9 2
                                    

Po paru godzinach jazdy bracia Moriarty dotarli do Bristolu, miasta w południowo-zachodniej Anglii, położonego przy ujściu rzeki Avon do Kanału Bristolskiego. Na brzegu tej właśnie rzeki znajdował się hotel, w którym w którym mieli spędzić najbliższe noce.

W pokoju, który dostali stały dwa łóżka, szafki nocne, szafa na ubrania, dwa fotele i stolik kawowy. Łazienka była dość mała, ale czysta i zadbana. Nie mieli więc na co narzekać, jednak Louis usiłował coś znaleźć, żeby móc powiedzieć: "Było zostać w domu".

-Później się tym zajmiesz Louis, teraz musimy już iść. - Pośpieszył go William, kiedy Louis sprawdzał czystość w każdym najmniejszym kącie pokoju. Ten wywrócił tylko oczami i posłusznie wstał z podłogi.

Zamknęli pokój i udali się do wyjścia z hotelu, żegnając przy tym pracownika recepcji. Podstawą zamożności mieszkańców Bristolu był port, więc po drodze do restauracji, w której mieli się spotkać z przyjaciółmi, mijali wiele targów rybnych. Dotarli na miejsce.

Restauracja nie była zbyt duża, lecz po samym ubiorze ludzi można było wywnioskować, że nie miała wstatuswysokiegou. Nikt nie zwracał uwagi na ubiór, a sam lokal bardziej przypominał bar, niż restaurację.

-Widzisz ich gdzieś? - Spytał Louis. William rozejrzał się dookoła.

-Tam są. - Skinął głową w kierunku końca sali i ruszył w ich stronę.

-Witam państwa.

-Witaj z powrotem wśród żywych William! - Powitał go Moran.

-Dobrze cię widzieć! - Rzekł Bond, a Fred tylko skinął głową.

Niemalże od razu zasypali go lawiną pytań, a ten cierpliwie opowiadał im co się z nim w tym czasie działo, pominął jedynie wątek z Sherlockiem.

-A to prawda, że Holmes też przeżył? - Spytał Bond.

-Z tego co mi wiadomo, tak.

Do stolika podszedł kelner, każdy coś zamówił, a następnie w oczekiwaniu na jedzenie dalej prowadzili rozmowę .

-Masz już jakiś plan jak wyciągniemy Alberta z pierdla? - Zapytał Moran.

-Oczywiście. - Uśmiechnął się złowrogo. -Ale do tego będę potrzebował was.

-Zawsze do usług! - Krzyknęli niemalże chórem.

***

Minęły już trzy dni od kiedy przyjechali do Bristolu, w tym czasie zdążyli już razem z Louisem zwiedzić kilka zapierających dech w piersi zabytków. Waśnie siedzieli na ławce w parku i czytali gazety.

-Zobacz bracie, Sherlock Holmes się żeni w tym tygodniu. Wiedziałeś?

-Doprawdy intrygujący jest ten człowiek, dopiero co zrobił wielkie wejście, a teraz wchodzi w związek małżeński. Może ma to jakieś drugie dno? Może to jakaś intryga? - Nie wychodził z roli, lecz w środku był przerażony i ściekły za razem. Serce walił mu jak oszalałe.

Dlaczego mu nie powiedział?! Dlaczego to przed nim ukrywał?! Pierwszy raz nie chciał mieć racji, pierwszy raz w życiu chciał się mylić, a jednak znów miał rację. Tylko, że zostało tak mało czasu, tak mało... I jeszcze na dodatek był 185km z dala od niego! Musiał powstrzymać ślub za wszelką cenę!

-Wszędzie musisz widzieć nieszczęście. - Wywrócił oczami. -A może po prostu się zakochał i poczuł, że to ta jedyna? Miłość jest piękna!

Jednak William już go nie słuchał, jego partner w tym tygodniu ma wejść w związek małżeński z kimś innym. To mu się w głowie nie mieściło. Dotarło do niego co zrobił Mycroft, specjalnie wysłał Louisa na ten urlop, żeby się go pozbyć!

-William? William! William co ci? - Louis zauważył, że dzieje się z nim coś dziwnego. Brat nie odzywał się do niego chociaż by słowem, wpatrywał się w jeden punkt, pobladł i wyraz jego twarzy przybrał jeszcze poważniejszą minę, niż zwykle.

Nagle Liam wstał zdenerwowany i szybkim krokiem zaczął się oddalać. Louis usiłował go dogonić, lecz brat zniknął mu z zasięgu wzroku.

-Co z nim? Może źle się poczuł? O nie! Muszę go znaleźć! - Pomyślał.

Jednak na darmo kręcił się po parku, udał się też do restauracji, w której spotkali się z Moranem, Bondem i Fredem, jednak nigdzie go nie było. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Liczył, że może wrócił do pokoju hotelowego, niestety i tym razem się mylił.

Tymczasem William udał się na jakiś pomost, usiadł na drewnianych deskach i wpatrując się w toń wody usiłował pozbierać myśli. Przede wszystkim musiał wrócić do Londynu. Widział tylko dwie opcje. Pierwszą, uprowadzić Sherlocka i drugą, zabić Audrey Middletone. Wściekły i przepełniony zazdrością w kółko czytał ten sam fragment gazety.

***

Następnego dnia William wstał wcześnie rano i spakował swoje rzeczy.

-Wybacz Louis. - Szepnął i zostawił list na swoim łóżku.

Wybacz mi proszę Louisie,

lecz byłem zmuszony wrócić

szybciej do Londynu.

Mam niedokończone pewne sprawy,

które od jakiegoś czasu spędzają

mi sen z powiek.

Nie chcę Cię niepotrzebnie

niepokoić,to nic zagrażającego

mojemu życiu.

Spotkajmy się jak najszybciej,

gdy wrócisz, a teraz korzystaj z

urlopu za nas dwóch.

Należy Ci się za Twoją ciężką pracę

i ani mi się wasz wracać wcześniej!


William.

Pierwszym możliwym pociągiem wrócił do Londynu.

***

W drodze miał wystarczająco dużo czasu na przemyślenia, więc od razu z peronu udał się w pewne szemrane miejsce, gdzie ostatnio wyrobił sobie z Sherlockiem fałszywe dokumenty tożsamościowe.

-Znajdźcie mi wszystkie informacje na temat Audrey Middletone. - Jego głos był tak chłodny, że powodował ciarki na ciele bandytów.

-Nie za darmo kierowniku! - William rzucił im sakiewkę z pieniędzmi.

-W trybie natychmiastowym, to dostaniecie jeszcze drugą taką.

Sherliam "Catch me again if you can, mr. Holmes"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz