Od samego rana wszyscy byli już zwarci i gotowi. Statek z więźniami odpływał dopiero wieczorem, mimo tego wszyscy siedzieli jak na szpilkach. Nie towarzyszył im lęk czy stres, a bardziej ekscytacja spowodowana ponownym spotkaniem z Albertem. Wszystko było dokładnie omówione i zaplanowane, każdy znał swoje miejsce oraz należące do niego zadanie.
-Ja to wolę mieć więcej, niż mniej! - Rzekł pewnym głosem Moran, który wybierał sobie bronie.
-Cóż to za wspaniałe życiowe mądrości! - Wyśmiał go Bond. -Dobry pistolet i nóż w zupełności wystarczy.
-Nie znasz się! - Prychnął oburzony.
-O co wy się znowu żrecie? - Spytał prześmiewczo William.
-Ten świeżaczek chce mnie pouczać wyobraź sobie!
-Jestem znacznie lepszy od ciebie i ty dobrze o tym wiesz, tylko boisz się to przyznać!
-Gówno prawda, nieprawda!
-Fantastycznie zgrany duet... - Zaśmiał się pod nosem Liam i wyszedł z pokoju.
Koło godziny 17:00 dom opuścił Fred w potarganym stroju przypominającym rybackie łachmany, który musiał się wmieszać w tłum i wybadać sytuację. W porcie był jak zwykle dość duży ruch, załadunki, wyładunki i tak dalej. Wszędzie śmierdziało rybami, mewy skrzeczały niemiłosiernie i cały czas ktoś się o coś targował. Największe awantury toczyły się koło statku, który miał odpłynąć do Australii. Z tego co Fred zdołał zrozumieć chodziło o jakąś spóźniającą się dostawę, czyli nic zagrażającego powodzeniu misji.
Mniej więcej godzinę później Moran i Bond przebrani za policjantów udali się prosto do portu. Również kręcili się wokół statku udając, że kontrolują towary wnoszone na pokład, co jakiś czas sobie nawzajem dogryzając.
-Może ciebie też wyślemy do Australii, co ty na to? Będziesz ujeżdżał kangury! - Zażartował Moran.
-Myślę, że przynajmniej te kangury będą mądrzejsze od ciebie idioto!
-Aha?!
William i Louis, przybyli na miejsce zdarzenia najpóźniej. Oskarżeni mieli zostać przywiezieni, gdy już wszystko będzie załadowane.
-No ale proszę pana nie widzę dowodu, który by potwierdzał, że ten oto ładunek może zostać przetransportowany! - Moran trochę za bardzo wczuł się w swoją rolę.
-Przecież panu pokazuję! - Mężczyzna usiłował udowodnić, że policjant się myli jakąś kartką.
-Nie jestem pewien, na wszelki wypadek zawołam pomoc. - Bond zawołał jeszcze dwóch policjantów, którzy pilnowali wejścia na statek.
Bracia wykorzystali zamieszanie i niepostrzeżenie wślizgnęli się na pokład ogromnego statku transportowego.
-Łatwo poszło! - Przyznał William, na co Louis tylko pokiwał głową.
Szli spokojnym krokiem po trzeszczących deskach, aż dotarli do szalup ratunkowych. Ukryli się w jednej z nich i w milczeniu oczekiwali na rozwój wydarzeń.
Przed godziną 19:00 do portu przyjechało aż dziewięć powozów policyjnych z więźniami. W prawdzie nie było ich aż tak dużo, bo w jednym powozie siedziało co najwyżej dwóch przestępców, a w większości tylko jeden. Policjanci pojedynczo wyprowadzali skutych kajdanami oskarżonych ze środka pojazdów. Byli to najwięksi przestępcy z całego kraju, a za swoje zbrodnie mieli zostać zesłani do więzienia w Australii, gdzie właśnie trafiali ludzie dopuszczający się aż tak strasznych czynów. U wielu dostrzec można było głębokie blizny oszpecające ich twarze oraz ciała. Niektórzy usiłowali jeszcze coś ugrać, szarpali się próbując się wyrwać, krzyczeli coś i grozili, inni z kamienną twarzą i stoickim spokojem maszerowali przed siebie, a jeszcze ktoś użalał się nad swoim losem, nie godząc się na taki przebieg spraw.
CZYTASZ
Sherliam "Catch me again if you can, mr. Holmes"
FanficNiebezpieczny nurt Tamizy rozdzielił Sherlocka i Williama. Oboje myślą, że drugi nie żyje. Moriarty zatrudnia się w posadzie profesora matematyki na uniwersytecie w miasteczku, w którym wyrzuciła go rzeka. Ma szczęście, że mieszkańcy jeszcze nie zn...