Mycroft dotrzymał tajemnicy i nie pisnął choćby słowem, że Pan Zbrodni nadal żyje. Przede wszystkim ze względu na spokój w kraju, nie chciał wszczynać niepotrzebnej paniki, bracia Moriarty hojnie wsparli odbudowę miasta po pożarze, Albert wziął winę na siebie, a Louis działał teraz na rzecz Anglii, oczywiście nigdy nie zmyje to krwi z ich rąk, lecz postanowił przymknąć na to oko. Nadal nie rozumiał tego co zaszło między jego bratem, a jego "wrogiem" i nie chciał tego zrozumieć, sztywno trzymał się zasad dotyczących idealnego modelu rodziny i "wybryk" Sherlocka uważał za karygodny. Uznał więc za konieczność zeswatania brata z jakąś panną, myśląc, że dzięki temu odechce mu się takich zabaw z przyjacielem. Oczywiście sam nie zamierzał się żenić, jednak nie mógł sobie pozwolić na uszczerbek wizerunku.
-Kto to widział chłopa z chłopem?! - Takie myśli chodziły mu po głowie od kiedy zastał brata w bardzo niezręcznej sytuacji.
Sprawy sercowe Sherlocka tak go wybiły z rytmu, że nie był w stanie skupić się na pracy. Musiał coś temu zaradzić. Obawiał się najgorszego, nie daj boże ktoś by go zobaczył w jakieś dwuznacznej sytuacji i już by wybuchł skandal. Wokół Sherlocka kręciło się teraz wielu dziennikarzy. Musiał, po prostu musiał wziąć sprawy w swoje ręce, bo inaczej zniszczy jego reputację! Nie brał pod uwagę uczuć brata, liczyła się tylko jego kariera i autorytet, za żadne skarby nie mógł sobie pozwolić na drwiny wśród towarzystwa. Po prostu nie. Stwierdził więc, że przygotuje sensowną listę poważnych kandydatek na przykładną żonę, pasującą do jego obrazu idealnej rodziny, roześle listy i odwiedzi je wraz ze swoim bratem.
Dniami i nocami rozmyślał nad idealną partią dla swojego brata. Według niego musi być to kompletna odwrotność Sherlocka, rozważna, opanowana, dostojna, elegancka kobieta, która jest wykształcona i obyta w świecie, przede wszystkim musi potrafić go ogarnąć i z nim wytrzymać, co może się okazać dość trudne. Wreszcie udało mu się utworzyć ową listę i rozesłać listy do kandydatek
***
Nie uprzedziwszy wcześniej swojego brata, zjawił się następnego ranka pod jego mieszkaniem. Tym razem postanowił poczekać, aż ktoś otworzy drzwi, by nie ryzykować znów zobaczeniem czegoś, czego nie chciałby widzieć. Gdy tylko w progu stanął Sherlock, Mycroft złapał go za kołnierz i wyciągnął za drzwi.
-Co ty robisz?! Zwariowałeś do reszty?! - Krzyknął.
-Idziemy ogarnąć twoje życie. - Odparł stanowczo i zaciągnął brata siłą do powozu.
-Ale ja się nie zgadzam!
-A ja mam to gdzieś! Nie pozwolę na taką zniewagę nazwiska.
W powozie nie byli sami, wraz z Mcroftem przyjechały po niego dwa karki. Mężczyźni sprawiali wrażenie jakby mogli zetrzeć go na miazgę bez większego wysiłku. Sherlock miał wrażenie, że ledwo zmieścili się w środku.
-Twój przyjaciel ci teraz nie pomoże, przykro mi. - Powiedział z lekkim uśmieszkiem pod nosem Mycroft.
Sherlock uznał, że nie warto nawet podejmować próby ucieczki, widział, że jego brat był w fatalnym nastroju i wiedział, że nie warto go dodatkowo denerwować, bo marnie się to dla niego skończy. Niestety, miał też rację. William mu teraz nie pomoże, bo akurat wybrał się na spotkanie z Louisem.
Powóz ruszył, niestety podróż nie trwała zbyt długo. Zatrzymali się pod jakąś bogatą posiadłością. Mycroft rozkazał wysiąść, grożąc mu przy tym swoimi chłopcami na posyłkę. Nie chcąc dostać po mordzie posłusznie wysiadł z powozu.
Po samym zachowaniu służby Sherlock domyślił się, że przyjechali do jakiś znajomych Mycrofta, najprawdopodobniej śmietanki towarzyskiej, ludzi niezwykle szlachetnych i hojnych. Na samą myśl o nich miał ochotę uciec pierwszym lepszym oknem.
Lokaj zaprowadził ich do salonu, w którym ktoś aż za bardzo starał się podkreślić swój status, do takiego stopnia, że wystrój już dawno stracił smak. Sherlock nie był zwolennikiem ogromnych pałaców wysadzanych złotem i kamieniami szlachetnymi, zdecydowanie bardziej wolał ciepłą, domową atmosferę.
Na widok gości, rodzina natychmiast wstała z kanapy i zaczęła witać Mycrofta. Czyli jednak Sherlock się nie mylił.
Rodzina składała się z wysokiego blondyna o niebieskich włosach, brązowowłosej kobiety i ich córki, jasnowłosej Audrey. Ją właśnie jego brat wybrał na pierwszą kandydatkę. Rozmowę przy herbacie prowadzili głównie rodzice niewiasty i Mycroft. Panna Middletone mało się odzywała, lecz widać było po jej wzroku, że jest zainteresowana młodym Holmesem. Spuszczała z niego swój wzrok tylko kiedy łapali kontakt wzrokowy.
-Trochę zadziwiające jest to, że dopiero się pan odnalazł, a teraz poszukuje pan partnerki. Jednakże bardzo nam miło, że wybrał pan naszą córkę. - Zwrócił się do niego.
-Wasza córka byłaby idealna dla mojego brata. - Wtrącił się Mycroft, zabijając wzrokiem brata. Bał się, że ten zaraz powie coś głupiego, co go ośmieszy.
Wizyta nie trwała długo, gdyż tego samego dnia mieli jeszcze kilka domów do odwiedzenia. Po odwiedzinach u państwa Middletone Mycroft był wprost zachwycony, co niekoniecznie cieszyło Sherlocka. Musiał wymyślić coś co odwiedzie go od pomysłu szukania mu partnerki. Stwierdził, że najlepszą opcją będzie sprawienie, że to ta druga strona się rozmyśli, jednak, gdy to nie pomagało ratował się kompromitowaniem Mycrofta, pokazując brak manier przy stole, odzywając się niepytany i rzucając komentarzami, które były nie na miejscu.
***
-Co ty robisz?! - Okrzyczał go Mycroft, po tym jak w kolejnym domu, mówił z pełną buzią, krytykował gust rodziców kandydatki i wejściu na stół ze skrzypcami, grając koncert życia (pękły wszystkie struny). Biedny Pan Thomson omal nie zszedł na zawał.
-Nic, przyzwyczajam ich tylko do tego jakiego pojebanego zięcia będą mieli, jeżeli wydadzą swoją córkę za mąż, za mnie. - Wzruszył ramionami.
-Wiem w co pogrywasz i uwierz nie uda ci się to. Jeżeli będzie trzeba to zapłacę za to, żeby któraś z tych panien została twoją żoną!
-Ale ja już mam żonę, bardzo przystojną, blondwłosą, czerwonooką żonę. Zgrabną, powabną, stanowczą, inteligentną, zmysłową, idealną. Nazywa się Liam! - Pomyślał. -Ale ja już mam żonę, taką blondynę czerwonooką...
-Nie chcę o tym słyszeć!
-To zatkaj uszy, bo i tak nie uda ci się mnie zmusić do ślubu! - Mycroft zacisnął zęby, starał się nie wszczynać jeszcze większej kłótni, zwłaszcza, że został im już tylko jeden dom.
Sherlock zdziwił się bardzo na widok znajomej kamienicy. Zapukali do drzwi, a otworzyła je nie kto inny jak panna Hudson.-Sherlock! - Krzyknęła z radości i rzuciła mu się na szyję. Mycroft stał obok jak słup soli, nie wiedząc o co chodzi.
-Przepraszam chyba pomyliłem adres... - Jednak kobieta go totalnie olała, chwyciła Sherlocka za kołnierz i zatrzasnęła drzwi przed nosem Mycrofta.
Panna Hudson zaprowadziła go do salonu, kazała mu usiąść i opowiadać, co go tu sprowadza. Sherlock postanowił opowiedzieć jej co zaszło w jego życiu, od kiedy uznano go za martwego. Nie ominął także tematu Williama, uznał, że może jej zaufać i zwierzył się jej z uczuć, którymi darzy Pana Zbrodni.
-No to nieźle ten świat stanął na głowie... Ale skoro jesteś z nim szczęśliwy, to nie widzę przeszkód. Jednak dalej nie tłumaczy to tego jak się tu znalazłeś, bo ze słów twojego brata wywnioskowałam, że to czysty przypadek...
-Jakby to powiedzieć... Mycroft dowiedział się o mnie i o Wiliamie, nie mieści mu się to w głowie, obawia się o swoją reputację i wpadł na wprost fantastyczny pomysł zeswatania mnie z jakąś panną. Od rana ciąga mnie od domu do domu, najgorsze jest to, że nie miałem jak uciec bo groził mi swoimi przydupasami! A ja nie mogę sobie pozwolić na poobijaną twarz!
Sherlock opowiedział jej też o swoim perfekcyjnym planie, który wcielił w życie. Śmiali się do rozpuku przez cały wieczór.
CZYTASZ
Sherliam "Catch me again if you can, mr. Holmes"
FanfictionNiebezpieczny nurt Tamizy rozdzielił Sherlocka i Williama. Oboje myślą, że drugi nie żyje. Moriarty zatrudnia się w posadzie profesora matematyki na uniwersytecie w miasteczku, w którym wyrzuciła go rzeka. Ma szczęście, że mieszkańcy jeszcze nie zn...