Sherlock spędzał z chorym Williamem prawie każdą wolną chwilę. Właśnie wracał z zakupów, ponieważ uparł się, że ugotuje obiad mając dwie lewe ręce. W drodze do domu Liama przechodząc koło księgarni zauważył w witrynie książkę z własnym nazwiskiem w tytule. Zainteresowany tym faktem wstąpił do sklepu by bliżej się temu przyjrzeć. Ostatecznie kupił książkę i szybkim krokiem udał się do mieszkania.
-Nie uwierzysz co znalazłem! - Krzyknął na progu.
-Znając ciebie to mógłbyś mi nawet kota przynieść! - Zażartował, ale po tym szybko pożałował. -Nie przyniosłeś kota prawda?!
-Kota nie, ale to! - Pokazał mu książkę. Przez chwilę panowała grobowa cisza. William dokładnie oglądał książkę z każdej strony. -Co myślisz?
-Ktoś wydał książkę o zagadkach, które rozwiązałeś... - Moriarty zmarszczył brwi.
-Już wiem co będziemy robić wieczorem! Tylko najpierw zjemy kolację mojego autorstwa!
-Pozwól proszę żebym ja to zrobił.
-Możesz co najwyżej pomagać! - William wywrócił oczami.
Jak postanowili, tak też zrobili, zajęli się przygotowaniem obiadokolacji. Głownie gotował Sherlock, bo nie dopuszczał Liama nawet do asystowania, rozkazał mu siedzieć przy stole i nie narzekać. Skończyło się na kompromisie, Holmes gotował, a blondyn dawał mu dokładne instrukcje. Koniec końców jedzenie nie było najgorsze, lekko przypalone i przesolone, ale William przymknął na to oko by nie urazić "kucharza". Po kolacji usiedli razem w salonie, Sherlock otworzył książkę i zaczął czytać. William oparł głowę o jego kolana. Ustalili, że nie będą sprawdzać kto jest autorem, żeby nie psuć sobie zabawy. Książka z początku nie wydawała się bardzo interesująca, głównie opisywała początki Holmesa z zagadkami. Ten jednak cały czas głośno komentował, że coś jest nie tak i że nic podobnego nie miało miejsca. Słońce powoli już zachodziło, a historia dopiero zaczęła się rozkręcać, czego obawiał się najmocniej Moriarty. Lektura przestała dotyczyć tylko Sherlocka i jego ekipy, lecz także jego największego wroga, Pana Zbrodni.
-Sherly wiesz co to znaczy? - Zapytał ze śmiertelną powagą. Holmes niepewnie pokiwał głową. -Już niedługo miasteczko dowie się o nas, już chodziły plotki na twój temat, a teraz zostaną tylko potwierdzone...
-Co gorsze dowie się o...
-O Panu Zbrodni. - William gwałtownie zbladł. Dlaczego to musiało się wydarzyć akurat teraz kiedy zaczął układać swoje życie na nowo?!
-Nie martw się Liam! Poradzimy sobie! - Przytulił go Sherlock. Sam nie wiedział za bardzo co robić, był w szoku, starał się pocieszyć przyjaciela. Dziwił się, że jego mroczne oblicze nie wydało się od razu, jednak to miasteczko było tak oddalone od Londynu i tak bardzo nie na bieżąco, że Moriarty mógł czuć się tu bezpiecznie. -Będzie dobrze...
-Zrobimy tak... - Odparł po chwili namysłu. -Poczekamy jeszcze jak się sytuacja ułoży, obawiam się, że to nie potrwa długo zanim się dowie całe miasteczko. W razie czego będę gotowy do ucieczki.
-Jak to ty! Jadę z tobą! Choćby na koniec świata! - Moriarty uśmiechnął się, szybko jednak znów posmutniał. Wiedział, że taka chwila będzie miała miejsce wcześniej czy później, jednakże teraz nie był jeszcze gotowy, zwłaszcza kiedy coś zaczęło się dziać między nimi dwoma. -Proponuję abyś przeprowadził się na jakiś czas do mnie. Szybciej będziemy w stanie uciec.
William nie uważał, żeby to był głupi pomysł.
-Pójdę zaparzyć nam herbaty. - Moriarty już gdzieś odlatywał myślami. -Dlaczego teraz?! Dlaczego?!
Holmes zastanawiał się jak może pomóc w tej sytuacji, chyba jedynie zaproponować tymczasową przeprowadzkę Liama, poza tym sam czułby się dużo lepiej z myślą, że jest bezpieczny. Nie wiadomo co komu przyjdzie do głowy. Niektórzy mogliby chcieć wymierzyć sprawiedliwość własnoręcznie. William oczywiście potrafi się obronić, jest jednak jeszcze trochę przeziębiony, a przeciwnik mógłby wziąć go z zaskoczenia i jeszcze wiele więcej różnych sytuacji mogłoby sprzyjać na niekorzyść blondyna. Gdy wrócił z herbatą, przejął książkę od Sherlocka, teraz on czytał, popijając herbatę. Dotarli już do morderstwa na statku.
-To była dobra zagadka! Od początku wiedziałem, że ofiara już od dawna nie żyła! - Moriarty tylko wywrócił oczami i czytał dalej.
Fragment o pierwszym spotkaniu wprawił ich w lekką nostalgię. William parę razy szczerze parsknął śmiechem, zwłaszcza gdy tajemniczy autor podkreślał inteligencję Holmesa. Miał już pewne podejrzenia kim może być.
-Pamiętam jak cię po raz pierwszy zobaczyłem! Od razu wydawałeś się interesujący!
-Mnie jedynie zaciekawiła twoja spostrzegawczość.
-Na pewno nie! Takiej urodzie nie da się oprzeć!
-Chyba odrobinę się przeceniasz!
-Zdecydowanie nie! - Zbliżył się do Williama i pocałował go. Liam zarzucił mu ręce na szyję. -A nie mówiłem?
Moriarty spojrzał na niego wymownie, Sherlock roześmiał się i jeszcze raz wpił swoje usta w jego.
-Wracamy do lektury?
-Musimy? - Liam przytaknął.
-Wstrętny jesteś! - Blondyn roześmiał się i czytał dalej. Właśnie takie wieczory najbardziej lubił, siedzieć z bliską osobą i po prostu spędzanie razem czasu.
-Czekam na: "Catch me if you can, mr. Holmes"! - Liam wybuchnął śmiechem. -Z czego się śmiejesz?
-Catch me if you can, mr. Holmes. - Sherlock pocałował go.
-Późno jest. Nie idziesz do domu? Janet będzie się martwić.
-Już mnie wyganiasz? A tak miło się zrobiło!
-Nawet jakbym chciał, to ciebie się nie da pozbyć! - zażartował.
-Więc proszę cię nie przerywaj. -Kolejny raz wbił się w jego usta.
-Będziesz spał na kanapie.
-I tak znajdę drogę do twojego łóżka! Nawet po pijaku! - Liam zaśmiał się znów pod nosem. Przy Sherlocku wszystkie problemy świata wydawały się być do rozwiązania. Cieszył się, że ma go przy sobie.
CZYTASZ
Sherliam "Catch me again if you can, mr. Holmes"
Fiksi PenggemarNiebezpieczny nurt Tamizy rozdzielił Sherlocka i Williama. Oboje myślą, że drugi nie żyje. Moriarty zatrudnia się w posadzie profesora matematyki na uniwersytecie w miasteczku, w którym wyrzuciła go rzeka. Ma szczęście, że mieszkańcy jeszcze nie zn...