Gdy tylko w Londynie zaczął sypać pierwszy śnieg, Sherlock niemalże od razu wyciągnął Williama na spacer. Przechadzali się wolnym krokiem po londyńskim parku, popalając przy tym papierosa i oglądając świąteczny zawrót głowy. Wigilia zbliżała się nieubłaganie szybko. Ludzie dookoła wydawali się już zapomnieć o największej intrydze Anglii. Liam nie podchodził nigdy do świąt religijnie, święta kojarzyły mu się jedynie z zabieganymi ludźmi zatracającymi się w poszukiwaniu prezentów na ostatnią chwilę. W domu zawsze urządzali z braćmi uroczystą, wystawną kolację i spędzali miło czas w swoim towarzystwie. Sherlock z resztą podobnie, więc uznali, że te święta spędzą po prostu we dwoje.
-Wyglądasz jak pirat w tej opasce! - Zadrwił Sherlock. -Ale taki przystojny!
-Nie powiem czyj to był pomysł.
-Spojrzał wymownie na bruneta.
-Oj już nie narzekaj! -Objął go ramieniem. -Tobie nawet w opasce pirata do twarzy.
Śnieg prószył delikatnie co dodawało tylko romantycznego klimatu wieczornego spaceru. Sherlock miał ochotę pocałować Moriarty'ego przy każdej możliwej okazji, gdy wokół nich nikogo nie było.
-Co mi się tak przyglądasz? -Holmes bez słowa chwycił go za nadgarstek i przyciągnął do siebie już miał go pocałować, gdy blondyn gwałtownie odskoczył od niego na dźwięk zbliżających się ku nich kroków. Przerwała im pewna para, nie za wysoki blondyn idący z kobietą pod rękę. Sherlock poznał ich od razu.
-To Watson i Mary! - Ucieszył się na ich widok, już miał zamiar do nich podejść, lecz William wybił mu ten pomysł z głowy. Dobrze wiedział, że jeżeli dojdzie do spontanicznego spotkania między nimi, to zaraz rozpętają sensację.
***
Następnego ranka Sherlock włóczył się po parku z nadzieją spotkania z przyjacielem. Przyszedł jednak w przebraniu, bo tak mu doradził William. Chodziło o to, żeby Watson nie od razu go poznał, Liam miał plan jak ich doprowadzić do ich spotkania bez zwrócenia niepotrzebnej uwagi. Wreszcie go zauważył, jak gdyby nigdy nic podszedł do niego.
-Dzień dobry panie Watson! - Mężczyzna zdziwił się na widok nieznajomego. Nie był w stanie go też poznać, gdyż Moriarty przykleił mu sztuczną brodę.
-Dzień dobry. - Zawahał się. -Nie wydaje mi się, żebym pana już wcześniej gdzieś poznał.
-Przyjechałem z odległej mieściny by zasmakować życia w wielkim mieście! Lecz zgubiłem drogę do hotelu, zna pan jakiś w okolicy i może mi wskazać drogę?
-Cóż... Jak pan pójdzie tą aleją to po wyjściu z parku powinien znajdować się jakiś. Zakładam, że skoro błąka się pan właśnie tutaj, to powinien być właściwy hotel.
-Dziękuję panie Watson! - Uśmiechnął się do niego i ruszył wskazaną ścieżką.
-Niech pan zaczeka! - Sherlock odwrócił się w jego stronę. -Skąd zna pan moje imię?
Brunet uśmiechnął się tylko, skiną głową i udał się do hotelu, pozostawiając zdezorientowanego Watsona samego.
-William byłby ze mnie dumny!
Holmes specjalnie przychodził codziennie z samego rana do tego parku udając przypadkowe spotkania by nawiązywać z byłym przyjacielem jakikolwiek kontakt. Z dnia na dzień rozmawiali coraz częściej, aż z ust blondyna padło:
-Masz jakieś plany na sylwester? Ja z żoną wybieramy się na takie jedno przyjęcie, znam gospodarza osobiście, możesz czuć się zaproszony! - Watson wręczył mu zaproszenie.
Po powrocie do hotelu od razu spytał o zdanie Liama, któremu właśnie przewał czytanie jakieś książki.
-Wydaje mi się, że możemy się wybrać. Skoro pieniądze za wejście zostaną przeznaczone na sierociniec to czemu nie? - Mówił oglądając dokładnie z każdej strony zaproszenie. Zgodził się nie tylko ze względu na pomoc i chęć spędzenia czasu z Sherlockiem, lecz także z myślą o swoich braciach, lubili oni przyjęcia charytatywne, więc wywnioskował, że z pewnością któryś z nich się pojawi.
-Miło byłoby móc z tobą zatańczyć...
-Nie uważasz, że widok dwójki dorosłych mężczyzn razem na parkiecie nie byłby dziwny?
-Byłby... W takim razie przebierzemy cię za kobietę! - Blondyn aż zakrztusił się herbatą. -No co? Tak mielibyśmy okazję!
-Nie ma takiej opcji! - Zaprotestował, gdy tylko udało mu się opanować kaszel. -Ty i te twoje błyskotliwe pomysły...
-Ale to nie jest wcale głupi pomysł... - William spojrzał na niego wymownie.
-Zobaczysz, że jakoś cię do tego przekonam.
-Spróbuj tylko! Nie ugnę się.
-Zobaczymy. - Powiedział z szyderczym uśmieszkiem na twarzy. Podszedł do niego i odłożył książkę, którą trzymał w rękach na stolik. Następnie włożył płytę winylową i włączył gramofon. -Poproszę pięknego pana do tańca.
-Co ty znowu wymyśliłeś? - Zaśmiał się pod nosem William i podał rękę brunetowi.
Holmes szybkim ruchem zerwał go z fotelu, obrócił i położył jedną dłoń na jego talii.-To ty w ogóle potrafisz tańczyć? - Zadrwił z niego Moriarty.
-Potrafię, ale tylko z przystojnymi mężczyznami. Co powiesz na walc?
-Zadręczysz mnie, ale niech będzie.
Sherlock szybko zmienił płytę, a potem podał dłoń Williamowi, gdy ten ją chwycił, ustawili się do tańca. Blondyn położył swoją rękę na ramieniu Holmesa i lekko ugiął przedramię, natomiast brunet swoją poniżej barku. W rytm muzyki poruszali się to w przód, to w tył, od boku do boku, dostawiając stopę do stopy oraz wykonując różne obroty. Nie przestawali patrzeć sobie w oczy, ta chwila wydawała się być magiczna. Gdy muzyka przestała grać, Sherlock przyciągnął do siebie Liama i pocałował go.
-Czyż nie byłoby cudownie zatańczyć razem na wielkiej sali?
-Byłoby, ale nie zamierzam męczyć się cały wieczór w ciężkiej sukni.
-Wredny jesteś!
-A ty wyglądasz uroczo, gdy się denerwujesz. - Holmes zmrużył oczy.
-Jestem pewien, że spędzimy wspaniale czas bez przebierania mnie za kobietę.
-Niech ci będzie. - Zgodził się wreszcie z niechęcią.
CZYTASZ
Sherliam "Catch me again if you can, mr. Holmes"
FanfictionNiebezpieczny nurt Tamizy rozdzielił Sherlocka i Williama. Oboje myślą, że drugi nie żyje. Moriarty zatrudnia się w posadzie profesora matematyki na uniwersytecie w miasteczku, w którym wyrzuciła go rzeka. Ma szczęście, że mieszkańcy jeszcze nie zn...