Rozdział 18 "Sherlock?!"

121 9 13
                                    

-Coś pięknie pachnie! - Zapach śniadania przyrządzanego przez Williama wyciągnął Sherlocka z łóżka.

-Chodź siadaj! - Blondyn zaprosił go do stołu.

-Ależ pyszności! - Ucieszył się na widok swojego ulubionego jedzenia.

-Ty to dopiero wiesz, jak uszczęśliwić człowieka z rana.

William uśmiechnął się promiennie, postawił dzbanek z świeżo zaparzoną herbatą na stole i usiadł naprzeciwko bruneta. Niestety byli zmuszeni znaleźć inne mieszkanie, ponieważ dziennikarze nie dawali im normalnie funkcjonować, cały Londyn aż huczał od teorii spiskowych na temat Pana Zbrodni. Mieszkanie nie było zbyt duże, lecz wystarczające na ich dwoje. Jednakże cieszyli się, że już są na swoim, a nie kiszą się w pokoju hotelowym.

-Cieszę się, że ci smakuje. - Jeszcze raz się do niego uśmiechnął i sam zabrał się za jedzenie.

-Nie zapomnij o obietnicy Mistrzu Herbaty! - Upomniał go.

-Aż tak ci zależy? - Odparł równie zawadiacko.

-Już sobie wyobrażam ciebie w rozpiętej koszuli, rozwianych włosach i z dzbankiem herbaty w rękach. Normalnie afrodyzjak jakich mało!

-Tu się puknij! O tu! - Stuknął parę razy wskazującym palcem w czoło, a następnie wstał, by pozmywać naczynia.

-Ej gdzie uciekasz?!

-Jak najdalej od ciebie, żeby nie zarazić się głupotą!

-Aha to taki jesteś?! - Oburzył się, wstał gwałtownie i wyrwał mu naczynia z rąk, odstawił je do zlewu, a następnie chwycił Williama za nadgarstek. -Zaraz się przekonamy, czy nadal będziesz chciał uciekać!

-O matko już się boję! - Zaśmiał się, a Sherlock przyparł go do ściany i pocałował go w szyję. -No wariat...

Brunet uniósł tylko lekko brew do góry, wciąż przyciskając go do ściany położył jedną rękę na jego torsie i powoli przesuwał nią po wyrzeźbionym torsie blondyna. Namiętnie się całując przenieśli się na kanapę. Sherlock pchnął delikatnie Liama, a następnie zawiesił się nad nim.

-Robimy to? - Spytał.

-Nie zadawaj głupich pytań! - Uśmiechnął się zadziornie, a następnie znów wbił się swoimi ustami w usta Holmesa.

Sherlock uśmiechnął się pod nosem, położył palec na ustach Williama i powolnym ruchem zaczął przesuwać nim od szyi, po całej klatce piersiowej, brzuchu, zatrzymał się dopiero przy rozporku.

-Sherlock! Nikt nie odpowiadał, więc wszedłem, było otwarte. - Rozległ się głos Mycrofta w przedpokoju. Oboje zamarli, a kroki zbliżały się już do salonu.

-Nie! Nie! Nie! Nie! - Pomyślał Holmes, który wciąż siedział okrakiem na partnerze.

-Sherlock?! Co ty... Dobry boże! - Wytrzeszczył oczy. Natychmiast odwrócił się tyłem do ich dwójki i przerażony mamrotał coś do siebie, łapiąc się przy tym za głowę.

-Kurwa... Nie... Ja śnię prawda? Prawda?! Japierdole! Nie... Ja nie wierzę własnym oczom!

Oboje niemalże odskoczyli od siebie. Nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić William chciał uciec do łazienki, lecz Mycroft zagrodził mu drogę.

-Moriarty?! - Krzyknął. -Co kurwa?! Sherlock?!

Zdezorientowany patrzył to na brata, to na Pana Zbrodni. Wciąż trzymał się za głowę, mówiąc coś do siebie. Zażenowany Sherlock spojrzał na partnera, on też nie wiedział co powiedzieć, oboje czuli się tak jakby kula utknęła im w gardłach. Jedynie Mycroft nie potrafił zamknął gęby.

-To może... - Zaczął Sherlock.

-Tak! - Krzyknął jego brat. -Ubierzcie się błagam.

Niemalże w podskokach uciekli z salonu, wrócili do niego już w ubraniach.

-Czego chciałeś? Trochę nam przeszkadzasz...

-Chciałem... A z resztą nie ważne. Wytłumaczy mi ktoś co tu się odpierdala?! Sherlock? Ty z chłopakiem?! Jeszcze kurwa z Williamem Jamesem Moriartym?!

-I tak nie zrozumiesz więc szkoda strzępić ryja!

-Czyli ten twój przyjaciel, z którym przyszedłeś do mnie wtedy to był William?! Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co on zrobił?! Musi za to odpowiedzieć!

-Po pierwsze tak, to był Liam od początku, po drugie tak wiem, po trzecie ten człowiek zmienił cały Londyn, po czwarte najpierw musiałbyś mnie zabić, nie dam go skrzywdzić!

-Może i odmienił, ale...

-Inaczej się nie dało. - Wtrącił się William.

-Przecież mieliście to ostatecznie rozwiązać twoją śmiercią! Dlaczego żyjesz?!

-Twój brat mnie uratował...

-Co?! Sherlock skoczyłeś do Tamizy tylko po to, żeby uratować tego mordercę?! Nie wytrzymam zaraz. Za swoim wrogiem?! Ja już nic nie rozumiem...

-Powiem ci tyle, kocham go i masz trzymać język na kłódkę. - Mycroft długo myślał nad odpowiedzią. Nie uśmiechało mu się urządzać polowania na czarownicę, wiedział do czego był zdolny William, wiedział jaki bezduszny potrafi być, już chodziły różne spekulacje i plotki na jego temat, uznał więc, że nie ma sensu wszczynać paniki. Bracia Moriarty hojnie wsparli Londyn, poza tym Albert wziął winę na siebie.

-W porządku, jednak jesteśmy szanowaną rodziną i nie mogę pozwolić ci na takie wybryki. Od jutra rozpoczynamy poszukiwania ci partnerki, żeby odechciało ci się takich wybryków.

-W takim razie powodzenia! Bo ja już znalazłem swoją miłość życia!
Wkurzony, zdezorientowany i przerażony Mycroft uznał, że ma już dość wrażeni po tym co zobaczył i z głową do góry, udając, że ma jeszcze jakiś honor wyszedł z mieszkania.

---------------------------------------------------------

Już dawno nie zżerał mnie taki cringe przy pisaniu tego XD Chyba spłonę za to w piekle, chociaż bywają gorsze scenki na wattpadzie. Przepraszam was, ale musiałam dodać trochę dramaturgii.
Nie zjedzcie mnie za to proszę. Wiem, że to było ciężkie do przeżycia XD Póki co nie zamierzam wam serwować więcej takiej ilości cringu.
Co ja robię ze swoim życiem? Niech mi ktoś powie, bo ja sama nie wiem XD

---------------------------------------------------------

Sherliam "Catch me again if you can, mr. Holmes"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz