Głównym celem Williama stała się teraz rozmowa z Albertem, musiał się dostać do cel więziennych. Miał kilka opcji, pierwsza: zatrudnić się jako strażnik; druga: popełnić jakieś przestępstwo i dostać się w ten sposób do cel więziennych; trzecia: wykorzystać znajomości Sherlocka w policji i w ten sposób dotrzeć do Alberta.
-Sherly pamiętasz jeszcze George'a Lestrade?
-Oczywiście! A co...
-Chciałbyś złożyć mu wizytę?
-Co kombinujesz?
-Ja? Nic...
-Nie kłam Liam, przecież widzę, że coś kręcisz.
-Naprawdę nic, tak tylko wzięło mi się na wspominki... - Sherlock spojrzał na niego ze śmiertelną powagą lekko przy tym unosząc brew do góry.
-No dobra. - Westchnął. -Chodzi o to, że mój brat, Albert siedzi teraz w więzieniu. Wziął winę na siebie i odsiaduje karę za mnie. Chciałbym z nim porozmawiać.
-Czyli mam zagadać Lestrade?
-Mógłbyś to dla mnie zrobić? Proszę...
-Hmmm... Ale w zamian pójdziesz ze mną na randkę!
-Za iście kusząca propozycja. Zgoda.
***
-Czyli mam po prostu wdać się z nim w rozmowę?
-Tak, gdy się tam pojawisz, to najprawdopodobniej większość strażników będzie chciało cię powitać, a ja w tym czasie udam się do Alberta. Muszę z nim koniecznie zobaczyć. -Sherlock pokiwał głową na znak, że zrozumiał i wszedł do środka.
Na początku wszyscy byli w szoku, powitali go ciepło i zaraz ktoś zawołał Lestrade.
-Sherlock! Ciebie to chyba nic nie zabije!
-Cóż taka przypadłość.
-Musisz mi wiele wyjaśnić...
-Domyśliłem się, że to będzie nieuniknione. - Lestrade udał się wraz z Holmesem do oddzielnego pomieszczenia. Tak jak to przewidział Moriarty, wszyscy zebrali się pod drzwiami i usiłowali posłuchać ich rozmowę. Liam wykorzystał to i prześlizgnął się niezauważony. Napotkał się jednak na utrudnienie w postaci strażnika. Westchnął zawiedziony i jak najciszej jak tylko potrafił podkradł się w jego stronę.
-Stój! Kim jesteś?! -Strażnik nie zdołał nawet się obronić, gdyż William już zdążył go ogłuszyć jednym ciosem.
Nieprzytomnego strażnika związał i zaciągnął w jakiś kąt. Powolnym krokiem przechadzał się obok więziennych cel. Dokładnie przeszywał wzrokiem każdą z nich. Wreszcie dotarł do ostatniej celi, skazany siedział tyłem do krat, jego wzrok wbity był w malutkie okno, niewiele przez nie widział, lecz było niemalże jego jedyną rozrywką.
-Witaj Albercie. - Brunet powoli obrócił się w jego stronę. Jego zielone oczy gwałtownie się zaszkliły na widok ukochanej twarzy brata, zakrytego kapturem i opaską. Zbliżył się do niego.
-William... - Wydusił z siebie i wyciągnął w jego stronę ręce.
Uścisnęli się przez kraty. Albert długo go nie wypuszczał ze swoich objęć. Albert wypytywał brata o jego pobyt w Willow Town. Liam skrócił mu swoją historię, opowiedział mu również o Sherlocku, lecz pominął ich romantyczną relację.
-Czyli teraz trzymajcie się razem? - Albert był lekko zdezorientowany. Nie rozumiał, dlaczego William ma teraz u boku Holmesa, byli najgorszymi wrogami, dzieliły ich spiski, manipulacje, zawiść, różne postrzeganie świata. Co jego brat teraz planował? Przecież niemożliwie jest, żeby spoufalał się ze swoim wrogiem bez powodu...-A co z Tobą?
-Zrzekłem się majątku na rzecz odbudowy miasta, wziąłem winę na siebie, dzięki czemu siedzę teraz tutaj i czekam na wyrok. Obstawiam jedno z najgorszych rozwiązań, a mianowicie zesłanie do Australii. Muszę odpowiedzieć za swoje czyny, tak będzie sprawiedliwe.
-To ja powinienem być na twoim miejscu. Ja powinienem gnić w tej śmierdzącej celi zamiast ciebie.
-Nie William, to ja pchałem cię do przodu i ja namawiałem do dalszego działania...
-Nie opierałem się, gdyby nie ty to i tak bym to zrobił.
-Nie przerywaj mi proszę. Korzystaj z nowych możliwości, nie zdradzaj się, żyj pełnią życia, a przede wszystkim bądź szczęśliwy William.
-Ale to nie fair wobec Ciebie bracie!
-Zasłużyłem na to, a Ty jesteś jeszcze młody, masz talent, inteligencję, jesteś przystojny. Masz wszystko czego potrzeba by zacząć nowe życie. Poza tym rozkoszuj się tym czego dokonałeś! Wierzę w ciebie, a teraz, idź już, bo zaraz będzie zamiana strażnika i zorientują się, że tu jesteś. - Blondyn pożegnał się z bratem.
By wyjść niezauważonym pożyczył ubrania od nieprzytomnego strażnika. Spokojnym krokiem wrócił do zgromadzonych policjantów, którzy prowadzili gorliwe rozmowy z Sherlockiem. Mijając tłum złapał kontakt wzrokowy z Holmesem, skinął głową na znak, że ma już wyjść. Czekając aż brunet się ze wszystkimi pożegna, narzucił na siebie z powrotem płaszcz.
-Liam jestem już!
-Cicho bądź! - Syknął.
-Co ty taki rozdrażniony? - Spróbował złapać go za rękę, lecz ten szybko mu się wyrwał. Sherlock zrozumiał, że zapewne chodzi o Alberta. Zastanawiał się jak może mu pomóc. -Powiesz mi o co chodzi?
-Nie teraz. - Odpowiedział stanowczo.
***
-Czy teraz mi wytłumaczysz? - William usiadł na kanapie i zakrył twarz dłońmi. -Liam proszę...
Blondyn milczał. Jakie myśli go tak bardzo trapiły, że nawet mu nie chciał nic powiedzieć? Sherlock usiadł koło niego i złapał to za ręce.
-Liam, cokolwiek strasznego się dowiedziałeś możesz mi powiedzieć.
-Albert, on... Ja powinienem tam być zamiast niego, to ja powinienem być na jego miejscu! - Odparł po chwili namysłu. -Najprawdopodobniej zostanie zesłany do Australii zamiast mnie! Wziął winę na siebie! Niby taki był plan, ale to ja swoją śmiercią miałem sprawić, że odpowiem za nasze zbrodnie, a nie, że on teraz wszystko wziął na siebie... Bohater się znalazł!
Nie wiedząc co powiedzieć Sherlock przytulił go mocno do siebie. Trwali tak w milczeniu, to zdecydowanie znaczyło dużo więcej od jakichkolwiek słów, ta bliskość sprawiła, że William czuł się całkowicie zrozumiany bez jakichkolwiek słów.
---------------------------------------------------------
Nie mogę sie doczekać, aż wrzucę wam rozdział 18 (mocne dymy XD) ale dopiero jestem w trakcie pisania 20, a muszę mieć trochę rozdziałów na zapas, więc jeszcze trochę musicie poczekać :/// Imo warto bo będzie się działo...
Standardowo życzę wam miłego dnia/nocy/wieczoru/rana <33
---------------------------------------------------------
CZYTASZ
Sherliam "Catch me again if you can, mr. Holmes"
FanficNiebezpieczny nurt Tamizy rozdzielił Sherlocka i Williama. Oboje myślą, że drugi nie żyje. Moriarty zatrudnia się w posadzie profesora matematyki na uniwersytecie w miasteczku, w którym wyrzuciła go rzeka. Ma szczęście, że mieszkańcy jeszcze nie zn...