Rozdział 3 Spotkanie.

189 16 2
                                    

Moriarty obudził się w niezwykle dobrym humorze, doskonale wiedział, że Sherlock nie ustaje w poszukiwaniach od 3 dni, ekscytowała go ta myśl, lubił go podpuszczać, dawać mu fałszywe wskazówki. Holmes jednak nie odpuszczał, wytrwale starał się go odnaleźć. Czasami myślał, że już traci rozum, gdy wszystkie poszlaki zataczały koło i znów znajdował się w punkcie wyjścia, wiedział jednak, że to bardzo w stylu Liama i to podtrzymywało go przy zdrowym rozsądku.

William przygotował sobie śniadanie, po czym udał się na taras by je ze spokojem zjeść. W oddali ujrzał postać o ciemnych włosach, która chodziła w kółko. Wreszcie zatrzymała się, podniosła coś z ziemi i cisnęła tym z całą siłą o ziemię.

-Sherly, Sherly, Sherly... - Powiedział do siebie z uśmiechem na twarzy, następnie obserwując go uważnie dokończył swoje śniadanie i udał się do pracy.

***

-Moriarty ty paskudna gnido! - Darł się w niebogłosy Sherlock, właśnie kolejny raz poszlaki doprowadziły go w to samo miejsce. Miał już dość, chciał go zobaczyć, lecz w tych podchodach było coś ekscytującego, znów mógł poczuć ten dreszczyk tajemnicy. Położył się na ziemi i zamknął oczy. Nagle doznał olśnienia. Co, jeżeli jest tu jakiś uniwersytet?! Przecież Liam z pewnością się tam zatrudnił!

Sherlock zerwał się natychmiast i zaczął pytać przechodniów o uniwersytet. Dowiedział się, że faktycznie w tej małej miejscowości znajdował się uniwersytet. Poprosił również o wskazanie drogi i właśnie biegł w stronę placówki. Wpadł na dziedziniec jak oszalały, był o krok od odnalezienia Liama, nie mógł teraz zgubić tropu!

-Przepraszam proszę Pana, kim Pan jest i co Pan tu robi? - Spytał ochroniarz, Sherlock nawet go nie usłyszał, serce biło mu jak oszalałe. -Jeżeli mi Pan nie odpowie będę zmuszony Pana wyprosić.

-Ja... Ja... Szukam Profesora Williama James'a Moriarty'ego! - Wydyszał wreszcie.

-Profesor prowadzi teraz wykład, może Pan na niego tutaj zaczekać. - Ochroniarz wskazał mu ławkę.

Sherlock usiadł na ławce, zaraz miał go zobaczyć! Zobaczyć Liama! Detektyw nie był w stanie pozbyć się natłoku myśli, które krążyły teraz tylko wokół jego przyjaciela. Ta chwila zdawała się trwać wiecznie, ciągnąć się w nieskończoność, miał ochotę wpaść do sali i... No właśnie i co?

Wreszcie usłyszał za sobą powolne kroki. Odwrócił się w ich stronę, ale już tam nikogo nie było. Przed sobą zobaczył sylwetkę Moriarty'ego, Liam odwrócił się w jego stronę.

-Catch me again if you can, mr. Holmes. (złap mnie ponownie, jeżeli potrafisz panie Holmes) - Powiedział z zadziornym uśmiechem. Jego błysk w oczach sprawił, że Sherlock przez chwilę zaniemówił, stał tam Liam z krwi i kości! Prawie nie mógł w to uwierzyć.

Tymczasem William rzucił się biegiem do wyjścia. Holmes ruszył w pogoń za nim, lecz szybko stracił go z zasięgu wzroku. Staną na chwilę i rozejrzał się na wszystkie strony. Tam był! Stał na dachu niewielkiej kamienicy. Popołudniowe słońce delikatnie oświetlało jego bladą cerę, a oczy lśniły jak najprawdziwsze rubiny. Bez chwili wahania Sherlock zaczął biec w jego stronę, wspiął się na dach kamienicy. Williiam stał tam, jakby czekając na niego.

-Liam! - Krzykną detektyw, lecz ten zeskoczył na kolejny dom. Holmes zrobił to samo.

Pościg trwał długo, zeskakiwali z dachu na dach. William gdzieś znikał, potem się pojawiał. Sherlock gonił Moriarty'ego aż nie dotarli nad rzekę. Tam "pan Zbrodni" się zatrzymał.

-Złapałeś mnie Sherly. - rzekł stojąc do niego plecami. -Zagadka nie była trudna, lecz trochę Ci zajęła, chyba wyszedłeś z wprawy.

-Ty... Ty żyjesz. - Wydusił z siebie Holmes, który usiłował złapać oddech.

-Żyję dzięki tobie Panie Detektywie. - William odwrócił się w jego stronę. -Dziękuję.

Moriarty podszedł do Holmesa, który dyszał na trawie. Położył mu rękę na ramieniu siadając obok niego. Tkwili tak dłuższą chwilę bez ruchu, aż wreszcie Sherlock odzyskał oddech i zapytał:

-A więc jesteś teraz profesorem matematyki? Wracasz na stare śmieci?

-Tak, mam szczęście, że mogę się jeszcze puki co posługiwać swoim imieniem i nazwiskiem. Ciebie też tu wyrzuciło?

-Nie, parę wiosek dalej stąd, lecz nikt nie chciał mnie tam ugościć.
-Chyba chciałeś powiedzieć, że nie miałeś pieniędzy na wynajem? - Obaj zaczęli się śmiać.

-Ah Liam, przed tobą nic sie nie ukryje.

-Tylko kto tutaj jest detektywem? - Sherlock wywrócił oczami, a Liam nie przestawał się z niego śmiać.

-Dobrze cię widzieć Liam. - Sherlock uśmiechną się do przyjaciela.

-Ciebie też Panie Detektywie.

Rozmawiali tak aż zaszło słońce, buzie im się nie zamykały. Gadali o wszystkim i o niczym, lecz nie nudziło im się, jeden słuchał uważnie drugiego.

-Było miło, ale wybacz Sherly, będę już uciekać.

Pożegnali się i każdy udał się w swoją stronę. Sherlock czuł się nieziemsko, wreszcie, wreszcie odnalazł Liama! Ta myśl dodawała mu skrzydeł. W podskokach udał się do domu, gdzie powitała go właścicielka, panna Janet. Z charakteru przypominała Holmes'owi pannę Hudson, wybuchową kobietę z ciętym językiem, jednocześnie troskliwą i opiekuńczą.

***

Moriarty po powrocie do domu rozsiadł się na kanapie, nadal nie oswoił się z myślą, że od dziś będzie miał Sherlocka na wyciągnięcie ręki. Lubił tego impulsywnego, nerwowego, niestabilnego Sherlocka, może przez to, że miał go za równego sobie, a może przez te jego piękne granatowe oczy...

-William co ty bredzisz! Przecież nie możesz lubić swojego przyjaciela za kolor oczu. - skarcił się zawstydzony matematyk. -Lecz co ja poradzę, że wywierają na mnie takie wrażenie! Mógłbym się w nie wpatrywać godzinami! Ta jego nonszalanckość... Dobre poczucie humoru...

Moriarty otrząsnął się i poszedł się umyć, gdyż nie był w stanie przełknąć nawet kęsa kolacji. Nie wiedział co się z nim dzieje. Po raz pierwszy towarzyszyły mu takie uczucia.

Tej nocy oboje zasypiali myśląc o sobie nawzajem.

Sherliam "Catch me again if you can, mr. Holmes"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz