10 - Opowieść o chwastach

40 5 5
                                    

– Opowiesz mi o swoich chwastach?

Spojrzałam zaskoczona na zakapturzoną postać idącą obok mnie.

W poniedziałek, dzień po kompromitacji w altanie, nad Jastrzębią Górą przechodził front atmosferyczny i od rana deszcz przeplatał się z burzami. Kiedy po obiedzie nieśmiało wyjrzało słońce, skorzystałam z okazji i wymknęłam się na spacer w stronę Rozewia. Byle wyjść z domu i oddalić się od tych wszystkich obserwujących mnie ludzi! I tylko mnie się wydawało, że zrobiłam to niepostrzeżenie.

Ledwo wyszłam za bramkę, obok mnie zmaterializował się Robert. Podobnie jak ja ubrany był w polar z kapturem i gdyby się nie odezwał pierwszy, pewnie nawet nie zwróciłabym na niego uwagi.

– Co tu robisz? – Zdziwiłam się.

– Pomyślałem, że też bym się przewietrzył...

– Cóż za zbieg okoliczności... – mruknęłam. – Jeszcze mi powiedz, że tak się składa, że idziesz w tym samym kierunku, co ja...

– No, jasne! Skąd wiedziałaś? – Parsknął śmiechem.

– Przeczucie... – wymamrotałam niewyraźnie.

– To opowiesz mi o swoich chwastach? – Powtórzył pytanie.

Zerknęłam na niego niepewnie i wbiłam ręce głębiej w kieszenie. Od kiedy on się zrobił taki ciekawski? Może to moja siostra swoim wczorajszym przepytywaniem zachęciła do zadania bezpośrednio mnie wszystkich zaległych pytań?

– Pod warunkiem, że opowiesz mi o swoich. – Zgodziłam się wreszcie i ruszyłam przed siebie.

– Skąd wiesz? – Wyrwało mu się.

– Takie mam Przeczucie... – odparłam, ale nie doprecyzowałam, że chodziło mi o Przeczucie przez duże „p". Wystarczyło, że powiedziałam mu o psychoterapii. Lepiej nie robić z siebie większej dziwaczki...

– OK, umowa stoi – powiedział po chwili i podążył za mną.

Przeszliśmy przez ulicę i ruszyliśmy w kierunku latarni morskiej na Rozewiu. Ciocia z wujkiem mieszkali praktycznie na samym końcu Jastrzębiej Góry – mieli bliżej do rozewskiej latarni morskiej niż do centrum wsi. Już po paru minutach skręciłam w Alejkę Leona Wzorka, jakby bez udziału własnej woli nogi niosły mnie w stronę „Blizy".

Robert szedł w milczeniu obok mnie. Oboje trzymaliśmy ręce w kieszeniach i patrzyliśmy pod nogi – każde zatopione we własnych myślach. Dojrzewałam do opowieści, a on nie naciskał.

– No dobra. – Westchnęłam ciężko i podniosłam wzrok. – Jest taki chłopak...

– Chłopak? – podchwycił, a mnie się nagle jakoś cieplej zrobiło koło serca, kiedy usłyszałam jakby nutkę zazdrości w jego głosie.

– No, chłopak. W każdym razie... W dużym skrócie... – Plątałam się. – Moja koleżanka zaczęła próbować nas umówić. I on sobie wbił do głowy, że jestem w nim zakochana. Właściwie cała szkoła jest o tym przekonana. To straszne tak być obiektem plotek, jak obgadują cię wszyscy dookoła.

– Mnie to mówisz... – mruknął rozgoryczony.

Zerknęłam na niego spod kaptura, zaskoczona jego tonem.

– Znasz to uczucie? – spytałam szeptem i odruchowo zwolniłam.

– Doskonale. – Rzucił mi szybkie spojrzenie.

– No, w każdym razie... – Wróciłam do mojej opowieści. – Tak trochę zwiałam stamtąd na wakacje. Żeby złapać dystans.

– A ten... hmm... chłopak? Rzeczywiście byłaś w nim... hm... zakochana? – zapytał zakłopotany.

MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz