W domu cioci Irenki zawsze najbardziej podobał mi się ogród. Wszystkie kobiety w rodzinie zazdrościły go cioci. Nawet moja mama! Co ciekawe, akurat ona mogła spełnić swoje marzenie o stworzeniu własnego roślinnego azylu, od kiedy mieliśmy dom w Zielonym. Ale tak była pochłonięta zamkiem, badaniami i organizowaniem muzeum, że w ogóle nie miała głowy do zakładania ogrodu. A gdyby tak... Gdybym to ja się tym zajęła? Miałam dwa miesiące wakacji, żeby spokojnie wypytać ciocię Irenkę, jak się do tego zabrać. Ona z pewnością mi wyjaśni, co i kiedy należy robić. Wokół domu mieliśmy dużo wolnej przestrzeni do zagospodarowania. Po odpowiednim przeszkoleniu mogłabym spróbować...
Przyuczenie do zawodu ogrodnik-amator zaczęłam w poniedziałek, następnego dnia po przyjeździe. Jakoś czułam wewnętrznie, że praca w ogrodzie dobrze mi zrobi na moje smutki. Było to jedno z tych moich Przeczuć przez duże „p", które zazwyczaj przyjmowało formę przemożnego wewnętrznego przekonania, że wydarzyło się coś ważnego – pozytywnego lub wręcz przeciwnie. W ostatnich tygodniach roku szkolnego trafiały mi się raczej rzadko, żeby nie powiedzieć: wcale. Myślałam, że straciłam je bezpowrotnie, ale najwyraźniej przyjazd do Jastrzębiej Góry i oderwanie się od trosk obudziły je na nowo.
Po wspólnym śniadaniu zagadnęłam ciocię, czy mogłabym wyplewić jedną czy dwie rabaty w jej ogrodzie. Zdziwiła się nieco, ale wyraziła zgodę. Wyposażyła mnie w odpowiednie narzędzia i wskazała kąt, w którym mogłam rozpocząć mój ogrodniczy staż.
Jadzia w ogóle nie mogła zrozumieć mojej nowoodkrytej pasji. Spojrzała na mnie z niesmakiem, kiedy po obiedzie zapowiedziałam powrót do brudnej roboty. W końcu wzruszyła ramionami, uznając, że jej starsza siostra najwyraźniej zwariowała. Kto przy takiej pogodzie chciałby się babrać w ziemi, zamiast korzystać z uroków bycia nad morzem?! Westchnęłam na widok jej miny. Oj, gdyby ona wiedziała, przez co ostatnio przeszłam, to pewnie by się tak nie dziwiła.
Kiedy moje rodzeństwo wybyło na plażę, z ulgą zaszyłam się w ogrodzie. Niezbyt długo pracowałam w samotności – po jakimś czasie przyszła do mnie ciocia Irenka. Uklęknęła obok i przyłączyła się do plewienia. Zerknęłam z ukosa. Brzuszek ewidentnie miała zaokrąglony. I to bardziej niż się zdarza po obfitym obiedzie.
– Możesz mnie zapytać! – Roześmiała się, podchwyciwszy moje spojrzenie.
Zarumieniłam się momentalnie.
– Przepraszam... – wybąkałam.
– Ależ ja się nie gniewam, Elu! – Śmiała się nadal. – Tak, kochanie. Jestem w ciąży.
– Gratulacje, ciociu – mruknęłam niewyraźnie.
– Nie myśl sobie, że to jakaś namiastka czy nagroda pocieszenia po stracie Monisi... – Odłożyła na bok narzędzia i chwyciła mnie za dłoń.
– Wcale tak nie myślałam! – Zaprzeczyłam natychmiast.
– Długo dyskutowaliśmy z Piotrem na ten temat – kontynuowała, jakby nie słysząc tego, co powiedziałam.
Złapałam się na tym, że spodobała mi się ta nuta w jej głosie, jak powiedziała „z Piotrem". Dla mnie to zawsze był wujek Piotrek. Ale dla niej był to Piotr. Jej mąż. Taki specjalny Piotr. I to słychać w jej głosie, jak o nim mówi. Czemu wcześniej tego nie słyszałam? Za młoda byłam?
– Wiesz, jak byliśmy u was w święta, to sporo rozmawiałam z twoją mamą – wyznała.
– Wiem. – Przytaknęłam.
– I twoja mama... – Tu ciocia urwała, ale ja znów przytaknęłam:
– Wiem.
– Co: wiesz? – Zdziwiła się.
– No... Zdarza mi się wiedzieć różne rzeczy.
– Podsłuchujesz?
– Raczej obserwuję – Roześmiałam się. – I wyciągam wnioski. Zazwyczaj trafione.
– To też trafiłaś? – Pogłaskała się po brzuchu, patrząc na mnie z ukosa.
– Nie podejrzewam się aż o taką skuteczność. – Zaczerwieniłam się gwałtownie. – Ale nie powiem, że nie pomyślałam. To znaczy... Chciałam powiedzieć, że nie poczuwam się do sprawstwa!
– Elka! Jesteś cudowna! – Ciocia zaczęła się śmiać. Takim szczerym, radosnym śmiechem. Nie mogłam się powstrzymać i dołączyłam się do tego jej wybuchu radości.
– A cóż to za śmiechy-chichy? – Usłyszałam nad głową głos wujka.
– Och, kochanie! – Ciocia już powoli opanowywała radość. – Bardzo się cieszę, że dzieciaki do nas przyjechały!
– I dlatego chichoczecie jak szalone? – W głosie wujka pojawiła się podejrzliwość.
– Też – odpowiedziała mu żona. – Elka po prostu rozwala system!
– Uważaj na siebie, skarbie... – Wujek pogłaskał ciocię po karku. – Nie chcemy dodatkowych atrakcji.
– Skończę tylko ten kawałek.
– Wszystko w porządku? – Zaniepokoiłam się od razu.
– Tak, kochanie – odpowiedziała, na mój gust trochę za szybko. – Skończmy z tymi hortensjami.
Ach, więc to były hortensje! Dobrze wiedzieć...
– Wiesz, ciociu? – sapnęłam, kończąc grzebanie w mojej rabatce.
– No, co tam?
– Ja bym ci chętnie w tym ogrodzie bardziej pomogła. Szczególnie, że tobie już pewnie trochę ciężko się schylać?
– Och, dziękuję ci skarbie. Jesteś kochana! Oczywiście, że nie mam nic przeciwko. Od czasu do czasu ci pomogę. Ale pamiętaj, że jesteś tu na wakacjach. Masz odpocząć, a nie grzebać w moich kwiatkach!
– Praca w ogrodzie dobrze mi robi – mruknęłam do siebie, uświadamiając sobie, że to nie w kwiatkach będę grzebać, tylko w moim popapranym życiu.
Ciocia rzuciła mi tylko krótkie spojrzenie i nic więcej nie powiedziała. Z ciężkim sapnięciem wstała z kolan, otrzepała rękawice z ziemi i odłożyła je do wiaderka z narzędziami. Zanim ruszyła w stronę domu, poklepała mnie po łopatce. Kiwnęłam głową bez słowa, bo moja myśl już uciekła w stronę Zielonego i starych kłopotów. Postanowiłam je wypielić podobnie jak robiłam z chwastami w hortensjach.
CZYTASZ
Marzenia
Ficção AdolescenteCzasami nie można uciec od Przeznaczenia, choć Elka Górska robi wszystko, by właśnie tego dokonać. Wraz z rozpoczęciem wakacji wyjeżdża z Zielonego nad morze, licząc na to, że ponad 700 kilometrów to wystarczająca odległość, by ukryć się przed Rober...