34 - Walentynki

22 4 4
                                    

Kiedy przyszłam do szkoły pierwszego dnia po feriach zimowych, zaskoczyło mnie panujące w klasie poruszenie. Emilia natychmiast mnie wypatrzyła i przybiegła do mnie z sensacyjną wiadomością:

– Robimy walentynki!

– No to sobie róbcie... – Wzruszyłam ramionami.

– Sorry, kochana, ale chodziło mi o naszą klasę! Właśnie się dowiedzieliśmy, że spadło na nas zorganizowanie czegoś dla całej szkoły!

– Dzień przed walentynkami? Kogoś zdrowo pogięło...

– Nie do końca... – Emilia skrzywiła się nieznacznie. – Okazuje się, że istnieje coś w rodzaju kalendarza imprez szkolnych i ktoś nas na te walentynki wpisał podobno już we wrześniu.

– I nic nie wiedzieliśmy? – Zdziwiłam się.

Emilia odciągnęła mnie na bok i szepnęła konspiracyjnie:

– Julka nie dopilnowała...

Julia była naszą przewodniczącą klasy, po tym jak moi koleżanki i koledzy stwierdzili, że średnio się nadawałam na to stanowisko i ku mojej ogromnej uldze wybrali w drugiej klasie bardziej przebojową dziewczynę. Ja miałam problem z głowy, a ona była szczęśliwa z wyróżnienia. Do dzisiaj...

– Trzeba w takim razie wymyślić coś na poczekaniu i jakoś to będzie... – Wzruszyłam ramionami. Zupełnie nie podzielałam ogólnoklasowej ekscytacji. – Dlaczego miałybyśmy się w to mieszać? Mamy radiowęzeł na głowie.

– Radiowęzeł! – Emilia się rozpromieniła. – Dzięki Bogu!

– To znaczy? – spytałam podejrzliwie.

– Muszą sobie poradzić bez nas... – szepnęła z dziką radością. – Nie musimy nic robić!

– Możemy trochę pomóc przez radiowęzeł... – mruknęłam. – Ale bez przesady...

Rezultat wyjątkowej kreatywności głównie moich kolegów z klasy przeszedł najśmielsze oczekiwania nie tylko uczniów, ale i nauczycieli. Nasz klasowy playboy, Tomek, postanowił się przebrać za najprawdziwszego Amorka. Poświęcił w tym celu prześcieradło, podejrzewałam nawet, że zrobił to bez wiedzy rodziców. Julka, nasza przewodnicząca, wsparła ten strój dodatkami i zdobyła złoty sznur, którym Tomek przewiązał się w pasie. A jej najlepsza przyjaciółka, Aśka, przyniosła dla niego blond perukę, czym wzbudziła powszechne zainteresowanie, tym bardziej że nie chciała się przyznać, do czego ta peruka jej służyła. Amorek – przy pomocy kolegów-dowcipnisiów z klasy – wyposażył się w łuk i osobliwe strzały, którymi były przepychacze do rur. Nowe, ze sklepu, niemniej działało to na wyobraźnię i chyba nikt nie chciał zostać trafiony takim pociskiem.

Nie wierzyłam w powodzenie tego szalonego pomysłu, ale obiecałam wesprzeć polowanie Amorka na zakochanych odpowiednimi ogłoszeniami przez radiowęzeł. Dzięki temu nikt nie mógł mi zarzucić, że się nie zaangażowałam, a jednocześnie nie musiałam biegać z półnagim Tomkiem po szkole, jak pozostałe dziewczyny z klasy, które były jego pomocniczkami i zbierały walentynki do wielkiego pudła.

Już na pierwszej przerwie Amorek wyruszył na obchód po korytarzach. Wszędzie wywoływał salwy śmiechu i pełne aprobaty uwagi. Pomocniczki szukały po kątach „osób samotnych", do których Tomek strzelał swoimi strzałami i tworzył walentynkowe pary. Zabawa trwała w najlepsze! Ja ze swojej strony dorzuciłam komunikaty, na którym piętrze grasuje łowca samotnych, dzięki czemu parę osób zdołało się ukryć przed trafieniem przepychaczem do rur.

Wielkie rozdanie kartek zostało zaplanowane na czwartą lekcję po wstępnej analizie planu lekcji wszystkich klas. Nie wiem, czy wpłynęło to na decyzję, ale dziwnym zbiegiem okoliczności na czwartej lekcji nie było już w szkole Beatki... Do tego czasu Tomek musiał się przebrać, bo Torpeda wyłapała go na korytarzu i poleciła założyć chociaż T-shirt pod prześcieradło. A spojrzała na niego takim wzrokiem, że bez szemrania wypełnił jej polecenie.

MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz