4 - Ciernie i chwasty

37 5 6
                                    

Ani się obejrzałam, a minął tydzień naszego pobytu w Jastrzębiej Górze. Moje rodzeństwo korzystało ze względnie dobrej pogody i spędzało całe dnie na plaży. Ja zaś zaszywałam się w ogrodzie i pieliłam chwasty. Odbywałam też przyspieszony kurs ogrodnictwa, bo ciocia dołączała do mnie w godzinach poobiednich i opowiadała mi o swoich kwiatach i krzewach, o tym, jak je pielęgnować oraz co i kiedy należy w ogrodzie robić. W najbliższym czasie mogłam liczyć na zajęcia praktyczne z wykopywania cebulek kwiatów wiosennych i z sadzenia roślin letnio-jesiennych. Bardzo mnie to ucieszyło, bo miałam okazję nauczyć się pod okiem mistrzyni, jak to prawidłowo zrobić. Ogród w Zielonym zaczynał nabierać kształtu – póki co w mojej wyobraźni. Było to o tyle pocieszające, że głowa zaczynała myśleć o czymś innym niż Emilia i Robert Tombak.

Na początku pobytu w Jastrzębiej Górze odebrałam kilka pełnych pretensji SMS-ów od Emilii. Zarzucała mi ucieczkę z Zielonego, okraszając swoje wiadomości wyrzutami o wyjeździe bez pożegnania. Postanowiłam jej nie odpisywać, ale te słowa tkwiły w moim sercu jak cierń. I dopiero przy różach – a doszłam do tych krzewów dopiero po paru dniach – uświadomiłam sobie, że Emilia nie miała prawa robić z siebie ofiary tak samo, jak nie powinna była tego robić w zeszłym roku po tym koszmarnym Dniu Nauczyciela. Podobnie jak wtedy, tak i teraz mojej koleżance wydawało się, że to jej reputacja ucierpiała wskutek mojego zachowania. Nie przyszło jej nawet do głowy, że było dokładnie na odwrót!

Wciąż pamiętałam ten okropny czas w szkole, kiedy Emilia odgrywała się za Dzień Nauczyciela. Chciałam wtedy zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu. Czułam na sobie wzrok wszystkich wokoło i nie były to serdeczne spojrzenia. Wiosną było o tyle lepiej, że moja najlepsza koleżanka nie okazywała mi otwartej wrogości – co najwyżej od czasu do czasu musiałam wysłuchiwać jej wyrzutów.

Teraz, w wakacje, zyskałam dodatkowy komfort w postaci odległości siedmiuset kilometrów. Wystarczyło zignorować wiadomości od Emilii i o nich nie myśleć.

Niestety jeszcze przy rabatkach różanych dotarło do mnie, że ignorowanie mojej koleżanki było trochę chowaniem głowy w piasek. Nie rozwiązywałam problemu. Znów od niego uciekałam... Ale nie potrafiłam się zdobyć na otwartą konfrontację. To się nigdy nie kończyło dobrze. Dla nikogo.

Wraz z różami w ogrodzie zostawiłam za sobą też Emilię. To nie ona była głównym sprawcą mojego nieszczęścia. No, może i przyłożyła do tego rękę i może zawiodła jako przyjaciółka... Ale przyczyną mojego rozstroju nerwowego był tak naprawdę Robert Tombak... Każdy chwast w ogrodzie był jak kolejna jego złośliwość pod moim adresem. Wyrywałam je z zawziętością, choć bolały mnie wszystkie mięśnie od tego niepotrzebnego wysiłku.

Ciocia tylko raz zwróciła mi uwagę, że powinnam oszczędniej gospodarować siłami, ale kiedy zobaczyła moją minę, nie poruszyła tego tematu więcej. Chyba się domyśliła, że traktowałam pracę w ogrodzie terapeutycznie.

I tak mijał mi dzień za dniem. Niemal każdy w całości spędzałam w ogrodzie. Przedpołudnia i czas po obiedzie wypełnione były ciężką pracą. Późnym popołudniem przenosiłam się do altany z książką. Było mi błogo na wyłożonej poduchami ławeczce. Surfinie w podwieszanych doniczkach pachniały obłędnie i dodatkowo zapewniały mi osłonę przed domownikami. Miałam swój azyl, w którym mogłam zatracić się w lekturze książek wyciągniętych z ciocinej biblioteczki.

Czytanie ulubionych powieści też miało dla mnie działanie uzdrawiające. Na pierwszy ogień poszła nieśmiertelna Jane Austen z „Dumą i uprzedzeniem", ale to dopiero jej „Perswazje", za które zabrałam się w drugim tygodniu moich prac ogrodowych, nabrały prawdziwych rumieńców, kiedy czytało się je nad morzem, słuchając dalekiego szumu morza i krzyku mew nad głową.

MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz