W poniedziałek po lekcjach zamierzaliśmy kontynuować prace nad blogiem u mnie w domu. Tym razem Oliwia wracała z nami ze szkoły, jakby się obawiała, że ominie ją cała zabawa. Emilia wspięła się na wyżyny dyplomacji i przemilczała to niespodziewane towarzystwo mojej kuzynki. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek te dziewczyny dojdą do porozumienia. Najpierw Oliwia musiałaby dogadać się ze mną, a na to na razie się nie zanosiło.
Nie potrafiłam rozgryźć przyczyn, dla których w zachowaniu mojej kuzynki nastąpił zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. Bo choć z początku przypisałam go chęci przypilnowania nas, żebyśmy nie pracowali nad projektem blogu bez niej, to jej późniejsze postępowanie do reszty mnie skołowało.
Był taki moment, w którym droga się zwęziła do szerokości chodnika, więc Kamil przepuścił nas wszystkie przodem. Założył – poniekąd słusznie, że Oliwia znów będzie unikać jego towarzystwa, więc mocno zaskoczył go fakt, że nie podążyła za mną i Emilią, lecz dołączyła do niego i nawet zaczęła rozmowę!
Siłą woli powstrzymałam się przed wymienieniem spojrzeń z przyjaciółką, bo byłam pewna, że wywołałoby to awanturę. Lepiej było udawać, że nic wyjątkowego się nie stało. Wirtualnie zbierałam szczękę z chodnika, nie rozumiejąc, co właśnie się wydarzyło. Czułam pod skórą, że to jakiś wybieg Oliwii i że coś się za tym kryje. I zrobiło mi się żal Kamila, który najprawdopodobniej został pionkiem w jakiejś pokrętnej grze mojej kuzynki...
– Zrobiłam selekcję zdjęć. – Zaczęła. – Możesz mi coś opowiedzieć o tej całej grafice bezstratnej?
– Duże zdjęcia wpływają na wydajność witryny – odparł spokojnie Kamil. – Dlatego dobrze jest kompresować obrazki. Tylko że JPEG traci wtedy na jakości. Lepszy jest format PNG...
– Aż dziwne, że geniusz ze Stanów nam tego nie powiedział... – mruknęła zgryźliwie w moją stronę. Zacisnęłam szczęki.
– Odpuść... – szepnęła ostrzegawczo Emilia.
Ona też odczytała tę jawną prowokację Oliwii.
– To są drobiazgi, których człowiek się uczy, prowadząc blog. – Wyjaśnił Kamil, znów tym rzeczowym tonem, którego już parę razy użył wcześniej po złośliwościach mojej kuzynki. – A jeśli mówiąc „geniusz ze Stanów", miałaś na myśli chłopaka Elki, to zapewne lepiej rozumie te wszystkie kody i mechanizmy, które rządzą CMSem.
– No, ale po co tacy teoretycy, skoro praktyka lepiej uczy?
– Bo żeby nasza praktyka była taka prosta i przyjemna nawet dla informatycznego laika, to ktoś taki jak „geniusz ze Stanów" musi najpierw napisać program, dzięki któremu blogowanie będzie właśnie takie. Proste i przyjemne. Bo interfejs jest przyjazny laikowi. Ale pod spodem znajduje się cała masa informatycznego bełkotu, który rozumieją tylko programiści.
Oliwia zamilkła na dobre. A ja poczułam ogromną wdzięczność do Kamila za to, że – mimo że nie musiał – wybronił mojego Roberta. Emilia zerknęła na mnie z ukosa, więc dzielnie się uśmiechnęłam, żeby ukryć, jak bardzo zabolały mnie kolejne docinki.
– Mam na pendrive'ie moją wersję legendy o Kaśce i jej niewiernym mężu! – zagadnęła mnie przyjaciółka, po raz już nie wiem który ratując sytuację. Zdumiewało mnie jak bardzo się zmieniła pod tym względem. Zupełnie jakby odkryła w sobie empatię...
– Aż się boję, co tam napisałaś. Pewnie Kunegunda jest frywolną ladacznicą, która zagięła parol na przystojnego księcia, a Kaśka zlekceważoną księżniczką, którą wydano za mąż wbrew jej woli...
– Skąd wiedziałaś?! – Emilia wykrzyknęła w udawanym szoku, a ja się roześmiałam. Od razu poczułam się lepiej.
– W średniowieczu nie przejmowano się takimi drobiazgami jak wola panny młodej. Po prostu wydawano córki za mąż według interesu rodziny...
CZYTASZ
Marzenia
Genç KurguCzasami nie można uciec od Przeznaczenia, choć Elka Górska robi wszystko, by właśnie tego dokonać. Wraz z rozpoczęciem wakacji wyjeżdża z Zielonego nad morze, licząc na to, że ponad 700 kilometrów to wystarczająca odległość, by ukryć się przed Rober...