40 - Ruiny i baszty

27 3 4
                                    

Jeśli myślałam, że wspólna praca nad projektem zamkowego blogu naprawi cokolwiek w moich relacjach z Oliwią, to byłam w błędzie. Po wyjściu Kamila i Emilii w poniedziałkowy wieczór moja kuzynka w swoim stylu wyniosła się do pokoju bez słowa. Nie spodziewałam się oczywiście wylewnych komentarzy na temat projektu czy zespołu nad nim pracującym. Jakiekolwiek przeprosiny też pozostawały w sferze marzeń, bo jeszcze w życiu nie słyszałam, żeby Oliwia przepraszała za cokolwiek! Niemniej, miałam nadzieję na to, że chociaż zakopiemy topór wojenny...

– Daj jej czas... – Powtórzył Robert chyba po raz setny, kiedy żaliłam mu się wieczorem.

– Wiem... Tylko naprawdę myślałam, że wychodzimy na prostą...

– Wychodzicie... Pozwól jej wrócić na swoich warunkach.

– Dlaczego znów mam ustąpić? – Zbuntowałam się. – Zawsze ustępuję!

– Bo jesteś cudowna!

– Wazeliniarz! – prychnęłam. – Ustępuję, bo inaczej nie umiem...

– Nie znam Oliwii, skarbie... Ale z twoich opowieści rysuje mi się obraz dość dumnej osoby... Nie wróci na twoich warunkach. Odmrozi sobie uszy, byleby ci zrobić na złość. Musi wrócić na swoich warunkach. Pozwól jej na to.

– Od kiedy ty taki mądry jesteś? – spytałam podejrzliwie.

– Uczę się... – mruknął wyraźnie zmieszany. – Chcę być lepszy.

– Przecież jesteś najlepszy!

– Nieprawda... – Pokręcił głową. – Ale będę lepszy. Obiecuję.

Czułam niejasno, że coś się kryje za jego słowami. Przez chwilę przyglądałam mu się, ale nie wpłynęło to na niego w żaden sposób – milczał jak zaklęty. A ja nie dopytywałam. Wolałam, żeby sam mi powiedział. Póki co, musiałam uzbroić się w cierpliwość.

Zanim doszło do wyprawy na zamek, odbyłam też naradę z Mareszką. Teraz bardzo pilnowałam, żeby nie urwał nam się kontakt. W dodatku, z nikim – no, może poza Kasią, ale ona pozostawała nieuchwytna w ostatnim czasie... – nie mogłam pogadać tak szczerze jak z nimi. Im mogłam powiedzieć nawet o moich obawach związanych z zazdrością Roberta. A oni zawsze znaleźli jakieś słowo pocieszenia lub wsparcia.

– Czy ty czasem nie trzymasz zbyt wielu srok za ogon? – skomentował Marek oparty na ramieniu Agnieszki. Domyślałam się, że siedziała mu na kolanach, dzięki czemu oboje byli widoczni w kadrze.

– Przecież nie będę tego blogu prowadziła zupełnie sama! – Broniłam się. – Pomoże mi Emilia i Oliwia.

– I Kamil... – Dodała Aga ze złośliwym uśmieszkiem.

– Weź się odczep! – burknęłam. – Nie wpędzaj mnie w poczucie winy, bo następnym razem jak mnie Robert o niego zapyta i się zaczerwienię, to na bank ze mną zerwie.

– A dlaczego miałabyś się zaczerwienić? – Drążyła moja przyjaciółka.

– Bo insynuujesz!

– Czyli masz coś na sumieniu!

– Bynajmniej! – Ucięłam. – Chciałam zauważyć, że Kamil ma już chyba upatrzony cel.

– No, kogo? – Nie dała się zbić z tropu moja przyjaciółka. – Zakładam, że nie ciebie, skoro jesteś taka spokojna.

– No pewnie, że nie mnie. Czy wyście na głowę upadli? – Zdenerwowałam się.

– Ja nic nie mówię! – zastrzegł Marek.

– Oliwię, sierotki! – oznajmiłam z satysfakcją.

– Tę gryzącą wszystkich naokoło Oliwię? – spytała z powątpiewaniem Aga.

MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz