24 - Radiowęzeł

26 4 21
                                    

W moje siedemnaste urodziny obudziłam się przed budzikiem. Miałam niejasne wrażenie, że mój telefon zabrzęczał. O tej porze?! Była jakaś szósta! Spojrzałam nieprzytomnie. Hangouts. Od razu mi spanie przeszło. Robert!

Wszystkiego najlepszego! Koniecznie chciałem być pierwszy z życzeniami. Nie chciałem Cię obudzić."

Cóż, trochę mu nie wyszło... Ale nie miałam mu tego za złe. Uśmiechnęłam się szeroko i od razu odpisałam:

Obudziłeś :-) Ale to było bardzo miłe przebudzenie. Dziękuję za życzenia. Tak, jesteś pierwszy! Nie powinieneś iść spać?"

Mogę zadzwonić, czy spieszysz się do szkoły?"

Serce mi przyspieszyło w przypływie paniki. Jeszcze nigdy żaden chłopak nie oglądał mnie zaraz po obudzeniu. Ja się nie nadawałam do oglądania w piżamie! Ale z drugiej strony pokusa porozmawiania z Robertem z samego rana była zbyt duża, żeby się jej oprzeć.

„Pięć minut..." – odpisałam i sekundę później już dzwonił.

– Dzień dobry!

– Dzień dobry... – mruknęłam, próbując przygładzić moje rozczochrane włosy. – Nikt mnie jeszcze nie oglądał takiej rozmemłanej... Zaraz uciekniesz w popłochu.

– Nie ma takiej opcji! – Zaoponował. – Wyglądasz prześlicznie.

– Jasne... Bo ja lustra w domu nie mam... – wymamrotałam.

– Zdzwonimy się popołudniu, to możemy omówić kwestię twojego porannego rozmemłania. Mnie tam się podoba.

– Jesteś bardzo uprzejmy. Dobrze wiedzieć, że nie muszę wciskać się w krynolinę i full make-up na każdą randkę... – stwierdziłam, a Robert zachichotał.

– W krynolinie jeszcze cię nie widziałem!

– W makijażu także. – Przypomniałam.

– Lubię cię au naturel.

– Tym lepiej dla ciebie. Nie lubię się malować. I nie robiłabym tego specjalnie dla ciebie.

– Wiesz... – Robert nagle spoważniał. – Dzwonię, bo chciałem ci coś powiedzieć, trochę tak z okazji urodzin, ale też tak po prostu.

– Yhm... Dobrze. Może być też tak po prostu – odparłam wciąż jeszcze rozbawiona poprzednią wymianą zdań.

– Bo mnie się może wyrwać i wtedy pewnie będziesz zaskoczona. A już naprawdę mi się parę razy prawie wyrwało... – Plątał się zakłopotany. – Więc... Tak bardzo chciałem doczekać aż do lipca, ale normalnie się nie da. To jest straszne, wiesz?

Wielkie, wszechogarniające Przeczucie wróciło i rozlało się po mojej duszy. Już parę razy wyrwało mi się co nieco o zakochaniu, ale od pewnego czasu motyle w moim brzuchu ustabilizowały się. W moim sercu zagościło silniejsze uczucie, które – o dziwo – nie przejawiało się znanymi mi z książek porywami namiętności, tylko było zupełnie naturalnym stanem. Było mi ciepło, przytulnie i bezpiecznie.

– Kocham cię, Elka – powiedział nagle. Tak po prostu.

Wiedziałam, że mi to powie. Miałam przecież moje Przeczucie. Ale mimo że było ono tak wszechogarniające, nijak nie oddawało tych emocji, które poczułam, kiedy to usłyszałam. Zupełnie jakby moje serce nagle eksplodowało pod wpływem ogromnego wzruszenia. Motyle mogły się schować!

– To dobrze się składa, bo wychodzi na to, że ja też cię kocham, Robert... – szepnęłam.

Uśmiechnął się do mnie uszczęśliwiony. Przez chwilę gapiliśmy się na siebie bez słowa, jakbyśmy oboje zapamiętywali tę chwilę.

MarzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz