•X•

112 8 7
                                    

Tak na wstępie powiem, że w tym rozdziale będzie piosenka, którą można sobie puścić dla lepszego czytania!!

————————————————————————

Pov: Quackity

Minęło parę dni. Oprócz Wilbura, w szkole poznałem jeszcze George'a, niewiele wyższego ode mnie bruneta. Mam z nim angielski i na tej właśnie lekcji siedzę z nim w ławce. Jest naprawdę bardzo miły i ogólnie zauważyłem, że jesteśmy bardzo podobni. Dowiedziałem się też, że ma chłopaka. Cieszyło mnie to, bo wcześniej bałem się, że będę jedyną osobą innej orientacji, tak jak to było w starej szkole.

Nie miałem jeszcze okazji poznać jego chłopaka, ale z opowieści bruneta mogłem wywnioskować, że jest z czwartej klasy. Nie mam pojęcia dlaczego, lecz Will niezbyt lubi tą dwójkę. Może mieli najzwyczajniej jakąś spine. Nie chciałem jednak na razie pytać o to szatyna, w końcu to jego sprawa.

Dziś była sobota, czyli dzień, w którym miałem znów spotkać się z Wilburem. Nie mogłem się doczekać. Wyższy był jednak na tą chwilę moim najlepszym przyjacielem.

Miałem przyjść do niego na siedemnastą, a aktualnie była piętnasta. Szykowałem się całe popołudnie. Ubrałem na siebie jakieś lepsze ubrania. Nie wiem dlaczego mi tak na tym zależało. Chciałem wyglądać dzisiaj dobrze.

Ogarnąłem jeszcze włosy, z którymi w sumie dawno nic nie robiłem. Ułożyłem je jakoś tak, aby jak najmniej mi przeszkadzały. Po chwili uznałem, że wyglądam nienajgorzej, wróciłem do pokoju, żeby się spakować.

Wziąłem ubrania oraz inne potrzebne rzeczy, a następnie wpakowałem je do torby. Zszedłem na dół, odrazu zakładając buty i kurtkę. Wyszedłem z domu, kierując się w stronę domu chłopaka.

————

Stałem już pod jego domem. Zadzwoniłem domofonem, a po chwili wysoki chłopak otworzył mi drzwi. Tym chłopakiem był oczywiście Wilbur.

—No witam — przywitał się ze mną uśmiechnięty. Pokazał mi, abym wszedł do środka.

—Hej — odwzajemniłem uśmiech. Wykonałem jego polecenie i wszedłem do budynku.

Zdjąłem moje conversy i czarną kurtkę, a następnie pomaszerowałem z szatynem do jego pokoju. Usiadłem na łóżku chłopaka, a on zrobił to samo co ja.

—Jak tam samopoczucie dzisiaj? — Spytałem po chwili. Uśmiech jak zawsze nie schodził mi z twarzy.

—Muszę przyznać, że nie najgorzej — wzruszył ramionami. Również delikatnie się uśmiechał, z czego byłem zadowolony.

—No to w takim razie się cieszę, u mnie z resztą też całkiem dobrze— patrzyłem mu prosto w oczy, utrzymując z nim kontakt wzrokowy.

Robiłeś coś ciekawego ostatnio? — Ponownie spytałem, aby przeciągnąć konwersacje.

— Nie koniecznie, grałem na gitarze, czyli tak jak zawsze — odpowiedział mi po chwili.

— O boże, musisz mi coś kiedyś zagrać. Tym bardziej, że jedyne co robisz na lekcjach to pisanie piosenek.. Moim marzeniem byłoby je usłyszeć — zaśmiałem się lekko.

—Teoretycznie mógłbym.. choć nie jestem pewny czy to ci się spodoba. Sam rozumiesz, raczej mału osobom podobają się moje piosenki— zaśmiał się wraz ze mną.

Popatrzyłem na niego błagalnym wzrokiem. Naprawdę chciałem ich posłuchać. Chłopak przewrócił tylko oczami, a po chwili chwycił za gitarę. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.

„Since I Saw Vienna" — Wilbur Soot

Szatyn zaczął grać powoli pierwsze dźwięki i akordy piosenki. Patrzyłem na jego spokojną twarz. Taka sama była melodia którą grał.

W końcu usłyszałem jego głos. Był taki delikatny i przyjemnie się go słuchało. Może i nie znam się na muzyce, ale mogę stwierdzić, że chłopak ma do tego talent.

Wsłuchiwałem się w tekst jego piosenki. Może i nie był wesoły, ani nic takiego, lecz wydaje mi się, że całkiem pasował do wyższego.

Patrzyłem się na niego z zachwytem i iskierkami w oczach. Widać było, że bardzo się starał, aby zagrać jak najlepiej. Z każdą sekundą głos Willa wydawał mi się coraz ładniejszy. Naprawdę mi się podobał i miałem ochotę słuchać go całymi dniami.

Po nie całych trzech minut chłopak skończył. Spojrzał się na mnie, jakby nie do końca wiedział, czy mi się podobało. Szczerze się do niego uśmiechnąłem.

—Bardzo ładnie grasz i masz cudowny głos, na serio — popatrzyłem mu w oczy. On również lekko się do mnie uśmiechnął.

—Dziękuję, szczerze, to jak już mówiłem, mało osób to mówi. Z resztą, ja sam niezbyt tak uważam — wzruszył ramionami.

—A powinieneś, bo naprawdę robisz to świetnie — rozśmiałem się cicho. On tylko przewrócił oczami i sam zaśmiał.

Bez słowa po prostu go przytuliłem. Znów go o to nie spytałem, więc miałem nadzieję, że nie ma nic przeciwko temu. Poczułem, że lekko oddał uścisk, na co uśmiechnąłem się do siebie.

Odsunąłem się trochę od niego. Zauważyłem, że szatyn patrzy na mnie odrobinę zdezorientowany.

—Nie przeszkadza ci to? — Spytałem jednak po chwili. Nie chciałem, aby chłopak czuł się niekomfortowo.

Wyższy pokiwał głową na boki, co uświadomiło mi, że tak jest okej. Uśmiechnąłem się, bo lubię się przytulać.

————————————————————————
748 słów

Vote???

My rescue || QuackburOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz