Pov: Wilbur
Przyciągnąłem go do siebie. Jedną z moich dłoni umieściłem na jego talii, a drugą wciąż trzymałem tę chłopaka. Powoli ruszaliśmy się w rytm, który sami sobie ustaliliśmy. Może i fizycznie nie słyszeliśmy żadnej melodii, lecz jestem przekonany, że w głowie oboje sobie jakąś wymyśliliśmy.
Słońce dopiero co wschodziło. Śnieg wciąż padał tak, że końcówki włosów czarnowłosego były całe ośnieżone. Uśmiech dalej widniał na jego twarzy, a policzki niższego od zimna stały się różowe, co mocno było widać na jego bladej skórze. Do tego te kolorowe światełka, które ludzie już po przywieszali na domy, mimo iż jest listopad.
Wszystko wyglądało tak cudownie. A w szczególności chłopak. Mój chłopak.
Patrzyłem mu w oczy, ani na chwilę nie odwracając wzroku. On robił to samo, lecz parę razy cicho się zaśmiał, bądź musnął moje usta.
W końcu przestaliśmy tańczyć. Staliśmy tak, patrząc na siebie. Po chwili jednak delikatnie pocałowałem, co ten oczywiście oddał. Moje dłonie jak za każdym razem były umiejscowione na biodrach czarnowłosego tak, że przyciągałem go do siebie.
Gdy się od siebie odsunęliśmy, zaczęliśmy tak jak wcześniej, rzucać się śnieżkami. Śmialiśmy się przy tym jak małe dzieci, ale nikomu to nie przeszkadzało. Tym bardziej nie nam.
- Uważaj, bo zaraz dostaniesz śniegiem w twarz! - krzyknął niższy, tak jakby mi groził.
Ja tylko przewróciłem oczami, nabierając trochę białego puchu w ręce. Chciałem do niego podbiec, lecz potknąłem się i takim o to sposobem, leżałem teraz twarzą na . Zajebiście. Słyszałem w oddali tylko śmiech czarnowłosego.
- Mówiłem.. - ponownie się odezwał i podał mi rękę. Złapałem za nią, po czym wstałem. Wytrzepałem śnieg z moich ubrań oraz włosów.
Pov: Quackity
Oboje uznaliśmy, że lepiej będzie już wracać. Tym bardziej, że bałem się, że moi rodzice zaczną się niepokoić. Pisałem im, że nie wrócę w piątek po szkole do domu, ale miałem zamiar wrócić dzisiaj dosyć wcześnie.
Posiedzieliśmy sobie jeszcze chwilę w pokoju chłopaka, gadając raczej o całkowitych głupotach, Jednak po około godzinie zacząłem się zbierać.
Nie byłem zbytnio zadowolony z faktu, że nie będę mógł się spotkać z szatynem aż do piątku. Chciałem jednak spędzić trochę czasu z moimi rodzicami, skoro tak rzadko się ostatnio widujemy. Miałem plan, aby powiedzieć im o mojej relacji z Willem. Stresowałem się, mimo iż wiedzieli doskonale o mojej orientacji i nigdy nie mieli nic przeciwko temu.
---------
Byłem już w swoim domu. Było po dwudziestej. Grałem z moimi rodzicami w karty, a dokładnie to w pokera. Uwielbiam to robić i okropnie się za tym stęskniłem. Przez tą całą przeprowadzkę oraz ich nową pracę, kompletnie nie mieliśmy na to czasu.
Zawsze byłem w to najlepszy z całej rodziny, a tym razem nie było inaczej. Wygrałem prawie każdą rundę, z czego byłem bardzo szczęśliwy. Owszem, dawałem czasem szansę moim rodzicom, ale szczerze mówiąc to było to trudniejsze niż sama wygrana.
- Um.. tak właściwie to jest jedna rzecz, o której chciałbym porozmawiać.. - odezwałem się po chwili, a dorośli odwrócili głowy w moją stronę.
- Mów, śmiało - na twarzy mojej mamy widniał ciepły uśmiech. Przełknąłem ślinę, po czym zacząłem mówić.
- Pamiętacie Willa, prawda?.. Tego wysokiego szatyna, co często do mnie przychodzi - zacząłem trochę ciszej, jakbym bał się, że ktoś niechciany mnie usłyszy. Oboje pokiwali głową. Miałem małe wrażenie, że wiedzą co się święci, przez co trochę bardziej się stresowałem. - Bo.. Will jest moim chłopakiem - powiedziałem dosyć szybko.
Patrzyłem w podłogę, lecz kątem oka mogłem zauważyć, że moja rodzicielka wciąż się uśmiecha. Podniosłem więc wzrok. Mój ojciec może wyglądał trochę bardziej na zdezorientowanego, lecz zawsze mnie wspierał, więc nie przejąłem się tym.
- Zaczęliśmy to trochę podejrzewać.. - zaśmiała się, a ja z zażenowania lekko się zarumieniłem. - Spędzasz z nim strasznie dużo czasu, o wiele więcej niż z innymi twoimi znajomymi, których znam. Oczywiście to bardzo dobrze, że w końcu sobie kogoś znalazłeś. Przynajmniej jeszcze bardziej przyzwyczaisz się do nowego języka - zażartowała.
W domu rozmawialiśmy po hiszpańsku. To logiczne, skoro ja jak i moja rodzina, pochodzimy z Meksyku. Czasem jednak, moja mama bądź tata mówią do mnie po angielsku, abym jeszcze bardziej poduczył się tego języka. Choć tyle czasu, ile spędzam z Wilburem, naprawdę mi pomaga. Owszem, często zdarza mi się pomylić, ale często sam się z tego śmieję i raczej zbytnio się tym nie martwię. Szatyn stara się mi pomagać, a najbardziej to z pisownią niektórych wyrazów, bo to ewidentnie sprawia mi największy problem.
Opowiedziałem moim rodzicom trochę więcej o Wilburze. O tym, jak pięknie potrafi grać na gitarze oraz śpiewać i że ma nawet własny zespół. Mówiłem też, że jest strasznie mądry oraz o tym, że często opowiada mi o różnych ciekawych rzeczach. Zauważyłem, że same gadanie o nim, sprawia mi wielką radość. No cóż, nie moja wina, że jest taki cudowny i przystojny.
--------
Leżałem sobie już przebrany i umyty w łóżku. Było już dość późno, więc miałem zamiar iść spać. Wtedy jednak usłyszałem dźwięk powiadomienia. Widząc kto do mnie napisał, odrazu uśmiechnąłem się do telefonu.
Od Willy<3 :
Co powiesz na wyjście gdzieś w poniedziałek po szkole?Od Quackity:] :
Czyżby William Gold zapraszał mnie na randkę? omg
OdczytanoOd Willy<3 :
Można tak powiedzieć.Od Quackity:] :
AAAAAAAAAAA
BOŻE
KOCHAM CIE<33
OdczytanoCieszyłem się chyba jak nigdy. No dobra, może trochę mniej niż wtedy, kiedy zapytał mnie o to, czy chcę zostać jego chłopakiem. Niby często gdzieś wychodziliśmy, na przykład do parku, lecz nigdy nie uznawaliśmy tego jako randka. Raczej po prostu najzwyczajniej w świecie się spotykaliśmy, mimo iż wyższy czasami kupował mi kwiaty, bądź inne tego typu rzeczy.
Przez dłuższy czas uśmiechałem się jak głupi do telefonu. Jednak gdy zauważyłem godzinę, odrazu odłożyłem urządzenie i zgasiłem światło w pokoju. Zaśnięcie nie zajęło mi długo.
————————————————————————
920 słówPrzepraszam że nie było rozdziałów przez tydzień ale nie miałam pomysłu
Vote???
CZYTASZ
My rescue || Quackbur
Fiksi PenggemarAlex, 16 letni chłopak, wyprowadził się z Meksyku, ponieważ jego rodzice znaleźli lepszą pracę. Poznaje tam Wilbura - 17 letniego szatyna, syna dyrektora szkoły, który niezbyt radzi sobie w życiu. Chłopak jednak widzi w nim kogoś więcej, niż tylko p...