•IX•

118 13 7
                                    

Pov: Wilbur

Ufałem mu. Naprawdę mu ufałem. Miałem wrażenie, że czarnowłosy nie jest osobą, która rozpowiedziałaby wszystko na lewo i prawo. co tylko się mu powie. Wydawał się naprawdę miły i lojalny, więc wątpiłem w to, żeby mógł zrobić coś takiego. Stwierdziłem więc, że opowiem mu o niektórych kwestiach.

—Gdy miałem dziewięć lat, moja matka zmarła na raka. Jako dziecko ciężko było mi się pogodzić z jej brakiem. Zostałem tylko z ojcem, który przez to wszystko popadł w depresję, oraz dwójką braci. Tommy miał w tamtym okresie cztery lata, a Techno sześć. Dla nas wszystkich było to trudne, ale jako najstarszy z rodzeństwa przechodziłem to najgorzej — czułem, że mówiłem jakby mnie to w ogóle nie obchodziło, lecz w środku przechodziłem to trochę gorzej.

Widać było, że niższy chłopak uważnie mnie słucha. Znów delikatnie przeczesywał moje włosy palcami, co dodawało mi w jakiś sposób odrobinę otuchy.

—Nie chciałem jeszcze bardziej zamartwiać mojego taty, bo dało się zauważyć, że już z tym wszystkim było mu bardzo ciężko. Dlatego więc próbowałem sobie z tym wszystkim radzić bez niczyjej pomocy — wzruszyłem ramionami, trochę bez żadnych emocji. — Jak możesz się łatwo domyślić, nie wyszło to najlepiej. Ciągnęło się to wszystko za mną przez długi czas. Moi, dawni już, przyjaciele, chcieli mi pomóc. Zlałem ich jak najgorsze szmaty, a teraz się zastanawiam, czemu nie mam przyjaciół.

Wziąłem głęboki wdech. Nie lubię myśleć ani gadać o tych wszystkich rzeczach. Alex chyba to zauważył, ponieważ uśmiechnął się do mnie tak, jakby chciał mnie trochę uspokoić.

—Wilbur. — Usłyszałem nagle jego głos. Odchyliłem głowę tak, aby móc na niego spojrzeć. — Nie chcesz mówić, nie mów. Z samego początku mogłem się domyślić, jak źle u ciebie było. Jeśli nie chcesz teraz, to pogadamy o tym innym razem. Nie gadaj, że nie masz znajomych, bo masz mnie, tak?

Kiwnąłem głową na znak, że go rozumiem. Po chwili stwierdziłem, że w takim razie może już nie będę nic mówił.

Przez parę minut panowała cisza, która była odrobinę niezręczna. Czarnowłosy postanowił ją jednak przerwać.

—O której chcesz iść do domu..? — Spytał po chwili. Wciąż leżałem głową na jego kolanach, więc spojrzałem na niego tylko kątem oka.

—Najlepiej by było tak, aby mój ojciec nie zauważył, że nie było mnie w szkole — Wzruszyłem ramionami.

—No to tak samo jak ja — Zaśmiał się, na co ja się uśmiechnąłem.

Jego śmiech był taki cudowny.. i ten uśmiech.. Kurwa. Znowu to samo. Muszę naprawdę przestać o nim w taki sposób myśleć.

Chłopak na chwilę wyjął dłoń z moich włosów, aby sprawdzić godzinę. Wyciągnął telefon z kieszeni, po chwili znowu go chowając.

—Skoro tak, no to powinniśmy się powoli zbierać— w jego głosie było słychać lekkie niezadowolenie. Nie dziwię mu się, mogłem tu tak z nim siedzieć, a raczej leżeć, całymi dniami.

Wstałem jednak równie niechętnie. Czarnowłosy zrobił to samo co ja. W tym momencie przypomniałem sobie o czymś, co chciałem powiedzieć mu wcześniej.

—Mam pytanie — odezwałem się po chwili, a tamten pokiwał głową, dając mi znać, że mnie słucha. — Co byś powiedział na przyjście do mnie na noc..? Wiesz, w weekend czy coś.. chyba, że masz ciekawsze rzeczy do roboty no to oczywiście rozumiem.

Pov: Quackity

Ucieszyłem się na jego propozycję. Cieszył mnie fakt, że najwidoczniej szatyn na tyle mnie polubił. Uśmiechnąłem się szeroko do niego.

—Jasne, że bym chciał i weekend jak najbardziej mi pasuje — można było sobie wyobrazić, że wyższy w głębi duszy jest szczęśliwy. Przynajmniej tak wywnioskowałem, widząc jego delikatny uśmiech. Uważam, że to dużo jak na niego.

Zaczęliśmy iść w kierunku szkoły. Tylko z tego miejsca na razie mógłbym trafić bez prawie żadnego problemu do mojego domu.

Gdy w końcu dotarliśmy pod budynek. Uśmiechnąłem się szczerze do Wilbura. Chciałem mu naprawdę bardzo podziękować za ten dzień. Bez słowa podszedłem bliżej i lekko go przytuliłem. Nie spytałem nawet go, czy mogę, lecz miałem nadzieję, że mu to nie przeszkadza. Czułem, że na początku się spiął, ale niedługo później odrobinę się rozluźnił.

—Chciałem ci tylko powiedzieć, że dziękuję za ten dzień. Nie chciałoby mi się siedzieć te parę godzin tutaj, o wiele lepiej było je spędzić z tobą — odsunąłem się do niego. Na jego twarzy zawitały rumieńce, na co jeszcze bardziej się uśmiechnąłem.

—Uh.. no to ten.. Ja już będę iść.. — Powiedział dość niepewnie. Nie dziwiło mnie to. Zrobiłem to odrobinę z zaskoczenia, więc to logiczne, że chłopak był trochę zdziwiony.

—Do zobaczenia! — Krzyknąłem, nie czekając już nawet na jego odpowiedź i odszedłem, kierując się w stronę własnego domu.

————————————————————————
733 słowa

Trochę przez weekend nie było rozdziałów, ale nie miałam weny..

Vote??????

My rescue || QuackburOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz