•XXII•

114 10 8
                                    

Pov: Wilbur

Zaśnięcie nie było już takie trudne, czując bliskość Alexa. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że jest moim chłopakiem. Po rozstaniu z moją byłą dziewczyną obiecałem sobie, że nie zwiążę się już z nikim. Nie chciałem znowu czuć się zraniony. Miałem jednak przeczucie, że czarnowłosy nie zrobiłby mi tego samego. Opowiadał mi kiedyś, że nie był nigdy w prawdziwym związku. Do tego jego charakter mówił mi, że on po prostu nie byłby w stanie mnie zdradzić.

Choć może jednak to ja znów za szybko się przywiązuję. To jedna z rzeczy, których tak bardzo w sobie nienawidzę. Staram się nie ufać ludziom, lecz nie najlepiej mi to wychodzi.

————

Obudziłem się dosyć późno. Zauważyłem, że obok nie ma czarnowłosego, więc pomyślałem, że pewnie wstał przede mną. Usiadłem na łóżku, trochę się rozciągając. Przetarłem jeszcze twarz rękoma, po czym ujrzałem Alexa wchodzącego do pokoju z talerzem i kubkiem w ręku.

- No dzień dobry, zrobiłem ci śniadanie - nie mogło zabraknąć tego szerokiego uśmiechu, rozświetlającego bladą twarz chłopaka.

Podszedł do mnie i wręczył mi talerz z tostami oraz kubek z ciepłą herbatą. Pocałowałem go w policzek w ramach podziękowania. Nawet jeśli zbytnio nie miałem apetytu, to postanowiłem, że chociaż spróbuję coś zjeść, aby nie zrobić przykrości niższemu.

- Nie musiałeś.. - spojrzałem na niego z delikatnym uśmiechem.

-Po prostu się staram, tak? W końcu przecież jestem twoim chłopakiem - zaśmiał się ze swoich własnych słów.

Chłopak usiadł na łóżku z niewielkim odstępem ode mnie. Ja za to zacząłem powoli jeść. Spojrzałem z niego, a on lekko się do mnie uśmiechnął, pokazując mi tak jakby chciał, abym nie przestawał jeść. Zrobiłem tak jak chciał i odwróciłem wzrok. Czułem, że czarnowłosy również już na mnie nie patrzy, tylko robi coś w telefonie, co aktualnie trochę mnie cieszyło. Po prostu nie lubię, gdy ktoś na mnie patrzy kiedy jem, bo to trochę niekomfortowe.

Zjadłem ponad połowę, to chyba dobrze. A przynajmniej tak wywnioskowałem z ciepłego uśmiechu na twarzy Alexa. Choć on w sumie cały czas się uśmiecha. No prawie cały czas.

- Jesz coraz więcej, normalnie aż dumny jestem - w jego głosie było słychać całkowitą szczerość, na co też lekko się uśmiechnąłem.

————

Pov: Quackity

Minęły około dwa tygodnie. Dalej jestem z Willem i coraz bardziej widzę, jaki kochany potrafi być. Czasami kupował mi kwiaty albo po prostu zabierał mnie na jakieś mniej lub bardziej romantyczne spacery. Chociaż szczerze, z nim wszędzie czuję się dobrze. Sama jego obecność sprawia, że jestem szczęśliwy. Mam nadzieję, że działa to też w drugą stronę.

Ostatnio zaprosił mnie też na próbę swojego zespołu. Poznałem jego znajomych Marka, Asha i Joe. Zauważyłem, że przy nich Wilbur był całkowicie inną osobą, niż przy innych ludziach. Po prostu był sobą, co mnie cieszyło. Odrazu spodobała mi się ich muzyka, choć była kompletnie inna niż ta, którą szatyn grał mi wcześniej w domu. Wciąż nie rozumiałem, dlaczego tak mało osób w szkole ich lubi. Nie pytałem się o to Willa, choć domyślałem się, że tu również może chodzić o sytuację z jego byłą dziewczyną.

W tym momencie siedziałem na lekcji. Wilbura nie było dzisiaj w szkole. Uznałem, że pewnie jest chory czy coś takiego, ponieważ nie mówił mi nic, że go nie będzie. Trochę niepokoiło mnie jednak to, że mi nie odpisywał, ani nie odbierał połączeń. Może spał lub miał wyciszony telefon. Starałem się o tym nie myśleć. Postanowiłem, że po lekcjach się do niego przejdę i na wszelki wypadek sprawdzę, czy wszystko okej, bądź czy czegoś nie potrzebuje.

Lekcje strasznie mi się dziś dłużyły. Chciałem już jak najszybciej iść do mojego chłopaka, bo najzwyczajniej w świecie mi się nudziło.

W końcu po paru godzinach zadzwonił mój upragniony ostatni dzwonek. Wyszedłem dość szybkim krokiem ze szkoły. Odrazu pokierowałem się w stronę domu szatyna. To chyba jedyne miejsce oprócz mojego własnego domu i szkoły, gdzie potrafię dojść bez problemu.

Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Otworzył mi je Tommy, czyli młodszy brat Wilbura.

- Wiesz może, czy Will jest w domu? - zapytałem, a mały blondyn pokiwał energicznie głową, na co się uśmiechnąłem.

- Siedzi w swoim pokoju przez cały dzień. Nie wiem o co mu chodzi, ale nikomu nie otwiera - trochę się zdziwiłem, ale o nic nie pytałem. Chłopiec i tak nic by mi nie powiedział, bo po prostu był jeszcze za mały.

Wszedłem do domu i szybko ściągnąłem buty. Pośpiesznym krokiem poszedłem w stronę pokoju mojego szatyna. Zapukałem lekko do drzwi.

- Tommy, mówiłem ci, że masz sobie iść. Nie będę teraz z tobą grał - usłyszałem odrobinę zachrypnięty głos chłopaka.

- Will, to ja. Mógłbyś mi otworzyć? Proszę? Przyniosłem ci lekcje i w ogóle.. - powiedziałem z nadzieją w głosie.

Pov: Wilbur

Byłem trochę zdezorientowany, słysząc czarnowłosego. Nie spodziewałem się, że tu przyjdzie. To urocze, ale nie czułem się dziś najlepiej. Jednym słowem, czułem się po prostu chujowo. Od ostatnich paru dni już tak było, lecz nie chciałem nic mówić Alex'owi. Nie lubię, gdy się martwi. Wtedy czuję, że jestem słaby.

Leżałem od rana w łóżku, nic nie robiąc. Jedynie co chwilę przysypiałem, ale nawet na chwilę się stąd nie ruszyłem. Obiecałem sobie kiedyś, że już nie zapalę. Dziś wypaliłem już połowę paczki papierosów. Okno w moim pokoju było szeroko otwarte, więc było bardzo zimno. Nie odczuwałem tego.

Podniosłem się niechętnie. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je powoli. Owszem, wiedziałem że wyglądam okropnie, ale starałem się zachowywać, jakby wszystko było w porządku. Oparłem się o ramę drzwi, patrząc na niższego. Z jego miny odrazu mogłem wyczytać, że był zmartwiony oraz że wcale mu się to wszystko nie podobało.

Pov: Quackity

Zeskanowałem go odrobinę wzrokiem, od góry do dołu. Był dalej w piżamie, mimo tego, że było po szesnastej. Z jego pokoju było czuć okropny chłód oraz unoszący się zapach tytoniu. Czułem, że stało się coś poważnego. Szatyn może i był delikatny i łatwo było go zranić, ale nie reagował tak na każdą drobnostkę.

Wchodząc do jego pokoju, pierwsze co zrobiłem to odrazu zamknąłem te okno. Nie zamierzałem na razie komentować paczki papierosów leżącej na łóżku. Poszedłem do niego, przykładając dłoń do jego czoła, aby sprawdzić czy nie miał przypadkiem gorączki. Oczywiście, że miał.

—Wilbur. Co się dzieje — powiedziałem stanowczo, lecz spokojnie i usiadłem na łóżku.

————————————————————————
1007 słów

Dosyć długi rozdział dzisiaj!!

Jak się czujecie?:]

Vote???

My rescue || QuackburOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz