XXXVII. Sacrifice

382 57 16
                                    

Blodnyn od wyjścia mężczyzny przerażony siedział w pokoju nie wiedząc co zrobić. Przekaz Hyunjina był jasny, miał stracić całą swoją rodzinę, tylko dlatego, że nigdy go nie docenili. Może w normalnych okolicznościach uznałby to za akt miłości i oddania, lecz kiedy w grę wchodziło masowe morderstwo, w dodatku na ludziach, do których mimo wszystko czuł się częściowo przywiązany nie było w porządku. Mógł ich nienawidzić, bo tak właśnie było. Nie sprawiało to jednak, że chciał dla nich źle i zamierzał zignorować fakt, iż jego ukochany będzie miał na rękach ich krew. Bał się do czego jeszcze zdolny może być szatyn w swojej zaborczości i kontroli.

Nie płakał już nawet. Oparł się o bok łóżka podciągając kolana pod klatkę piersiową. Chłód podłogi nie robił już na nim wrażenia, miał wrażenie, że czasem to on trzymał go przy świadomości. Piękny sen w ciągu kilku sekund zmienił się w istny koszmar i dałby cokolwiek, by przywrócić poprzedni stan. Relację, która zepsuła się tak bardzo z wciąż nie do końca zrozumianego mu powodu. Nie zareagował nawet, kiedy usłyszał charakterystyczny dźwięk przekręcania klucza, a później nagłego otworzenia drzwi. Był pewien, że to znów przysłana przez Hwanga służba lub co gorzej - on sam. Nie potrafiłby spojrzeć mu w oczy z myślą, jak parę minut wcześniej skończyli ludzie, którzy go wychowali.

Nie spodziewał się w najmniejszym stopniu, kto naprawdę znalazł się w środku.

- Felix? - usłyszał znajomy głos.

Odwrócił powoli głowę, ale wróciła ona spowrotem niemal od razu, gdyż przybyły chłopak był już przed nim.

- Changbin? - wyszeptał zdziwiony.

- Ja.

- Co ty tu robisz? Jak? Przecież mnie pilnują.

- To nie jest teraz istotne. Musiałem wiedzieć co z tobą - odpowiedział troskliwie. - Boże...jak ty wyglądasz - przestraszył się patrząc na niego dokładnie.

To prawda, blada skóra, włosy w nieładzie, cienie pod zmęczonymi i smutnymi oczami, które zwykły wcześniej świecić jaśniej niż gwiazdy, zaschniętej ślady łez na polikach idealnej buzi i osłabienie towarzyszące mu przez całą sytuację nie pomagało mu utrzymać swojej nieskazitelności. Starszy złapał go ostrożnie za ramiona nie mając pojęcia co zrobić. Oboje byli zszokowani i do tego oboje z innych względów.

- Skrzywdził cię? - zapytał, a w jego głosie słychać było wiele przeczących sobie emocji.

- Zamknął tu, przyszedł raz, jedynie żeby powiedzieć mi o umowie z moją rodziną, jakiej warunków nie przejęli, dlatego postanowił ich wyeliminować - wydukał patrząc w swoje dłonie - Twierdził, że to dla mnie, bo oni ściągają mnie na dół i nie pozwalają zrozumieć jak wiele jestem wart. On ich zabiję, jeśli jeszcze tego nie zrobił, bo według niego oni są problemem - nie wstrzymywał łez, ponownie witających jego twarz.

- Chodź tu do mnie - westchnął Seo zagarniając dwudziestolatka w objęcia.

Felix wtulał się ufnie w jego ramiona, łkając żałośnie. Otrzymywał komfort od przyjaciela, którego nie odzywał mu ostatnio i własny chłopak. Nie ogarniał tego wszystkiego, było mu tak źle, że człowiek, którego pokochał, jak nikogo wcześniej nagle stał się tak oziębły, bezlitosny i okropny. I co raniło go najbardziej to to, że choć mówił sobie w głowie, jak paskudnie został potraktowany wierzył w nieznany mu nadal motyw. Pragnął mieć nadzieję na prawdę, dzięki której wybaczy ukochanemu całe jego zachowanie. Liczył, że jego mama, tata i siostry nie ucierpią, a on opanuje się w porę.

Mylił się bardziej, niż by się spodziewał...

- Teraz widzisz? On chce cię tylko dla siebie. Pozbędzie się kolejno każdego, kto stanie wam na drodze, aż nie będzie nikogo, by wyciągnąć cię z tego piekła - odparł spokojnie.

𝓟𝓪𝓷𝓭𝓮𝓶𝓸𝓷𝓲𝓾𝓶  ~Hyunlix~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz