LV. Why ☆

247 51 42
                                    

WARNING! ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI 🔞, JEŚLI NIE CZUJESZ SIĘ Z TYM KOMFORTOWO, POMIŃ!

~~~

Felix siedział na zimnych, twardych płytkach łazienki, wpatrując się pustym wzrokiem w pęknięcie na ścianie. Dłonie Hyunjina niemal go parzyły. To jak błądził nimi po jego ciele, które bądź co bądź było jego własnością. Czuł, jak jego ciało drży, ale nie z zimna, tylko z bezradności. Każdy oddech był dla niego wysiłkiem, a serce biło niepewnie, jakby nie było pewne, czy warto kontynuować. Dwie nieudane próby samobójcze pozostawiły w nim ślad, który nie zniknie nigdy. Najgorsze jest to, że do tej pory nie wiedział, czy faktycznie chciał osiągnąć nimi to czym miały skutkować. Był wyczerpany emocjonalnie, gotowy na cokolwiek, co mogłoby zakończyć ten koszmar, a jednocześnie wiedział, że oznaczałoby to odniesienie kolosalnej porażki. Miał zyskać nieco kontroli i ustabilizować jakoś swoje życie tutaj, a przegrał po raz kolejny. Prawdopodobnie po raz ostatni.

Szatyn siedział naprzeciwko niego. Jego oczy błyszczały z obsesyjną namiętnością. Był manipulatorem, mordercą i sadystą, który znalazł w nim swoją ofiarę. Każde spojrzenie, każdy dotyk były przesiąknięte kontrolą i przemocą. Choć Lee naprawdę nie był zaskoczony, tak bolała go ignorancja mężczyzny na jego problemy i rzeczywistość, w której przekazywał mu na wszelkie sposoby, jak okropnie wycieńczony jest tym co się dzieje. Ale Hyunjin wcale o tym nie myślał. Nie był w stanie uwierzyć, że ten człowiek tak go kiedyś omamił, że tak idealnie udawał cudownego chłopaka. Był tak głupi i naiwny sądząc, iż perfekcyjne życie przyszło do niego od tak, a los postanowił się do niego uśmiechnąć.

- Wiesz, że chcę ci jedynie pomóc - szepnął Hyunjin, zbliżając ich twarze do siebie. Jego głos był jednocześnie miękki i zimny, wypełniony fałszywą troską, która obrzydzała Lee bardziej niż cokolwiek innego.

Spoglądając jednak w bok zauważył coś, czego najbardziej nie chciał. Czarną postać w nieco zacienionym rogu pomieszczenia, nawiedzającą go tak brutalnie i w momentach największej słabości. Sparaliżowało go. Na chwilę zaborczy dotyk Hyunjina nie miał znaczenia. Nie był w stanie przewidzieć co stanie się w ciągu następnych kilku sekund, ale nie spodziewał się niczego dobrego. Nie miał pojęcia co robić.

- Przestań się opierać, tak będzie łatwiej.

- Zamknij się wreszcie! - krzyknął brunet, desperacko próbując uciszyć zjawę, której postać nie chciała zniknąć.

Hwang słysząc co zatrzymał się na chwilę, jego oczy zwęziły się z gniewu. Felix natomiast od razu zorientował się, jak wyglądało to z perspektywy starszego, dlatego prędko zakrył usta dłonią, na której uścisk został lekko poluzowany.

- Co ty powiedziałeś? - zapytał, jego głos był lodowaty.

- Powiedziałeś, że nie wejdzie przez drzwi. Też ją widzisz, prawda? - wydukał w strachu, wskazując drżącym palcem w jedno miejsce.

- Co widzę? - westchnął zirytowany.

- Dlaczego tylko mnie prześladuje? - zapłakał gorzko. - O co w tym wszystkim chodzi?! Dlaczego tylko ja ją słyszę?! - krzyk wyrwał się niekontrolowanie z gardła Lee pomiędzy spazmatycznym szlochem.

- Nie masz prawa podnosić na mnie głosu, rozumiesz?! - wrzeszczał szatyn, uderzając bez wahania młodszego w twarz, a Felix nie miał siły, by jakkolwiek zareagować. Łzy, których ostatnio nie szczędził zaczęły płynąć po jego policzkach, gdy jego dusza była na granicy załamania.

- Mam dość...nie mogę tak żyć. Wolałbym umrzeć, wiesz o tym. Nie obchodzi cię to, że osoba, którą kochasz straciła chęci do życia? - szepnął, a jego głos był ledwie słyszalny przez wewnętrzny ścisk na krtani, uniemożliwiający mu swobodne oddychanie. - Nie rozumiesz, jak bardzo cierpię przez wszystko, co mi robisz? Przez wszystko, co się tu dzieje? Dlaczego? Przecież próbuje uciec, nie kłócę się z tobą, nie naruszam twojej prywatności, nie robię nic złego. To dlaczego ciągle ponoszę kary?

𝓟𝓪𝓷𝓭𝓮𝓶𝓸𝓷𝓲𝓾𝓶  ~Hyunlix~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz