XL. Pandemonium

420 54 37
                                    

Odkąd Felix pogodził się z ukochanym i na nowo ich relacja zaczęła wchodzić na właściwe tory, dni mijały mu powolnie. Nie wychodził często z pokoju, a jak już to przenosił się do Hyunjina. Posiłki jadł w innych godzinach, osobiście dla niego przeznaczonych. Na prośbę szatyna unikał reszty domowników jak ognia, a gdy spotkali się po drodze przyspieszał kroku i nie odzywał się do nich ani słowem. Hwang skutecznie starał się mu uświadomić, co tak naprawdę było powodem całej tej sytuacji, która nie powinna mieć miejsca. Po pewnym czasie ignorowania chłopków przestali w większości przypadków próbować podjąć rozmowy. Było mu to na rękę. Chciał się z nimi przyjaźnić, mieć w nich braci, o jakich zawsze marzył, lecz jeśli psuli oni jego życie miłosne to musiał wybrać. Z wpływami Hyunjina, wybór był wręcz dziecinnie prosty.

Martwił się nieco o Changbina, którego nie widział choćby raz od momentu, kiedy wkradł mu się do pokoju i został przyłapany. Wcześniej dyskretnie podpytywał Hyunjina o jego stan i czemu już go nie widzi, ale ten odpowiadał krótko i zmieniał temat. Wiedział jednak, że mężczyzna nie pozbyłby się tak łatwo swojego wieloletniego przyjaciela. Obserwował to w jego reakcjach. Irytował się na wzmianki o Seo, ale jednocześnie nie wykazywał nienawiści lub go gorsza obojętności, gdy o nim mówił. To sprawiało, że nie niepokoił się aż tak. Co prawda czułby się nawet lepiej, jakby mógł go zobaczyć na kilka sekund, tak zdawał sobie sprawę, że najpierw musi zająć się ułożeniem znów perfekcyjnego życia u boku Hwanga. Wtedy będzie mógł skupić się na innych szczegółach.

Tamtego dnia szatyn wyszedł wcześnie rano, jeszcze zanim Lee się obudził. W liście napisał, że wróci dopiero późnym wieczorem i żeby nie czekał na niego z pójściem spać. Felix nie był zachwycony nieobecnością mężczyzny, ale przynajmniej będzie miał trochę czasu dla siebie. Chodził po całym budynku bez celu, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. W pewnej chwili dostrzegając na korytarzu Chana postanowił się wycofać i objąć inną drogę, lecz nagle został złapany za ramię i stanowczo zatrzymany. Omiótł wzrokiem służbę, która kręciła się po budynku coraz częściej odkąd Hyunjin przestał go ograniczać. Wiedział, że unikanie jakiejkolwiek interakcji z chłopakami na ich oczach go priorytet.

- Możesz w końcu przestać traktować nas jak powietrze? - spytał zdenerwowany.

- Ciszej i przejdźmy w bardziej odosobnione miejsce - pociągnął go w pustą alejkę. - Czego chcesz?

- Byłeś zamknięty kilka dni, nagle wychodzisz i jakby nigdy nic masz nas gdzieś? Wiesz, jak się martwiliśmy?

- A to ciekawe - prychnął.

- Co takiego? - zdziwił się.

- Nie doszłoby do tego gdyby nie wy. Sprowokowaliście go, manipulowaliście mną i takie były tego skutki. Już było źle, a Changbin tylko to mocniej zepsuł.

- Wiesz w ogóle co się z nim stało po tym, jak zaryzykował, żeby Ci pomóc? - otworzył szeroko oczy.

- Hyunjin przysiągł mi, że nadal tu jest i może chodzi, może mówić, więc jakoś nie potrzebuję więcej szczegółów - wzruszył ramionami. - A poza tym nie musiałby mi pomagać, gdybyście sami nie byli jednym z powodów.

- Uwierzyłeś mu? Po tym wszystkim?

- Tak. Bo zrozumiałem wreszcie gdzie tkwi problem i jak go rozwiązać. Od momentu, gdy wyjaśniłem sobie z nim całą sprawę i nie rozmawiam z wami nasz związek wraca do normy. Jestem szczęśliwy. Czy to takie straszne?

- Serio nie widzisz niczego złego w nim? - westchnął. - To on ma problemy, a ty jesteś na nie ślepy.

- Sądzisz, że o tym nie wiem? Ma problemy, ale staram się jak mogę, żeby te stany się nie powtarzały. I teraz wszystko się stabilizuje, bo nie mam kontaktu z wami. Nie wchodźcie z butami w nasz związek, mówię to ostatni raz. Skończy się to fatalnie dla każdego, a póki co nie mamy na co narzekać. Hyunjin jest spokojny i nikt nie cierpi - uśmiechnął się smutno.

𝓟𝓪𝓷𝓭𝓮𝓶𝓸𝓷𝓲𝓾𝓶  ~Hyunlix~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz