ROZDZIAŁ IX •

31 2 0
                                    

    Kiedy wróciłam z Pragi, nie mogłam się doczekać, aż wreszcie rozpocznie się nowy semestr. Wyczekiwałam z niecierpliwością pierwszego tygodnia, w którym również miała odbyć się poprawa dla osób, które nie zdały gramatyki. Kiedy początek tygodnia się zbliżał, zobaczyłam, że na Teamsie pojawił się nowy post, oczywiście autorstwa Jaśkiewicza. Napisał w nim, że niestety musi przesunąć poprawę na następny tydzień, gdyż złapał COVID– 19. Biedaczyna... Było mi go szkoda, ale jednocześnie też było mi przykro, że musiałam czekać jeszcze jeden tydzień.
    W trakcie tego oczekiwania, po konsultacji z Dominiką, doszłam do wniosku, że byłoby to dziwne, gdybym po tak długim czasie poszła do niego z pytaniem. Postanowiłam więc napisać do niego na Teamsie. Oczywiście przed zadaniem pytania, upewniłam się, że nie jest ono głupie i jak się okazało, cała nasza trójka; Dominika, Sebastian i ja mieliśmy poważne i długie rozmowy na ten temat. Z rozmowy wynikło, że zdanie jest poprawne gramatycznie, ale nie z logicznego punktu widzenia.
    Ku mojemu zdziwieniu, Michał nie przyznał mi racji, więc ja, opierając się o Grevisse'a, przedstawiłam mu mój tok rozumowania wspominając przy tym o aspekcie czasownika. Patrząc na to co mi odpisał, mój punkt widzenia miał jak najbardziej sens, gdyż ostatecznie, w bardzo okrężny sposób, przyznał mi rację. Miałam wrażenie, że Doktorek specjalnie zadbał o dobór takiego słownictwa, abym nic nie zrozumiała. Odpowiedziałam mu na to krótkim, równie wrednym, a zarazem grzecznym "merci beaucoup i życzę szybkiego powrotu do zdrowia! Z wyrazami szacunku, Klata Gałczyńska".
    Szczerze mówiąc, byłam na niego zła. Cóż, może zachował się tak, bo stała się tragedia; ego spadło mu o dwa centymetry.

*    *    *

    Tydzień jakoś minął. Ja wybierałam się na godzinę trzynastą na konsultacje do doktor Tutaj z porcją pytań, z którymi chciałam iść do Jaśkiewicza. Ponieważ był to dzień egzaminu poprawkowego, wiedziałam, że istniała duża szansa, że się spotkamy, tym bardziej, że egzamin kończył się o trzynastej. Kiedy wyszłam od doktor Tutaj, chciałam zejść tymi samymi drzwiami, którymi weszłam, ale coś wewnętrznie pchało mnie w inną stronę. Najwyraźniej moja intuicja mnie nie oszukała, bo na klatce schodowej usłyszałam ten upragniony głos, który był w trakcie dyskusji z jakąś kobietą. Byłam w niebo wzięta, ale też lekko onieśmielona. W momencie, w którym się mijaliśmy, powiedziałam mu "dzień dobry" i lekko się uśmiechnęłam. Michaś odpowiedział mi tym samym patrząc mi przy tym w oczy.
    Miałam na sobie wówczas czarny welurowy żakiet ze złotymi guzikami oraz czarną ołówkową spódnicę. Do tego oczywiście vintage loczki i czerwoną szminkę. Znowu czułam, że nie był to zwykły wzrok. Ale znowu... Skąd ja to mogłam wiedzić. Skonsultowałam to oczywiście z Dominiką i podsunęła mi genialny pomysł. Miałam co wtorek chodzić z nią i z Sebą na palarnie o trzynastej tak, aby Michaś słyszał jak rozmawiamy o gramatyce. Dominika, dodatkowo pomyślała, że jeszcze mniej dziwnie i podejrzanie byłoby gdybym ja też paliła. Następnego dnia kupiłam sobie papierosa elektronicznego jednorazowego i z niecierpliwością czekałam na wtorek. Miałam już ustalony cały plan działania, wybrane ubrania które będę miała na sobie i wszystko dopięte na ostatni guzik.
    We wtorek poszłam na palarnie. Oczywiście wszystko było inaczej niż sobie zaplanowałam; po pierwsze staliśmy za daleko, po drugie Dominika gapiła się na niego tak jakby to ona była nim zainteresowana, a po trzecie przyczepiły się do nas jakieś dwie dziewczyny, przez co nawet nie rozmawialiśmy o gramatyce. Cóż... Chociaż przez chwilę mogłam na niego popatrzeć. On niestety totalnie nie zwracał na mnie uwagi. Podobnie wyglądały kolejne tygodnie, aż do świąt Wielkanocnych. Było mi niezmiernie przykro, że nie zobaczę go znów przez trzy tygodnie.
Przez Święta Wielkanocne oczywiście powtarzałam sobie gramatykę i uczyłam się nowych rzeczy. Wszystko to z myślą o Michale. Byłam bardzo spragniona jego w każdym możliwym calu. Jak święta minęły, poszłam do szkoły. Był to dwudziesty pierwszy marca, co oznaczało dzień frankofonii. Byłam przekonana, że Michaś zjawi się tam chociaż na chwilę, więc ubrałam wzorzystą vintage sukienkę, tak aby wyróżniać się z tłumu. Jak szybko się okazało, Michał był organizatorem tego wydarzenia. Był ubrany elegancko; miał na sobie białą koszulę, krawat i jasne spodnie garniturowe. Oprócz tego oczywiście miał ciemną marynarkę oraz płaszcz. Mimo tego, że widać było, że się postarał, brakowało przy tym kobiecej ręki.
Poszłam na Salę Rady Wydziału i wchodząc do pomieszczenia razem z całą naszą grupą, powiedziałam "dzień dobry". Usiedliśmy w pierwszym rzędzie. Michaś siedział również w pierwszym rzędzie, ale po przeciwnej stronie. Mimo to, że byliśmy od siebie oddaleni, czułam, że cały czas na mnie spoglądał. Kiedy zmieniał komuś slajdy na prezentacji, nasz wzrok spotykał się wielokrotnie, ale Michał natychmiastowo go odwracał. Gdy na przerwie poszłam do toalety, minęłam się z Doktorkiem. Powiedziałam cicho, ale śmiale "dzień dobry", na co on mi odpowiedział i pozdrowił mnie rezolutnym uśmiechem i mocniejszym przymrugnięciem oczu.
Na koniec było sympatycznie. Był jakiś quiz związany ze słownictwem. Było nas niewielu, więc samoistnie podzieliliśmy się na dwie grupy; Jaśkiewicz był w przeciwnej, razem z Eweliną Szpak. W mojej grupie ja i Julia czołowałyśmy i błyszczałyśmy wiedzą. Michał zgadł może dwa słówka, natomiast my prawie wszystkie. Ja i Julia zawsze mówiłyśmy, a cała grupa szła za naszym głosem. Po całym dniu byłam upojona szczęściem. Nie mogłam się doczekać na więcej.
Następnego dnia weszłam na Facebooku na stronę naszego wydziału, żeby obejrzeć zdjęcia. Moje przypuszczenia się sprawdziły; Michał na mnie patrzył. Na jednym zdjęciu ja byłam wpatrzona w prezentację, a On miał mocno przekręconą głowę w moją stronę.

Szanowny Panie Doktorze, mam pytanie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz