ROZDZIAŁ XXIII ••

28 2 0
                                    

       Tak mniej więcej wyglądały następne tygodnie aż do początku grudnia; spotykaliśmy się czasami na spacer, potem szliśmy do mieszkania Michała i pracowaliśmy do późnych godzin. Michał zawsze odprowadzał mnie na przystanek, bo zwykliśmy pić wino do naszych językoznawczych rozważań. Regularnie spotykaliśmy się na Soirées Francophones i Soirées Multilangues. Doktorek w sumie stał się bardziej moim kolegą w przeciągu niecałego miesiąca, co mi jak najbardziej odpowiadało.
       Pewnego grudniowego wieczoru, niedługo przed świętami, stało się coś niesamowitego. Umówiliśmy się ponownie na omówienie rezultatów pracy na konferencje, a wcześniej na spacer po już otwartym jarmarku. Jak zwykle na przywitanie się przytuliliśmy i poszliśmy w stronę obsypanych śniegiem budek. Od jakiegoś tygodnia było tyle śniegu, że w telewizji mówili, że tyle ostatnio spadło w dwa tysiące szóstym roku. Michał zaproponował mi grzane wino. Chciałam za nie zapłacić, ale nie pozwolił mi na to:
– Klari, stać mnie jeszcze na to, żeby kupić Ci grzane wino. – Kochałam kiedy tak do mnie mówił... "Klari"; rozpływałam się na frazę rozpoczynającą się od takiego zdrobnienia padającą z jego ust.
– Ale Michał...
– Ale Klara, podejrzewam, że Ty masz trochę mniej pieniędzy niż ja, bo studia nie są Twoją pracą...
– No dobra, ale jakoś się odpłacę.
– A może już dzisiaj, w formie spaceru, na którym nie będziemy rozmawiać o sprawach uczelnianych? – Zazwyczaj rozmawialiśmy o uczelni; nawet jeśli nie były to tematy związane z naszym artykułem, czy moją pracą licencjacką, to zawsze rozmawialiśmy o jego pracy, o tym jak mi się studiuje, o moich potyczkach z różnymi pracami domowymi, wykładowcami...
       Potem spacerowaliśmy po wrocławskich uliczkach bardzo długo rozmawiając o kompletnych głupotach.  Z czasem było mi już tak zimno, że myślałam, że nogi i ręce odpadną mi z zimna. Postanowiłam więc delikatnie zasugerować, że chciałabym już wracać:
– Michał, wiesz jak iść?
– Nie, a Ty? – Zirytowało mnie to. Przecież mieliśmy jeszcze omawiać artykuł, a nawet nie wiedzieliśmy jak wrócić.
– Też nie.
– I co teraz? – Zapytał bez krztyny przejęcia. Wyciągnęłam więc telefon z kieszeni i zaczęłam szukać na mapach drogi powrotnej.
– Boże, Michał! Czemu nie patrzyłeś?! Czekaj... Gdzie my jesteśmy?! – Okazało się, że byliśmy na drugim końcu dzielnicy sąsiadującej z centrum. Obracałam się wokół siebie, szukając odpowiedniego kierunku, aż nagle poczułam uderzenie w ramię.
– Jeju, Michał... Czemu to zrobiłeś?! Wiesz, że mi zimno... – Doktorek rzucił we mnie śnieżką. Było to nawet zabawne, ale byłam rozdrażniona w tamtym momencie.
– Bo to kara.
– Kara?! Za co?! – Wykrzyknęłam.
– Za to że się zgubiliśmy... Nie patrzałem przez Ciebie gdzie idziemy. – Dobra, Michał był zabawny w tym wszystkim. Postanowiłam również w niego rzucić śniegiem w ramach odwetu.
– Michał!Ale ja myślałam, że Ty wiesz jak iść! – Zaczęliśmy w siebie rzucać śnieżkami jak dzieci; Michał próbował mnie przewrócić, a ja jego. Wrzuciłam mu nawet śnieg na szyję.
Skończyło się na tym, że w wyniku popchnięcia wylądowałam na jakiejś małej śniegowej górce, a Michał na mnie, gdyż pociągnęłam go za rękę. Leżąc w ten sposób śmieliśmy się chwilę, a potem, kiedy już się uspokoiliśmy, patrzyliśmy bez słowa na siebie. Adiunkt omiatał moją twarz swoim wzrokiem, a ja wędrowałam z jednego oka na drugie, potem na usta, i tak w kółko.
– Masz bardzo ładne oczy... – Rzekł po chwili delikatnie się czerwieniąc.
– Merci. – Zostaliśmy w tej pozycji przez jeszcze kilkadziesiąt sekund, aż nagle, nim zorientowałam się co się dzieje, usta Michasia znajdowały się na moich i oddawały czuły, nienaganny pocałunek. Nawet pokusiłabym się tutaj bardziej o miano "buziaka". Nie docierało to do mnie. Czułam się jakby mi się to wszystko śniło; scena niczym z komedii romantycznej.             Po kilku ułamkach sekundy, Doktorek przewrócił się na plecy wypowiadając następujące słowa:
– Pani Klaro... Przepraszam, ja nie chciałem...
– Nie chciał Pan? – Jakim cudem niby nie chciał, skoro to zrobił?! Wiem, że mógł mieć wyrzuty sumienia, gdyż nasza relacja nie była ordynarna; on był częściowo moim wykładowcą, a takie rzeczy nie mogły mieć absolutnie miejsca. Ale czy ja żałowałam, że doszło do takich sytuacji między nami?
– A poza tym nie przeszliśmy na Ty? – Zapytałam z nutą ironii.
– No przeszliśmy...
– No to czemu nagle taka zmiana? – Kontynuowałam. Michał sprawiał wrażenie zmartwionego.
– Zapomnijmy może lepiej o tym. – Kiedy mój ukochany wstawał, ja pospiesznie ulepiłam dwie śnieżki. Kiedy Michaś już stał i strzepywał z siebie ślady śniegu, powiedziałam:
– Michał, to jest kara! – I wycelowałam prosto w jego klatkę piersiową.
– Ale za co?!
– Powiedziałeś "pani", zabiłam Cię Twoją własną bronią! – Nie chciałam, żeby się tym przejmował. On w tym co zrobił był taki uroczy... Miałam ochotę dać mu buziaka, ale wydawało mi się, że jak na tamten moment to może być dla niego za dużo.
Kiedy Doktorek zorientował się jak bardzo byliśmy oddaleni od centrum, powiedział zestresowanym głosem:
– Chyba będzie lepiej, jak zamówimy Ubera.
– A ja wolałabym wrócić na nogach. – Nalegałam.
– A nie jest Ci zimno? – Rzekł zdziwiony.
– Nie. Rozgrzałeś mnie Michał. – Całą drogę szliśmy zgodnie z nawigacją. Rozmawialiśmy o głupotach. Była to niezręczna rozmowa... Już byłoby lepiej gdyby była cisza. W pewnym momencie, spojrzałam na zegarek i okazało się, że jest już po dwudziestej trzeciej. Powinnam była już wracać do domu; spacerowaliśmy dużo dłużej niż nam się wydawało :
– Michał, ja nie wiem, czy my zdążymy jeszcze ogarnąć ten artykuł... Jest już późno, a ja się boję dzików.
– Klari, a zgodziłabyś się, żebym Cię zawiózł do domu? Wiem, że wypiłem to grzane wino, ale nie było go dużo, a poza tym, po trzech godzinach, już mi zeszło. – Zdecydowanie tak wolałam; nie musiałabym się martwić, że jakaś owłosiona świnia mnie zaatakuje.
– Dobrze. Możesz mnie odwieźć jak chcesz. – Rzekłam przybliżając nieśmiało głowę do jego ramienia.
Dotarłszy na rynek, poszliśmy w stronę osiedla na którym mieszkał Jaśkiewicz, do samochodu mojego Doktorka. Odśnieżyliśmy samochód, a jadąc w stronę mojego domu, odmienialiśmy sobie różne czasowniki. Kiedy wysiadałam, powiedziałam Michasiowi, żeby dał mi koniecznie znać jak wróci do domu. Kiedy tylko dostałam wiadomość, położyłam się spać. O dziwo, byłam tamtego dnia nad wyraz spokojna i od razu zasnęłam. Czułam, że wreszcie wszystko idzie w dobrym kierunku, a co najlepsze; wszystko działo się tak, jak sobie to wymarzyłam.

Szanowny Panie Doktorze, mam pytanie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz