Najszybciej jak to było możliwe pojechaliśmy na komisariat, gdzie opowiedzieliśmy wspólnie całą historię związaną z Eweliną Szpak od początku do końca. Niestety policjant powiedział nam, że dopóki nie mamy dowodów, które pokazywałyby czarno na białym co się dzieje i działo, nie mogą nic zrobić. Powiedział jednak, że patrząc na dowody, które zgromadziliśmy jak do tej pory, jedyne co mogą zrobić, to przesłuchać ją w obecności psychiatry.
Powiedzieliśmy gdzie mieszkała kobieta i sprowadzili ją na komisariat; kiedy zobaczyła tam nas, mam wrażenie, że wszystko zrobiło się jasne. Wykładowczyni wpadła w szał, zaczęła mnie wyzywać, próbowała się rzucić na mnie i na Michała, ale skuli ją w kajdanki. Czekaliśmy parę godzin zanim dowiedzieliśmy się co dalej, aż w końcu wyszła policjantka z jakiegoś pomieszczenia i powiedziała, że Ewelina zostanie przymusowo zamknięta na oddziale psychiatrycznym na pięć miesięcy, ze względu na to, że stwarza niebezpieczeństwo.
Kiedy dowiedzieliśmy się, że kobieta jest już w szpitalu, odczułam nieopisywalną ulgę. W związku z tym, że oficjalnie mieliśmy święty spokój, postanowiliśmy wyjechać na parę dni w góry, żeby świętować i wynagrodzić sobie ostatnie wydarzenia. Szczerze mówiąc, dawno tak nie odpoczęłam psychicznie. Mogliśmy się cieszyć pięknymi tatrzańskimi pejzażami nie martwiąc się, że ktoś nas śledzi, czy wali w hotelowe drzwi.
Całe pięć miesięcy było definicją sielanki, aż do momentu, kiedy Ewelina wyszła z psychiatryka. Któregoś wieczoru zapukała do drzwi, podczas gdy my rozkoszowaliśmy się makaronem z krewetkami w akompaniamencie białego wina.
– Jeszcze się na was zemszczę. – Powiedziała. Trochę nas to przeraziło, ale każdy jej ruch, mógł być jednocześnie gwoździem do jej trumny. Od tamtego momentu postanowiliśmy rejestrować i zapisywać każdy jej atak bardzo dokładnie.
Zbliżała się konferencja studencko-doktorancka, którą organizowaliśmy jako koło naukowe ; miałam już przygotowany referat. Przygotowałam go z badań, które akurat robiłam na moją już trzecią poważną publikację. Byłam podekscytowana i zestresowana jednocześnie, bo znowu kilka dużych imprez złożyło się w jednym momencie ; konferencja, frankofonia, pisanie magistra i dwie kolejne konferencje na horyzoncie. Problem polegał na tym, że wpadłam na beznadziejny pomysł robienia czegoś kompletnie innego na te konferencje. Mimo, że wszystko oscylowało wokół negacji, każda praca skupiała się na innym problemie. Całe szczęście miałam obok Michała, który mnie wspierał i motywował w chwilach zwątpienia.
Wyczekiwany dzień pierwszej edycji naszej konferencji nadszedł ; ubrałam satynową błękitną sukienkę i pokręciłam włosy. Michałek siedział już na widowni, kiedy ja wychodziłam na scenę, aby przedstawić publiczności mój temat. Wypowiedziałam pierwsze zdania ;
– Bonjour! Aujourd'hui J'ai une énorme plaisir de vous présenter l'échantillon de mes recherches. Malheureusement je n'ai que 20 minutes, donc je vais commencer par la précision de mon sujet. J'ai préparé la présentation sur les verbes de valeur négative. (Dzień dobry! Mam dzisiaj ogromną przyjemność przedstawić Wam próbkę moich ostatnich badań. Niestety mam tylko 20 minut, więc zacznę od doprecyzowania tematu. Przygotowałam prezentację na temat czasowników o znaczeniu negatywnym) – W tamtym momencie zawył alarm. Trochę spanikowałam, ale ostatecznie, tak jak wszyscy opuściłam budynek. Oddaliłam się na tyle, żeby móc pogadać z Jaśkiewiczem, który przybiegł od razu, jakby wiedział gdzie mnie szukać.
– Kurwa, dlaczego znowu coś musi iść nie tak? – Rozpłakałam się.
– Spokojnie, za chwile pewnie nas wpuszczą spowrotem i wszystko będzie dobrze. – przytulił mnie całując w czoło. Nagle chmara ludzi zaczęła biec w kierunku Biedronki, przy której zwykli wszyscy parkować swoje samochody. Zdezorientowani zapytaliśmy jakiegoś studenta o co chodzi:
– Ktoś odpalił bombę. – Zobaczyłam obłęd w oczach mojego ukochanego. Próbował mimo to zachować spokój. Mimo presji sytuacji, nie oddaliliśmy się z miejsca ani centymetr. Nagle zza jakiegoś krzaka usłyszeliśmy :
– Ymmm... Czujecie w powietrzu tą siarkę ? Ja czuję i nazywa się Klara Gałczyńska – Powiedziała Ewelina Szpak. Czyż nie mogłam się od razu domyślić kto maczał w tym palce ? Michał od razu wyciągnął telefon żeby zapisać wszystko co powiedziała, godzinę i miejsce w którym to się stało. Ja nie odezwałam się słowem.
Nim przyjechali saperzy i policja, nim psy sprawdziły każdy zakamarek wydziału, minęło pięć godzin, a po uczestnikach konferencji nie zostało ani śladu. Byłam załamana ; pierwsza konferencja i zrujnowana ? ! Gdyby jeszcze w słusznej sprawie była zrujnowana, a to znowu sprawa tej debilki. Po prostu płakałam do końca dnia. Nie miałam już siły na walkę z nią, bo miałam wrażenie, że nie da się z nią wygrać. Jak się niestety okazało, konferencja musiała skończyć się zdalnie po weekendzie. Byłam wybitnie zezłoszczona z tego powodu, gdyż wiedziałam na sto procent czyja to była sprawka. Na dodatek był to fałszywy alarm. Z tego co było mi wiadomo, to policja znalazła telefon, z którego zostało wykonane połączenie w śmietniku niedaleko uczelni, beż żadnych śladów w postaci odcisków palców. Jak można być takim zdesperowanym draniem, żeby postępować w ten sposób ?
Ostatecznie wyszła z tego bardzo przyjemna i kameralna konferencja. Byłam dumna z siebie i nawet padło kilka ciekawych pytań dotyczących mojego wystąpienia. Referat ten miał się przerodzić w kolejny artykuł, tym razem do lublińskiego czasopisma naukowego.

CZYTASZ
Szanowny Panie Doktorze, mam pytanie.
RomanceKlara Gałczyńska jest studentką filologii romańskiej ze specjalnością język francuski. Jest ogromną pasjonatką oraz wzorową i ambitną studentką. Na swojej naukowej drodze spotyka doktora Jaśkiewicza, który wykłada na jednym z semestrów gramatykę pra...