ROZDZIAŁ XXXIV

23 1 0
                                    

Kiedy upłynął tydzień, postanowiliśmy wreszcie powiedzieć o nas moim rodzicom. Uprzedziłam ich odpowiednio wcześniej, że przyjedziemy wieczorem. Moi rodzice byli podekscytowani; mój tata szykował na kolację makaron z krewetkami, a mama kupiła whisky na drinka. Byłam bardzo zestresowana i chciałam mieć to jak najszybciej za sobą.
Kiedy wybiła dziewiętnasta, mijaliśmy Auchan w Sosnowcu. Michał również się stresował, acz ukrywał to najbardziej jak tylko potrafił. Gdy weszliśmy do domu, zostaliśmy przywitani przez psy, a zaraz potem pojawili się moi rodzice:
– Cześć!
– Dzień dobry!
– Dzień dobry! – Odpowiedziało małżeństwo.
– To jest Michał. Michał, to są moi rodzice. – I podali sobie ręce przedstawiając się. Usiedliśmy następnie w salonie i tata zrobił każdemu z nas po drinku z colą.
– No to może nam coś powiedzcie... Jak się poznaliście na przykład...? Bo przecież ona nic nie mówiła... – Zaczęła moja mama.
– No tak jak już wiecie, poznaliśmy się na uczelni. Michał był moim wykładowcą. – Powiedziałam prosto z mostu. Zapadła cisza. Rodzice spojrzeli się na siebie; tata uśmiechnął się jednym kącikiem ust, a mama po kilku sekundach parsknęła śmiechem.
– Niesamowite! Czyli Ty Michał robisz doktorat, tak?
– Nie... Ja już jestem doktorem.
– Jak doktorem? – Dopytywał tatuś.
– To ile jest lat różnicy między wami? – Drążyła mama.
– Siedemnaście lat. – Odpowiadałam jak na przesłuchaniu. Obydwoje zaczęli się nerwowo śmiać. Michał siedział i patrzył na tą całą sytuację jak wryty, a ja próbowałam sprawiać wrażenie niezestresowanej. Po chwili moja rudowłosa rodzicielka powiedziała:
– Czyli gaździna znowu miała rację... –  Gaździna była warszawianką żyjącą w Zakopanem. Zwykliśmy do niej jeździć, a ona zwykła nam przepowiadać przyszłość. Nie była żadną wróżką, ale miała niezwykły talent do odczytywania z oczu tego co nasz czeka. Ostatnim razem jak tam byliśmy, gaździna powiedziała "Klara przypomina mi Beatę Tyszkiewicz." Powiedziała też "Mam wrażenie, że Twój przyszły mąż się jeszcze nie urodził. Nie urodził się, albo jest dużo starszy". Faktycznie; nie pomyliła się. Michał miał być moim mężem. Nie byłam pewna jeszcze, czy mój Ukochany był tego świadomy, ale ja nie byłam niczego bardziej pewna niż tego, że będziemy małżeństwem z dwójką dzieci i psem.
– Ale, czekaj... Czy to jest pan Jaśkiewicz? – Zapytała spontanicznie mamusia.
– Tak, a skąd wiesz?
– Tak myślałam... Dużo o nim mówiłaś. – Czyli się domyślała już wcześniej...
– A ile już jesteście razem?
– Cztery miesiące. – Odpowiedziałam. Rodzice byli zdziwieni, że tak długo to zataiłam przed nimi, ale wyrazili zrozumienie. Rozmawialiśmy o naszym związku długo. Nie dziwi mnie to, bo nie była to powszechna sytuacja. Zjedliśmy razem kolację i dyskutowaliśmy o konsekwencjach i trudnościach z którymi możemy się spotkać.
– No... Michał... Życzymy wam dużo szczęścia, ale jak tylko coś się stanie mojej córce, to ukatrupię. – Skwitował mój tata.
– Spokojnie, nie ma się Pan czego obawiać. Nie spadnie jej włos z głowy. Nie pozwolę na to. – Powiedział mój ukochany. Michał sprawiał wrażenie jakby polubił moją rodzinę z wzajemnością. Jak się okazało, mężczyźni mieli dużo wspólnych tematów; polityka, dziwne gadżety z chińskich stronek albo języki obce. Mój tata od półtora roku pracował we Włoszech i uczył się angielskiego, więc ciekawiły go różne procesy psychologiczne związane z nauką języków.
Michał tamtego dnia został na noc. Około godziny drugiej w nocy udaliśmy się do mojego pokoju. Michaś był zachwycony moją estetyką związanym z wystrojem pomieszczeń.
– Wydawało mi się, że Ty chciałabyś, żeby mieszkanie było wyjęte z lat siedemdziesiątych, ale patrząc na to, chciałbym mieć teraz tak samo u siebie. – Niesamowite! Jaśkiewicz dał mi oficjalne przyzwolenie na dobór dodatków i mebli do naszego przyszłego mieszkania. Wszystko było tak jak sobie wymarzyłam. Byłam przeszczęśliwa, że rodzice zaakceptowali nasz związek i nie wyglądało na to, że będą chcieli go przerwać.
Cieszyłam się, że wreszcie jedną z ważniejszych rzeczy miałam już za sobą. Ulżyło mi, tym bardziej, że Michał przejawiał sympatię do moich rodziców. Miałam wrażenie, że mimo dezaprobaty jego rodziny, mogło już być tylko lepiej. Teraz mogłam czekać tylko na obronę i liczyć na zdaną sesję w pierwszym terminie.

Szanowny Panie Doktorze, mam pytanie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz