ROZDZIAŁ XXXII

37 2 0
                                    

W środę po zajęciach chciałam jechać do domu; w końcu ustaliliśmy z Michałem jakieś zasady. Standardowo wyszłam wejściem głównym i zaczęłam się kierować w stronę przystanku tramwajowego. Nagle, z przestrzeni między żywopłotem a ostatnim filarem dachu wydziału wyłoniła się Ewelina Szpak:
– Kogo ja tu widzę? Życzę Ci powodzenia na obronie.
– Dziękuję bardzo! – Powiedziałam ze sztuczną serdecznością nie zatrzymując się ani na sekundę.
– Będę zasiadać w komisji. – I dopiero wtedy się zatrzymałam. Odwróciłam się i z szokiem w głosie zapytałam:
– Co, proszę?
– Zrobię wszystko, żebyś tego nie obroniła.
– Obronię to. Obronię to na pięć. Jestem tego pewna.
– Jak obronisz, to co najwyżej na tróję. Jutro idę podpisać dokumenty. Z dedykacją dla Ciebie zrezygnowałam z obrony z literaturoznawstwa. Zrobię wszystko, żeby Ci pokazać ile jesteś warta. – Po tych słowach zawróciłam w stronę uczelni. Zaczęłam płakać i nerwowo oddychać. Nim doszłam do wejścia głównego, straciłam kontrolę nad tym. Jak zwykle... Dostałam ataku nerwicy w najmniej odpowiednim momencie. Biegnąc w stronę sali trzy dwa, czułam jak z każdym krokiem moje ręce stają się coraz bardziej drętwe. Odczuwałam ból przy oddechu i ciężko mi było sklecić porządne jedno zdanie: 
– Michał, Ewelina! Ona będzie! Ona będzie!
– Kochanie, uspokój się, kim ona będzie?
– Ona powiedziała mi. Przed uczelnią! Ona tam była.
– Klara, co ona Ci powiedziała?
– Ona tam była! Ja nie chcę. Ja się boję! Boję się, rozumiesz? – Misiek był spanikowany. Zaczął otwierać wszystkie okna w pomieszczeniu i pomógł mi się rozebrać.
– Klarciu, oddychaj, spokojnie! Powiedz mi, co ona Ci powiedziała?
– Mi... Micha... Michał, boli! Boli mnie! Klatka mnie boli.
– Klarciu, dzwonię na pogotowie, już będzie wszystko dobrze. – "Żadne pogotowie"! Nie mogłam do tego dopuścić, a poza tym... Przecież miałam Hydroxyzine w portfelu, która zawsze mi pomagała.
– Nie! Nie! Nie pogotowie nie! Tam, tab... tab... table, table... tka, tabletka.
– Kochanie, gdzie? Jaka tabletka?
– Hydro, hydro...
– Hydroxyzina?
– Ta, ta, tak. W port, prortfe, w portfe...lu. – Kiedy Doktorek podał moje antidotum, po kilku minutach się uspokoiłam. Było mi niezmiernie głupio, że widział mnie w najgorszym stanie w jakim mogłam się znaleźć przez moje nerwy. Nie lubiłam się z tym nigdy uzewnętrzniać; zresztą nigdy nie lubiłam pokazywać skrajnych emocji, bo inaczej czułabym się naga emocjonalnie przed najbliższymi. Czułabym się tak, jakbym nie miała już nic więcej do ukrycia, albo gorzej; jakbym była nieobliczalna.
– Michał... Ja Ciebie przepraszam, zdenerwowałam się. – Wyznałam wypuszczając z siebie całe napięcie.
– Kochanie, nie masz za co mnie przepraszać.
– Ale ja nie chciałam, żebyś Ty mnie oglądał w takim stanie.
– Żabko, nic się nie dzieje! Kocham Cię najmocniej na świecie! Wystraszyłem się po prostu, ale najważniejsze, że miałaś tą tabletkę. Powiesz mi teraz, na spokojnie co Ci powiedziała Ewelina? – Naprawdę go kochałam. Każda sytuacja utwierdzała mnie w przekonaniu, że jest najodpowiedniejszym mężczyzną, którego mogłabym zdobyć.
– Tak, ja Ciebie też kocham Michał. Powiedziała mi, że będzie na mojej obronie i że specjalnie zrezygnowała z bycia na obronie z literatury i jutro idzie podpisać dokumenty z tym związane i już zaczęła się orientować w negacji. Powiedziała, że zrobi wszystko, żebym tego nie obroniła, albo obroniła na trzy.
– Co?! – Zareagował nerwowo mężczyzna.
– Tak. Powiedziała, że zrobi absolutnie wszystko, żeby tak było.
– Ona jest nienormalna. Ja ją chyba zabiję. Nie! Nie pozwolę na to. – Mówił chodząc agresywnie po sali. Nie widziałam go chyba jeszcze w takim stanie. Sprawiał wrażenie jakby miał zaraz wziąć jakiś przedmiot i rzucić nim w przestrzeń.
– Michał...
– Klara. Ona nawet jakby chciała, to przez dwa miesiące nie nadrobi tego co Ty zrobiłaś przez dwa lata. Ona jest niezrównoważona. Ale zresztą jej chyba przecież nie przyjmą do komisji.
– A jak przyjmą?
– Nie ja jutro idę do Adama i muszę z nim o tym porozmawiać. Przecież ona jest literaturoznawcą!
– Michał, nie możesz tego zrobić. Pamiętaj, że nie możesz się o mnie nadzwyczajnie martwić. – Martwiłam się, że przez to wszystko nasz związek wyjdzie na jaw. Po mojej obronie, pewnie jeszcze wyszlibyśmy z tego jakoś cało, ale przed?! Byłaby to katastrofa.
– Kurwa! Ale ona nie może być w tej komisji. A ta ameba- Anastazja, napewno to zaakceptuje, bo przecież o tym nie wie. Ale nie... Ja zrobię inaczej. Pozwolę jej na to i po jakimś tygodniu pójdę i się zgłoszę, i jak się dowiem, że tam będzie Ewa, to zacznę recytować regulamin.
– Ale Michał...
– Nie! Kochanie, nie pozwolę na to, żeby ta idiotka zrujnowała Ci karierę, czy to jest dla Ciebie zrozumiałe?
– Tak.
– Zobaczymy się dzisiaj wieczorem? Na Soirée, a potem przyjdziesz do mnie na noc?
– Tak. – Byłam zestresowana tym co chciał zrobić Michał. Miałam wrażenie że działał pod wpływem emocji, nie myśląc o konsekwencjach.
Nasza miłość od samego początku była trudna, analityczna i zmuszała do przemyśleń. Tak samo jak gramatyka, która nas połączyła; cały czas trzeba ją analizować, zastanawiać się zanim coś się w niej zrobi i skłania do głębszych refleksji. Nigdy z niczym nie mogliśmy postępować spontanicznie; zawsze gdzieś krył się jakiś haczyk, który mógł nam obydwóm zrujnować życie.

Szanowny Panie Doktorze, mam pytanie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz